maj 212020
 
Często jeżdżę tramwajami. A kiedy jadę na długiej trasie i akurat nie czytam książki, lubię gapić się na ludzi. A konkretnie na ich torby i plecaki. Wyobrażam sobie coś w rodzaju teleturnieju – “Zgadnij co mam w torbie”. Myślę, że byłbym w nim ciężkim przeciwnikiem. Weźmy choćby dzisiejszy dzień –  w plecaku mam plastikową pozostałość wypalonego znicza pełną rojących się kulanek i prosionków.

Wirus skomplikował wszystkie dziedziny życia, ograniczył również dostęp do cmentarzy. Korzystając z wolnego dnia, pogody i rozluźnień kwarantannowych, postanowiłem odwiedzić groby bliskich. Okazało się, że nawet na cmentarzu nie dam rady opędzić się od zainteresowań przyrodniczych. W sumie – nic dziwnego. Już jako dzieciak jeździłem na łódzkie cmentarze z moimi Dziadkami. Były to dla mnie wizyty neutralne emocjonalnie, odwiedzaliśmy moich Prapradziadków, którzy odeszli gdzieś na początku XX wieku. Dzięki temu te wizyty kojarzą mi się bardziej ze zwierzętami – wiewiórkami, których było pełno oraz “stonogami” przemykającymi między nagrobkami. I to właśnie te ostatnie będą bohaterkami dzisiejszego wpisu.
Już na cmentarzu chciałem wyrzucić wypalone znicze. Sięgam po pierwszy, a tu niespodzianka – w środku kilka szarych komórek i siedząca na nich klecanka. W sumie idealne miejsce na budowę gniazda – osłonięte od deszczu i wiatru, ale z dobrym dostępem. Cóż było robić, wyniosłem klecankę z całym dobytkiem pod płot. Schylając się od razu zauważyłem inne, ciekawe zwierzaki. Mikroskopijne, młode kowale bezskrzydłe. Również czerwone i aksamitne roztocza. Kilka chrząszczy. Nieco błonkówek. A wreszcie wspominane równonogi kilku gatunków, do których zaliczają się nasze potoczne “stonogi“. Oddałem hołd moim zmarłym, ale gdzieś z tyłu głowy krążyły mi przyrodnicze tematy. Już od dawna chciałem mieć możliwość obserwacji lądowych równonogów. Nie ma w tym nic dziwnego – w końcu moim ulubionym gatunkiem w akwarium jest ośliczka wodna – też jakby nie patrzeć równonóg. Nie było się nad czym zastanawiać. Jest okazja, trzeba ją wykorzystać. Wyposażony w wypalony znicz ruszyłem na polowanie i w rezultacie po kilkunastu minutach miałem całkiem pokaźny i zróżnicowany zwierzyniec. Wracając układałem w głowie plan – docelowo równonogi trafią do starego akwarium na balkonie, przejściowo do pojemnika po ogórkach, a ja w tym czasie skoczę do Ogrodu po substrat, jakieś kawałki próchna, kory i co tam się jeszcze nawinie pod rękę. Po powrocie oczywiście nie mogłem odmówić sobie paru minut pogapienia się na to, co złapałem, ale zaraz karnie ruszyłem po materiały i – voila! – na moim balkonie powstał kolejny zbiornik, tym razem kulankarium. A może prosiankarium? Albo wręcz Prokulankarium – brzmi korporacyjnie i bardzo motywacyjnie (pro-).

Równonogi (Isopoda) to bardzo stary rząd skorupiaków – zamieszkują Ziemię od ponad 300 milionów lat. Większość z odkrytych 4000 gatunków zamieszkuje morskie dno. Niektóre przystosowały się do życia w słodkowodnych zbiornikach, a nawet w wilgotnych rejonach lądu. Równonogi potrzebują do życia wysokiej wilgotności, bez niej grozi im bardzo szybkie wyschnięcie. Stąd zamiłowanie do mrocznych i wilgotnych piwnic czy zakamarków pod nagrobkami. W naszym kraju spotykamy około 30 gatunków tych zwierzaków, w tym jeden żyjący w wodach słodkich (wspomniana ośliczka wodna). Co dość nietypowe, polska nazwa znaczy dokładnie to samo, co łacińska, wywodząca się ze starożytnej greki (isos – równy, pous – stopa). Inne języki są równie zgodne, używając narodowych wariantów łacińskiej bazy, albo tłumacząc ją (np. rosyjskie Равноногие). Wyjątek stanowią Serbowie, którzy ochrzcili te zwierzaki (zresztą dość logicznie) mokrice (Мокрице). Popularne stonogi mają chyba najwięcej lokalnych, angielskich nazw ze wszystkich znanych mi zwierząt. Są ich dziesiątki. Nawiązują do wyglądu (armadillo bug, pill bug) czy trybu życia (potato bug, sow bug). Sporo nazw nawiązuje do świń – w związku z ryciem w glebie (Piggy Wig, chucky pig). Niektóre są dość zaskakujące, jak na przykład australijska “butcher boy“. Mnie jednak do gustu najbardziej przypadła dźwięczna “roly-poly“.

