mar 092015
 
0308-head Doczekaliśmy się – w niedzielę nadeszła prawdziwa wiosna. Trochę wyprzedziła kalendarz, ale chyba nikt się specjalnie tym nie przejął. Zimie trzeba przyznać, że nie była w tym roku specjalnie uciążliwa – ot, kilka dni mrozu, parę małych śnieżyc. Miejmy nadzieję, że pożegnaliśmy ją już definitywnie. A teraz – cieszmy się odrodzeniem świata i przyrody!

Niedzielny spacer zacząłem od poszukiwania wiosennych kwiatów. Mam kilka swoich ulubionych miejsc, w których co roku obserwuję, jak brązowa od suchych liści ziemia, stopniowo pokrywa się kolorami pierwszych kwiatów. Jak zwykle, wyścigowi ku słońcu przewodzą przebiśniegi (Galanthus nivalis L.). Tak było i w tym roku. Po kilku tygodniach niemocy, nastąpiła mobilizacja i ziemia pod drzewami pokryła się licznymi kępami białych kwiatów. Zaraz po przebiśniegach pojawiają się przylaszczki (Hepatica nobilis Mill.). Bardzo je lubię – mają piękny odcień niebieskiego, idealnie komponujący się z brudno-brązowym, wczesnowiosennym tłem. Na makrofotografiach można też dostrzec, jak bardzo skomplikowana i precyzyjna jest budowa tych kwiatów.

0308-1 0308-2

Nieco wyżej, na pozbawionych liści gałązkach niepozornego krzewu, pojawiają się pierwsze pąki, w charakterystycznym, różowawym kolorze. To do kwitnienia zabiera się mój ulubiony truciciel – wawrzynek wilczełyko (Daphne mezereum L.). Zazwyczaj kwitnie równolegle z przylaszczkami, chwilę po przebiśniegach, w tym roku jednak wyraźnie zaspał. Wiosna ma jednak to do siebie, że wystarczą dwa-trzy słoneczne dni i kolejne gatunki pojawiają się mgnieniu oka.

0308-3 0308-4

Fotografując kwiaty zaczyna się po chwili dostrzegać świat bezkręgowców. Na słonecznej polanie pełnej przebiśniegów naliczyłem kilka gatunków różnych muchówek, w tym dwie Syrphidae. Owady były bardzo aktywne, dynamicznie latały wśród kwiatów, próbowały też kopulować. Jedynym przedstawicielem błonkówek była nieco ospała pszczoła miodna (Apis mellifera), natomiast motyle reprezentował tradycyjny pionier, czyli listkowiec cytrynek (Gonepteryx rhamni). Cytrynków naliczyłem jednocześnie kilka, były jeszcze dość ociężałe i dawały się łatwo podejść. Ponieważ były jeszcze zmarznięte i starały się ustawić jak największą powierzchnią do promieni słonecznych, bardzo ładnie można było je fotografować. Co też uczyniłem.

rhamni vespidae

Suche liście nagrzewały się szybko i z tego powodu były oblegane przez plażowiczów. Kowale bezskrzydłe (Pyrrhocoris apterus) solidarnie dzieliły miejsce z pająkami z rodziny pogońcowatych (Lycosidae), zazwyczaj ciężko zauważalnymi z powodu czujności i życia wśród trawy. Teraz jednak trawy jeszcze nie ma, a i pająkom specjalnie się nie spieszyło. Prawdziwym szokiem dla mnie było jednak pojawienie się osy. Osa o tej porze roku? Nigdy jeszcze nie widziałem os pojawiających się wcześniej niż pszczoły. Osa nie podzielała mojego entuzjazmu związanego ze spotkaniem i spokojnie zakopała się pod liściem. Chwilę później pojawiła się druga i ją udało mi się całkiem nieźle sfotografować. Bez widoku en face nie da się jej dokładnie zidentyfikować, wiadomo tylko, że należy do rodzaju Polistes.

lycosidae 0308-5

Bardzo lubię ten czas przejścia pomiędzy zimą a wiosną. Z oczywistych względów – przyroda budzi się do życia, pogoda obiecuje lepsze czasy, w końcu żegnamy czas ciemności i szarości. Lubię też dlatego, że każdy gatunek bezkręgowca jest teraz skarbem. Żywe owady wciąż można policzyć na palcach, przez co każdemu można się dokładnie przyjrzeć, obfotografować i ucieszyć z tego, że po raz kolejny budzą się do życia. Później, gdy zrobi się cieplej, wyrośnie tysiąc roślin i wyroi się kolejny tysiąc owadów, ci wczesnowiosenni pionierzy zejdą na dalszy plan, spowszednieją. Czy ktoś przy zdrowych zmysłach będzie się za miesiąc uganiał na kolanach za kowalami bezskrzydłymi, kiedy wokoło lata kilkadziesiąt gatunków samych motyli? Nie sądzę.

Sorry, the comment form is closed at this time.