lis 122016
 
20161112-head Po lokalnym, ogrodowym zakończeniu sezonu, przyszła pora na etap numer dwa – wyjazdowy, nad Grabią. Ponieważ w powietrzu wisiały już pierwsze przymrozki, trzeba było wyruszyć i przygotować działkę do sezonu zimowego. Nastawialiśmy się na ognisko i spacer po okolicznych lasach. Niestety, nic z tego nie wyszło.

Przyczyny były prozaiczne – szybko zapadający zmierzch i przeraźliwy mróz. Udało się jedynie wykonać szybko czynności porządkowe, zagrabić trochę liści, zebrać kilka gałęzi. Przebywanie na powietrzu skutkowało szybkim marznięciem każdej, nieosłonionej części ciała i przemożną chęcią na powrót do ciepłego domu. Spacer po lesie został od razu skreślony z listy, jako całkowicie niedorzeczny. Ognisko przez chwilę miało szansę, ale kiedy przy piątej czy szóstej gałęzi całkowicie zgrabiały nam ręce i zaczęło lecieć z nosa, poddaliśmy się. Michał, który na mróz miał prosty sposób – jak najszybsze bieganie z miejsca na miejsce – po pewnym czasie też zwolnił i tęsknym wzrokiem patrzył w stronę domu. Cóż było robić? Skończyliśmy szybko porządki i zimowe przygotowania i z ulgą ruszyliśmy do Łodzi. Mam tylko nadzieję, że zima w tym roku będzie krótka i łagodna i następny sezon uda się rozpocząć jeszcze przed nadejściem kalendarzowej wiosny. Zdjęcia zrobiłem trzesącymi się rękami, tradycyjnie już przy pomocy telefonu komórkowego. Całkiem zabawne było to, że na całej działce przetrwał jeden kwiat, który nie wydawał się być zaniepokojony ujemną temperaturą i tym, że tuż koło niego znajdują się łachy zamarzniętej wody. Ot, taki to kwiat – Chuck Norris.

20161112-01 20161112-03 20161112-02

 

Sorry, the comment form is closed at this time.