Równonogi na ląd wyszły bezpośrednio z wód słonych. W toku ewolucji udało im się przystosować do życia na lądzie, wciąż jednak są bardzo uzależnione od stałego dostępu do wody. Ich ciało pokrywa pancerzyk, który jednak nie jest tak szczelny, jak ma to miejsce u owadów czy pajęczaków. Utrata wody i możliwość wyschnięcia stanowi stały i bardzo duży problem. Równonogi starają się go rozwiązać na kilka sposobów. Przede wszystkim preferują środowiska stale wilgotne – podmokłe gleby, zawilgocone piwnice, zakamarki w leżącej na ziemi korze czy próchnie. Równie ważne jest unikanie bezpośredniego działania słońca, którego promienie mogą doprowadzić do szybkiej utraty wody i w rezultacie śmierci. Stąd większa aktywność po zmroku, albo przebywanie na stałe w miejscach zacienionych. Ewolucja wyposażyła naszych bohaterów również w inne sposoby na walkę z odwodnieniem. Na przykład wydalanie mocznika – u większości zwierząt jest związane z rozpuszczeniem go w wodzie, a co za tym idzie stałym traceniem dużych porcji wody z organizmu. Isopoda mają na to inny patent – specjalnie skonstruowany układ wydalniczy znajdujący się po spodniej części ciała i biegnący przez prawie całą jego długość. Pozwala on na pozbycie się amoniaku w formie gazowej. Również pobieranie wody odbywa się na kilka różnych sposobów. W grę wchodzi nie tylko picie czy nawadnianie się podczas spożywania wilgotnych pokarmów. Równonogi potrafią pobrać wodę bezpośrednio z powietrza. Odbywa się to w specjalnej komorze z pleopodiami, która służy też do odzysku wody z procesu wydalania. Same pleopodia z kolei są częścią narządu oddechowego pozwalającego wchłaniać tlen rozpuszczony wcześniej w wodzie. Kolejnym przystosowaniem do życia poza środowiskiem wodnym jest specyficzny sposób linienia. Większość organizmów okresowo zrzuca swój pancerzyk w całości, będąc w tym czasie narażonym na atak drapieżnika, uszkodzenia mechaniczne czy szybkie wyparowywanie wody. Równonogi linieją na raty, a dokładniej na połowę. Kiedy jedna część ciała pozbawiona jest już pancerzyka i rośnie, druga czeka na swoją kolej. Po stwardnieniu pierwszej części linieje druga. Proces jest wolniejszy niż jednoetapowy, z pewnością jednak pozwala na mniejsze straty wilgoci, a przy okazji zwiększa szansę przetrwania ataku. W odróżnieniu od wielu innych lądowych skorupiaków, rozmnażanie u równonogów nie jest uzależnione od wody. Samica nosi jaja w torbie pod odwłokiem, z nich wylęgają się małe, które sa miniaturową kopią dorosłych osobników. Po pewnym czasie opuszczają one swoją rodzicielkę i rozpoczynają samodzielne życie. Całkiem podobnie (tyle, że pod wodą) wygląda ten proces u ośliczek wodnych (Asellus aquaticus).

