lip 082018
 
…awaria. W czasie ostatnich tygodni byłem na nadmorskim urlopie. W tym czasie moją stronę dotknął jakiś kataklizm i przestała działać. Nie wiadomo, co do końca było przyczyną, na całe szczęście udało się podnieść Botanika i znów jest z nami. Zatem do dzieła – dzisiaj pierwszy odcinek morskich opowieści.

Wiele sobie obiecywałem po tej wakacyjnej wyprawie – jechaliśmy do Rowów, o krok od Słowińskiego Parku Narodowego położonego nad jeziorami Łebsko i Gardno, w którym można spotkać setki ciekawych gatunków ptaków i owadów. Tyle przynajmniej mówiła teoria. Ryzyko wiązało się z członkami wyprawy – jechałem z moim synem, który miał wiele własnych pomysłów na spędzenie wolnego czasu nad morzem. Zawarliśmy umowę – połowa dnia jest moja, druga połowa jego. Jak to się skończyło, domyśli się każdy czytelnik książek z serii “Mikołajek”. Moje słowa kluczowe – “owady”, “ptaki”, “fotografia”, zostały szybko zastąpione przez – “lody”, “plaża” oraz “wracajmy do ośrodka”. Żeby nie ciągnąć tematu – wyjazd ogólnie był super, ale przyrodniczo nie bardzo.

Zacznijmy od ptaków. Podczas urlopu miałem nadzieję spotkać wiele gatunków ptaków egzotycznych. Jaki dla mnie jest ptak egzotyczny? Taki, który nie występuje w Łódzkim Ogrodzie Botanicznym, przez co nie widuję go często. I tak na przykład pliszka jest dla mnie całkiem egzotyczna, a dzięcioł zielony – wcale. Morze to oczywiście terytorium różnych gatunków mew. Widziałem ich sporo, o niektórych nawet nie wiedziałem, że stanowią odrębne gatunki. Towarzyszyły nam cały czas, wszędzie. Była na wpół oswojone, chuligańskie i gadatliwe. Jednym słowem fajne. Oprócz nich, co było dla mnie zaskoczeniem, spotykaliśmy bardzo dużo kormoranów. Te ostatnie przesiadywały głównie na falochronach i całkiem łatwo dawały się fotografować. W życiu nie zrobiłem tylu zdjęć tych ptaków, co w czasie tygodnia nad morzem. I to właściwie… prawie koniec. Było jeszcze kilka gatunków, o których napiszę kiedy indziej, ale to naprawdę wszystko. Mewy i kormorany – serio? Gdzie były te setki różnych ptaków zasiedlających jezioro Gardno? Orły, żurawie, egzotyczne kaczki… Nie wiadomo. W każdym razie nie tam, gdzie byłem ja.

Pierwszego dnia po przyjeździe odwiedziliśmy oczywiście Słowiński Park Narodowy w okolicach Rowów. Miejsce to jest po prostu przepiękne. Ogromna powierzchnia jeziora otwiera horyzont zaraz po wyjściu z sosnowego lasu. Przestrzeń wypełniona jest zielonymi połaciami trzcin i szarawą powierzchnią wody. Z jakiegoś powodu okolica przypominała mi jezioro Szkodarskie na granicy Czarnogóry i Albanii. Tu krajobraz był piękny, tylko całkiem… pusty. Nie było tych wymarzonych stad ptaków – pływających, latających, brodzących. Co gorsze, nie było prawie w ogóle owadów. Wyobrażacie sobie taki kawał jeziora i podmokłych terenów, nad którymi latają dwie albo trzy ważki? Ja też sobie nie wyobrażałem, dopóki się tam nie znalazłem. Entomologiczna porażka ciężkiego kalibru. Sfotografowałem dosłownie jedną ważkę i jedną ładną muchę (ładna, ale wygląda mi na krwiopijną). I to było wszystko. Poza mrówkami – bo tych było akurat całkiem sporo. Roiły się wszędzie wokoło, co jakiś czas mijaliśmy wielkie mrowiska, była tam nawet edukacyjna ścieżka im poświęcona. Zawiedziony zarządziłem powrót do bazy, co akurat bardzo odpowiadało mojemu synowi spragnionemu lodów i gry w piłkarzyki w świetlicy.

Na zakończenie tego odcinka trochę lotniczo-morskich klimatów. Rowy leżą w takiej części wybrzeża, w której prawie nic nie pływa i nie lata. Przez cały pobyt sfotografowałem jeden samolot oraz dwa śmigłowce (Mi-14PŁ – maszyny do zwalczania okrętów podwodnych). Do tego trochę małych okrętów, kutrów rybackich i to właściwie wszystko. Przez większość pobytu na Bałtyku panował sztorm i może dlatego pływało tak mało jednostek.
Jak widać po dzisiejszym wpisie, zawiodły mnie wszystkie ulubione tematy fotograficzne – nie poddajemy się jednak, w kolejnych powieje optymizmem.

  4 komentarze to “Spokojnie, to tylko…”

  1. Wyrazy współczucia składam. 🙂 Ale jakoś nie wierzę, żeby tam naprawdę było tak pusto, może coś wyszło nie tak z pogodą? No wiesz, za ciepło, za zimno, za mokro, za sucho i w ogóle.
    A koromorany ponoć zalatują i do nas, ale nigdy żadnego nie widziałam. W sumie nic dziwnego, rzadko nad Wisłą bywam. 😉 Fajnie Ci zapozował ten z rozłożonymi skrzydłami. A mucha wygląda na bąkowatą – jak rozumiem, ze spotkania z nią uszedłeś w całości. Mnie się jeszcze nigdy żaden bąkowaty nie trafił i sama nie wiem, czy się z tego powodu smucić, czy cieszyć.

    • Pewnie winny był wiatr. Cały czas był sztorm, Bałtyk się huśtał i wiało niesamowicie. No i podejrzewam, że brak czasu robił swoje – z potomkiem przelatywaliśmy jak bolidy Formuły 1 przez te wydmy i jeziora 🙂 Ale ważek i ptaków nie było – zauważyłbym. W następnych odcinkach pojawi się kilka owadów i bardzo ciekawy gatunek ptaka. Ale to później – po powrocie do Łodzi poszedłem do Ogrodu i w ciągu godziny zrobiłem więcej zdjęć niż na całym urlopie – będę więc jakoś te wpisy ze sobą mieszał, żeby nie zanudzać. Kormorany są najbliżej mnie chyba na zbiorniku Jeziorsko, ale byłem tam ze dwa razy w życiu, więc nie wiem jak jest teraz. A bąkowaty też był jakiś ospały albo najedzony. Za to robił wrażenie – duży był i jak sobie wyobraziłem go wbijającego się w moją nogę, to brrrr 🙂

  2. Generalnie nad morzem zawsze jest pusto, a przynajmniej dotyczy to ptaków (tych paru mew nie liczę). Słowiński PN jest natomiast rajem dla wielbicieli rykowiska z uwagi na – paradoksalnie – największe zagęszczenie jeleni w Polsce:)

    • Jednego jelenia tam spotkałem – siebie 🙂 Z ssaków widziałem….. eeeeeeee….. nic? Psy i koty, o tyle.

Sorry, the comment form is closed at this time.