lip 052016
 
20160705-head W dzisiejszym wpisie poznamy moją Fotograficzną Zasadę Zachowania Energii, dowiemy się dlaczego owady swoim zachowaniem przypominają dzieci i co warto zrobić po pracy. Poznamy też bzyga, który fatalnie mnie nabrał oraz błonkówki nie znające strachu. Nie zabraknie też seksu w miejscu publicznym!

Dzisiaj po raz kolejny sprawdziła się moja zasada, według której mając po skończonej pracy do wyboru wizytę w Łódzkim Ogrodzie Botanicznym albo coś innego, warto wybrać Ogród. Przez cały dzień pogoda była średnia, trochę słońca, przewaga chmur. Im bliżej bylo do końca pracy, tym bardziej mi się nie chciało nigdzie iść. W końcu wyszedłem i okazało się, że zaczyna kropić deszcz. To już było nie fair! Po ciężkiej wewnętrznej walce przemogłem się i przekroczyłem bramy Ogrodu. Czasu nie było dużo, chmury zasłoniły większość światła, a ja zastanawiałem się czy uda zrobić mi się dzisiaj chociaż jedno sensowne zdjęcie? Bo to jest właśnie sedno mojej Fotograficznej Zasady Zachowania Energii. Podbnie jak cały Wszechświat nie lubię marnować energii na próżno. Jeżeli wracam do domu po spacerze i nie mam w aparacie ani jednego ładnego zdjęcia, a w dodatku nie zobaczę niczego ciekawego, uznaję wydatek energii za niepotrzebnie stracony. Na całe szczęście takie sytuacje zdarzają się bardzo rzadko. Żeby nie marnować czasu, od razu poszedłem do działu roślin użytkowych. Światła było mało, ale za to było fajnie rozproszone. Owadów początkowo też nie mogłem spotkać. Po chwili jednak zwolniłem krok i rytm i, jak to zwykle bywa, zacząłem widzieć więcej. Prawie od razu trafiła mi się para szczerklin piaskowych (Ammophila Sabulosa) kopulująca na dużym liściu. Bardzo lubię obserwować szczerkliny – widziałem już ich polowanie, transport upolowanych gąsienic, kopanie norki w piasku. Natomiast pierwszy raz w życiu widziałem ich gody. W dodatku para siedziała w dość dobrym miejscu i wcale się nie bała. Spokojnie obfotografowałem owady ze wszystkich stron i uznałem, że już dla tej jednej sceny warto było dzisiaj wybrać się na spacer.

20160705-02 20160705-03 20160705-13

Pogoda cały czas nie była najlepsza, co chwilę kropiło, chmury goniły po niebie wyprawiając prawdziwe cuda ze światłem. A ja chodziłem sobie powoli między rabatkami zastanawiając się, co jeszcze dzisiaj spotkam. W pewnej chwili, na kolejnym dużym liściu, spostrzegłem muchówkę z rodziny wyślepek (Conopidae). To jedne z moich ulubionych much, wyglądające bardzo charakterystycznie z wielkimi oczami i zagiętym odwłokiem. Muchy te naśladują dla odstraszenia wrogów groźne błonkówki, przeważnie są żółto-czarne i mają absolutnie fascynujący cykl rozwojowy, o którym na pewno napiszę więcej przy kolejnej okazji. Reasumując – jest fajna mucha z wyślepkowatych, skradam się, wstrzymuje oddech, robię zdjęcia, ciesze sie, oglądam zdjęcia uważnej i… dębieje. Okazuje się, że to żadne Conopidae, tylko kolejny owadzi oszust – zwykły bzyg (Syrphidae) z jakimś bardzo dziwnie zagiętym odwłokiem. Co za blamaż… Niemalże słyszałem jak muchówka śmieje się pod nosem – ha, ha, co za frajer!!! Wybaczyłem jej szybko szukając następnych modeli. Trafiło się nieco pluskwiaków, dużo kolejnych bzygów, biedronki. Były też fajne motylki nocne, które główne przesiadywały na wrotyczu (Tanacetum vulgare L.). A jeszcze – złotolitki, masy trzmieli, większe motyle dzienne – bielinki i rusałki. Do kompletu trafił się chrząszcz – łanocha pobrzęcz (Oxythyrea funesta). Patrząc na niego nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że owady zachowują się jak dzieci – jeżeli schowam głowę do szuflady, nikt mnie nie znajdzie. W każdym razie ja łanochę znalazłem. A przynajmniej jej tyłek.