Po tej ścianie naukowego tekstu warto przejść do praktyki. Balkonowe terrarium zostało urządzone, zwierzaki wpuszczone i sfotografowane. Gatunki oznaczył specjalista – Jakub Bienias – za co serdecznie dziękuję. Na razie, na podstawie materiału fotograficznego, udało się zidentyfikować cztery. Prokulankarium zamieszkuje więc kulanka (Armadillidium vulgare) oraz trzy prosionkiszorstki (Porcellio scaber), pstry (Porcellio spinicornis) oraz pospolity (Trachelipus rathkii). Zwierzaki ładnie się zaaklimatyzowały, najpierw biegając po całej powierzchni terrarium, a potem przepadając w jego zakamarkach. Po pewnym czasie na powierzchni zostały pojedyncze kulanki zajęte własnymi sprawami. Zastanawiałem się, gdzie ustawić terrarium, tak żebym mógł coś widzieć, a jednocześnie nie narażać równonogów na szybkie wysuszenie. Wybrałem niską półkę regału, która zapewni łatwy dostęp i umożliwi uzupełnianie wody. Przy okazji sfinalizowałem balkonowe porządki, napełniłem świeżą ziemią skrzynki i posiałem to, co jeszcze czekało na swoją kolej. Jestem zadowolony. Co prawda planowałem w tym roku gruntowną przebudowę całego balkonowego wystroju, ale wirus pokrzyżował również i te plany. Cóż, poczekamy do przyszłego sezonu. Na razie dodałem dwa dodatkowe elementy, czyli habitat równonogów i stojący od jesieni staw na bazie wiaderka z Castoramy. Staw stanowi moje zaplecze i backup w stosunku do biurkowego akwarium z biotopem stawowym. Do wiaderka trafiają nadwyżki roślin i zwierzaków z biurka. Jakiś czas temu osiągnąłem pierwszy sukces hodowlany – spod powierzchni wody wyłoniły się pierwsze larwy ważek, które dosłownie na moich oczach zmieniły się w osobniki dorosłe.

Wracając do równonogów – przeglądając internet, łatwo zauważyć, że nie cieszą się one wielką popularnością. Jakieś 95% rezultatów z Google prowadzi do porad typu – jak zabić stonogi w piwnicy/ogrodzie, dlaczego stonogi zagrażają życiu twojemu i twoich dzieci, jak zniszczyć najgorsze szkodniki na świecie? Et cetera, et cetera, wszędzie bzdury w podobnym tonie. Ciekawe jest to, że mimo przeczytania wielu takich stron, nadal nie dowiedziałem się co konkretnie złego robią równonogi, że trzeba je wszystkie pozabijać? Z tego co wiem, odżywiają się głównie zbutwiałą materią organiczną, nie gryzą, ani nie rzucają się znienacka na śpiącego, by wyssać jego krew. Widocznie autorzy tych stron obawiają się, że stonogi pozjadają ich wywalone do ogrodu czy piwnicy śmieci. Złe stonogi! Na wszelki wypadek poczekałem do wieczora, kiedy było już ciemno zakradłem się na balkon z latarką. Zapaliłem ją znienacka i… one tam były! Wyszły spod warstwy próchna i liści, było ich dużo, a swoje straszne zęby zatopiły w kawałku jabłka, które im wcześniej wrzuciłem! Co ciekawe, bzdury o równonogach wypisują polskojęzyczne strony. Wystarczy tylko wejść na jakieś anglojęzyczne i od razu następuje zmiana optyki – zwierzaki te są traktowane jako pożyteczne i pożądane w ogrodzie. Skąd tak różna ocena? Nie mam pojęcia. Obiektywnie patrząc, równonogi spełniają w przyrodzie bardzo ważną rolę, rozdrabniając martwą materię organiczną i przygotowując ją do przetworzenia przez kolejne organizmy. Tym samym odgrywają kluczową rolę przy powstawaniu gleby i redukcji odpadów organicznych. Nie są w żaden sposób groźne dla człowieka, nie przenoszą chorób czy pasożytów. Ich jedynym przewinieniem jest masowe zasiedlanie brudnych i wilgotnych piwnic, ale to już powinien być problem samego właściciela piwnicy, a nie równonogów. Pewnie duże znaczenie mają tu jakieś pierwotne atawizmy – dla większości ludzi isopody są typowym przedstawicielem “robaków” i jako takie nadają się tylko do rozdeptania.

