lip 202022
 
Zacząłem właśnie dwutygodniowy urlop. W tym roku w całości spędzę go w moim rodzinnym mieście. Czy jest to powód do narzekania? Przeciwnie! Planów mam dużo, a większość z nich związana jest z przyrodą i historią Łodzi. Może powstanie z tego nawet jakiś mały cykl?

Siedzę przed komputerem i oglądam sobie Google Maps Łodzi. Ta aplikacja jest dla mnie – wielkiego fana kartografii – jednym z największych cudów internetu, bez którego trudno sobie dzisiaj wyobrazić normalne funkcjonowanie. Przesuwam mapę, klikam, czytam i prowadzę dialog wewnętrzny z samym sobą. Kiedy ostatni raz byłeś w Palmiarni? Noooo… dawno dosyć. A Pałac Herbsta i resztę Księżego Młyna widziałeś? W sumie, to nie… A w Muzeum Kinematografii byłeś? Też nie bardzo…

Im więcej klikam, tym większy wstyd. Okazuje się, że mieszkam w Łodzi od urodzenia, a nie widziałem w niej ogromnej liczby ciekawych miejsc. Właściwie jest to w miarę powszechne zjawisko. Łódź jest duża, a przeważnie poruszamy się po ustalonych ścieżkach. Do znajomych, do szkoły, na uczelnię, do narzeczonej, do pracy… Okazjonalnie gdzieś indziej, a na całą resztę już nie ma albo czasu, albo energii. A jak mamy urlop, to wolimy wyjechać na drugi koniec Europy i o historii i zabytkach naszego rodzinnego miasta dowiadujemy się z internetu.

Sam żywo interesuję się historią Łodzi i natrętnie promuję ją wśród moich znajomych z kraju i zza granicy. Urlop postanowiłem wykorzystać do lekkiego usystematyzowania wiedzy, zobaczenia paru miejsc, których nie widziałem i odświeżenia pamięci o tych trochę zapomnianych. Na pierwszy ogień poszła Palmiarnia. Ponieważ napisałem o niej dość długi tekst (Veganosceptycy), nie będę się powtarzał. Dzisiaj za to skromna relacja z wystawy kaktusów i sukulentów, która odbyła się w weekend.

Liczne okazy sucholubnych roślin wystawiono w oddzielnej sali Palmiarni. Wszystkie pochodziły z kilku kolekcji prywatnych i były eksponowane w bardzo fajny i przemyślany sposób. Na kilku ładnie zaaranżowanych stołach można było podziwiać kaktusy i sukulenty zebrane tematycznie w ramach kolekcji poszczególnych hodowców. Ludzi było sporo, na miejscu był też jeden z wystawiających (przynajmniej wtedy, kiedy tam byłem), który bardzo chętnie dzielił się wiedzą praktyczną i ciekawostkami dotyczącymi uprawy i pielęgnacji. Gatunków było naprawdę dużo. Mnie najbardziej spodobały się Lithopsy, czyli popularne “żywe kamienie”. Druga grupa roślin, która bardzo przypadła mi do gustu to Haworthie, o których muszę sobie poczytać więcej. Przy wejściu do Palmiarni znajdowało się też kilka stoisk, w których można było kupić coś dla siebie. Nie skusiłem się. W młodości zajmowałem się trochę kaktusami, ale obecnie jestem w stanie zakatować nawet najbardziej odporną roślinę, więc dla ich dobra staram się niczego nie hodować.

Po obejrzeniu wystawy zwiedziłem oczywiście resztę Palmiarni. Jak zwykle robiła oszałamiające wrażenie. Może nie aż takie, jak w czasie mroźnej zimy, kiedy staje się nieoczekiwaną oazą wśród śniegu i mrozu, ale i tak było warto ją odwiedzić. Ogromne palmy, bananowce, bambusy i setki innych egzotycznych gatunków zawsze warte są odwiedzin. Część z nich kwitła, część owocowała, a wszystkie pachniały prawdziwą dżunglą. Odwiedziłem również część zewnętrzną, a w samym budynku dokładnie obejrzałem ekspozycje roślin owadożernych. Niestety, zawiodła mnie bateryjka w aparacie (starość nie radość) i następnym punktem na liście było poszukiwanie jej zamiennika w pobliskich sklepach.

Jeżeli podoba Ci się ten wpis… Postaw mi kawę na buycoffee.to Dziękuję serdecznie 😉

W ramach polepszenia świadomości turystyczno-historycznej kilka faktów dotyczących okolicy. Palmiarnia położona jest w najstarszym łódzkim parku – Parku Źródliska. Jak sama nazwa wskazuje, w momencie założenia (1840) znajdowały się tam źródła jednej z łódzkich rzek, a sam teren porośnięty był lasem. Część parku była własnością znanego łódzkiego fabrykanta – Karola Scheiblera – który wybudował tu jeden ze swoich pałacy. Naprzeciwko parku powstało w XIX wieku targowisko zwane do dzisiaj Wodnym Rynkiem.

Na skraju Parku Źródliska położone są dwa warte odwiedzenia obiekty. W dawnym pałacu fabrykanckim wspomnianego Karola Scheiblera mieści się Muzeum Kinematografii. Niepodal, w pałacu innego przemysłowca – Oskara Kona – znajdziemy słynną Łódzką Filmówkę – Państwową Wyższą Szkołę Filmową, Telewizyjną i Teatralną im. Leona Schillera. Ale to już temat na osobny wpis, który zrobię, jak tylko odwiedzę te dwa miejsca.

 

Sorry, the comment form is closed at this time.