20160705-04 20160705-06 20160705-05

W końcu trafiłem w okolice rabatki zajmowanej przez makatki (Anthidium sp.). Te małe pszczoły-samotnice są kolejnymi z moich faworytów. Po pierwsze – fajnie brzęczą. Po drugie – są mistrzyniami lotu, kunsztem zbliżającymi się do ważek. Potrafią zawisać w powietrzu, dokonywać zatrzymania w miejscu, zwrotów pod szalonymi kątami, nagłych, pionowych startów. Po trzecie – wyglądają przesympatycznie. A po czwarte i najważniejsze – nie wiedzą co to strach. Samiec obejmuje we władanie terytorium z miododajnymi roślinami i zaciekle go broni. Dwoi się i troi patrolując je cały czas i bez wahania rzuca się na o wiele większych przeciwników. Technikę ma prostą i skuteczną – kiedy zobaczy np. trzmiela, podlatuje, leci kawałek w tył, żeby mieć więcej miejsca, rozpędza się i taranuje przeciwnika. Obserwowałem takie sceny wielokrotnie i nigdy nie widziałem, żeby nawet o wiele większy owad, nie wziął nóg za pas. Sam lot makatek jest też bardzo charakterystyczny – latają prostliniowo, takimi nagłymi zrywami, gwałtownie przyspieszając i hamując w ostatnim momencie. Od czasu do czasu siadają na kwiatach żeby się pożywić, rzadko lądują na liściu, żeby przez kilka sekund rozejrzeć się wokół. Z tego powodu bardzo trudno jest zrobić im jakieś ciekawe zdjęcie – przeważnie wychodzi rozmazana smuga, albo pusty liść. Dzisiaj jednak postanowiłem, że nie odpuszczę i nie ruszę się z miejsca dopóki nie będę miał kilku dobrych zdjęć. Moja cierpliwość została nagrodzona – zdjęcia są poniżej, a przede wszystkim miałem masę radości obserwując te sympatyczne owady.

20160705-09 20160705-07 20160705-08

Wreszcie nadszedł czas powrotu. Cały spacer zajął mi około półtorej godziny i wykorzystałem ten czas naprawdę dobrze. Kierując się w stronę wyjścia usiłowałem jeszcze zrobić zdjęcia ptaków. Trafiłem nieśmiałą sójkę (Garrulus glandarius), szpaki i kosy wyszły rozmazane ze względu na odległość i słabe już światło. Nad stawem sfotografowałem nieznanego mi ptaka. Po bliższych oględzinach zauważyłem, że na zdjęciu jest też owad – zadanie wykonane! Ptaka na razie nie identyfikowałem (może to młody szpak?) – jeżeli ktoś potrafi go rozpoznać, to bardzo proszę o odzew. A na sam koniec spotkałem jeszcze pięknego, świeżego motyla – rusałkę admirała (Vanessa atalanta). Udane pożegnanie Ogrodu po bardzo udanym spacerze.

20160705-10 20160705-12 20160705-11

  9 komentarzy to “O tyłku i taranie”

  1. Ciekawe zdjęcia 🙂 Pięknie opisana relacja ze spaceru 🙂

  2. Trafiłeś w sedno, bo to jest młody szpak:) Spodobała mi się FZZE, ponieważ także ją stosuję, choć do tej pory nie miałem pojęcia, że tak właśnie się nazywa:) PS. Fajne są te Twoje zdjęcia owadów, ale prosiłbym o szczegółowsze informacje, co jest na którym zdjęciu. Może wreszcie się czegoś nauczę:)

    • Dzięki za potwierdzenie szpaka, ja z ptaków jestem totalny gamoń, trochę tych miejskich znam i to wszystko 🙂 O podpisach pod zdjęciami też myślałem – na pewno będą, tylko muszę jeszcze pomyśleć nad paroma kwestiami techniczno-estetycznymi.

  3. Bardzo ładnie usystematyzowałeś moją empiryczną wiedzę na temat zachowań makatek. 🙂 Taranowanie trzmiela raz widziałam i nawet udało mi się zrobić takie niby-zdjęcie, jest ostatnie w tym wpisie:
    https://chwastowisko.wordpress.com/2015/09/20/trzmielowaty22/
    Zdumiało mnie, że do tej pory nie znałeś kulibody (Sphaerophoria scripta). To u mnie najbardziej pospolity bzyg, obok prążkowańca. Na zdjęciu jest samiec. Natomiast wyślepkowatych w takich barwach nie spotykam wcale, same czarno-czerwone tylko.
    Sójka jak zwykle z tym swoim prześmiesznym wyrazem “twarzy”. A łanocha jak struś. 😉

    • Cieszę się, że wpis się podoba 🙂 Takie było moje założenie – pokazać zdjęcia i podzielić się moją osobistą wiedzą, zdobytą z obserwacji, a nie tylko kopiowaną z sieci. Co do kulibody – znałem ją jak najbardziej, teraz roi się jej wszędzie pełno. Tylko w cieniu, na liściu, z pewnej perspektywy, początkowo mnie zmyliła. No dobra, czas już zmienić okulary 🙂

      • Żeby nie było, że tylko ten – wszystkie Twoje wpisy mi się podobają. 🙂
        Skoro tak, to faktycznie, okulary do wymiany. 😉 A przy tej okazji oddam swój głos za podpisami pod zdjęciami, bo teraz nigdy nie wiem, czy znasz sfotografowanego stworka, czy nie. 🙂

  4. Aaa, i jeszcze zapomniałam o szczerklinach. Świetne zdjęcia im zrobiłeś. Fajnie wyglądają, on taki mały, a ona taka duża. 🙂

  5. Ach te makatki… ostatni raz widziałem takie wiele lat temu na mazurach i od tamtego czasu coś nie mogę na nie natrafić. Za to w tym roku jest prawdziwy wysyp admirałów… nie wiem jak w innych regionach Polski, ale u siebie widuje właściwie na każdym kroku, często po kilka sztuk w jednym miejscu, dawno ich tylu nie widziałem 😀

  6. Dzień dobry, ja obok wpisu. Gratuluję schludnego blogu. 🙂 To rzadkie na fotoblogach.

Sorry, the comment form is closed at this time.