Ponieważ po lekturze internetowych stron zacząłem się zastanawiać, czy może ja mam coś z głową i jako jedyny na świecie lubię równonogi, postanowiłem przeprowadzić krótki zwiad na Youtube. Okazało się, że nie jest ze mną tak źle, a nawet daleko mi jeszcze do liderów. Równonogi wykorzystywane są powszechnie przez terrarystów jako tak zwana “ekipa sprzątająca” (wraz ze skoczogonkami). Wielu z nich hoduje je także dla samej radości hodowania i możliwości obserwowania ciekawych zwierząt. Szczególnie cenione są gatunki bardziej kolorowe, pochodzące z cieplejszych rejonów świata. Moi ulubieni youtuberzy – SerpaDesign i Life in Jars? – poświęcają równonogom sporo czasu. Natomiast Reptiliatus, Aquarimax Pets czy Supreme Gecko to już prawdziwi specjaliści mający w swojej kolekcji po kilkadziesiąt różnych gatunków. Przy hodowli można się czegoś nauczyć o genetyce i pobawić w Mendla. Wielu posiadaczy równonogów oddziela ze swojej kolekcji osobniki o konkretnych cechach (np. kolorze pancerzyka), a następnie krzyżuje je doprowadzając do powstania nowej linii, w której te cechy dominują. Bardzo to przypomina słodkowodne krewetki i setki wariantów powstałych od kilku osobników odłowionych w naturze.

Na zakończenie kącik czytelnika. Dzisiaj polecam związaną z tematem i absolutnie rewelacyjną książkę – “Life in the Soil. A Guide for Naturalists and GardenersJames B. Nardi. Jak sam tytuł wskazuje, dowiemy się z niej, co żyje w glebie. Napisana językiem zrozumiałym dla nie-naukowca, ale jednocześnie nie upraszczająca zbytnio zagadnienia. Kompletna. Zaczynająca się od samej definicji gleby, jej składu i powstawania, dorzucająca trochę wiadomości z dziedziny chemii, zależności pomiędzy mieszkańcami, obiegiem związków chemicznych. A potem szeroko opisująca życie w glebie, od mikroorganizmów, przez grzyby, rośliny, bezkręgowce, aż do dużych kręgowców, które przecież też żyją w tym środowisku kopiąc tam nory i wychowując potomstwo. Na koniec Autor zajmuje się zagadnieniami bardziej praktyczno-ogrodniczymi, ale pisze również o zbieraniu materiału i obserwacji mieszkańców gleby. Wśród nich nie zabrakło oczywiście równonogów! Książka jest bardzo przejrzyście skonstruowana i podzielona, informacje podane są w ciekawy sposób. Jednak to, co najbardziej mnie w niej ujęło, to ilustracje. Dzieło pełne jest wspaniałych, rysowanych ręcznie rycin przedstawiających opisywane gatunki. Pomimo braku kolorów prezentują się ona świetnie, są dokładne, a jednocześnie rysowane w stylu, który nazwałbym XIX-to wiecznym. Takie ilustracje spotyka się w książkach właśnie z tamtego okresu i nie jest to zarzut, ale komplement. Można się w nie wpatrywać godzinami, wciąż odnajdując w nich coś nowego. Reasumując, jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o zdumiewających mieszkańcach miejsc, który codziennie depczecie, gorąco zachęcam do przeczytania “Life in the Soil“.

Dzisiejszy wpis to tylko zasygnalizowanie bardzo obszernego i ciekawego tematu równonogów. Z pewnością będę do niego powracał opisując balkonowe obserwacje, czy kolejne gatunki, na które zamierzam zapolować w najbliższych dniach. Mam nadzieję, że po jego przeczytaniu chociaż trochę polubiliście popularne “stonogi”, a przynajmniej przestaliście traktować je jako śmiertelnego wroga.

  2 komentarze to “Prokulankarium”

  1. No czytam po północy przed wyłączeniem kompa i nie chciało mi się komentować, ale co mi tam… Otóż niewiele jest robali pod liśćmi które NIE wywołują u mnie złych skojarzeń. A te proszonki to właśnie wyjątek. Nie wiem dlaczego, ale nawet czuję do nich ciut sympatii… I widziałem już sporo filmów robionych przez ludzi którzy je MOCNO lubią. Może dlatego że jestem fanem obiegu materii w glebie i przyrodzie w ogóle? A to “life in the soil” muszę przeczytać koniecznie!

    I nie było trucia o samolotach 😉
    Świetny wpis!

    • No i bardzo się cieszę, że się podobał. Teraz mam prosionkową fazę, więc pewnie będę szukał intensywnie kolejnych gatunków i może niedługo będzie część druga. Zwierzaki sympatyczne są i bardzo ciekawe do obserwowania. Książkę Ci przekażę, a samoloty też są fajne i równie ciekawe 🙂

Sorry, the comment form is closed at this time.