lip 092018
 
Jak widać, zebrało mi się na parafrazowanie tytułów fajnych filmów. Ale nie ma co ukrywać – treścią dzisiejszego wpisu będzie pełen atrakcji dzień spędzony w Ustce. Wybraliśmy się tam, żeby przypomnieć sobie stare ścieżki z wakacji sprzed kilku lat. I było warto.

Ustka nie jest jakimś specjalnie dużym miastem, ale ma wszystko, co potrzeba do bycia przyjemnym, nadmorskim kurortem. Bardzo ładny port wypełniony interesującymi statkami. Latarnię. Bunkry. Motylarnię. Rejsy wycieczkowe. Deptak pełen lodziarni i smażalni. Plaże po obu stronach portu. Most zwodzony. A do tego taki specyficzny, ustkowy klimat, który bardzo lubię. Nie będę tu nikogo zanudzał opisami, co robiliśmy. Dość powiedzieć, że robiliśmy wszystko. Szczególnie przypadł nam do gustu rejs statkiem – nie był to ten duży, stylizowany na dawny żaglowiec – a całkiem mały kuterek, przerobiony na wycieczkowiec. Zaletą było “niskie zawieszenie”, dzięki któremu mieliśmy bliski kontakt z morzem. Do tego możliwość łażenia od dziobu po rufę. A ponieważ była spora fala, łajbą nieźle bujało i można było solidnie podskoczyć razem z pokładem. Jedyny minus to czas trwania rejsu – był o wiele za krótki. No, ale jeśli ktoś narzeka, zawsze może sobie popłynąć w rejs z prawdziwymi rybakami, na prawdziwym, śmierdzącym rybą kutrze (co kiedyś mam zamiar też zrobić).

Na drugim miejscu, wśród lokalnych atrakcji, znalazła się motylarnia. Mamy chyba do czynienia z jakąs nową modą – gdzie nie pojechaliśmy, to była tam motylarnia. Albo gabinet figur woskowych, ale to już materiał na inną historię. No bo nie do końca to rozumiem. Wchodzisz do takiego lokalnego gabinetu figur woskowych. Stoi figura przypominająca z grubsza jakiegoś znanego aktora czy piłkarza. I? Co z tego wynika? Ale widocznie ludzie czują pociąg do figur woskowych przypominających z grubsza znanych celebrytów, bo powstaje ich co najmniej tyle, co motylarni. Motylarnia w Ustce jest mała, ale całkiem sensownie zorganizowana. Jest tam kilka pomieszczeń z gablotkami z egzotycznymi motylami, terraria z wężem i innymi gadami oraz oczywiście duże pomieszczenie-szklarnia z żywymi motylami. Muszę przyznać, że panujące tam warunki stanowiły pewne wyzwanie nawet dla mnie – zdeklarowanego miłośnika upałów. Temperatura 41C i wilgotność zbliżona do stu procent. Mój potomek omiótł pomieszczenie wzrokiem, a następnie szybko zrejterował. Ja byłem twardszy i spędziłem tam sporo czasu. Motyli było dużo, niestety głównie najpopularniejsze w takich placówkach Morpho. Oprócz niego zidentyfikowałem jeszcze trzy gatunki o bardzo niskiej liczebności. Owady można było brać na ręce, oglądać jak się pożywiają, odpoczywają i dostojnie przelatują. Do tego w oddzielnym pomieszczeniu była wylęgarnia, a pani z obsługi była bardzo pomocna i chętna do udzielania dodatkowych wyjaśnień.

A na zakończenie jeszcze trochę klimatów z Ustki – w końcu to były wakacje, a nie samą przyrodą człowiek żyje.

  2 komentarze to “Rzeczy, które robisz w Ustce…”

  1. Byłam w Ustce w lipcu 2012 roku. Nie wiem, czy wtedy działała motylarnia. Raz odwiedziłam motylarnię w poznańskim Nowym Zoo i dwa razy w bydgoskim Zoo. W obu obiektach są tylko żywe motyle.

  2. Taki motyl w motylarni to ma klawe życie.

Sorry, the comment form is closed at this time.