Zasada jest prosta – jeżeli akurat przebywasz w pracy, za oknem jest piękna pogoda. Jeżeli z pracy wyjdziesz – zaczyna padać deszcz. Podobnie jest z weekendem – cały tydzień może być pięknie, w weekend obowiązkowo musi być zimno. Albo pochmurnie. Albo wszystko jednocześnie. Tym razem jednak zdarzył się meteorologiczny cud sobotni. |
Ponieważ od rana była całkiem przyjemna pogoda, oderwałem mojego syna – potencjalnego przyrodnika – od komputera i zaciągnąłem do bram Łódzkiego Ogrodu Botanicznego. Po początkowych protestach i opowieściach o tym, jak ten zmarnowany przez spacer czas można było wykorzystać w Minecrafcie, opór zmalał, a nawet przerodził się w niechętne zadowolenie. Wiosna w Ogrodzie widoczna jest nadal głównie na drzewach owocowych – wszystkie obsypane są kwiatami. Wśród trawy zaczyna dominować kolor żółty – to kwitną wiosenne kwiaty, w tym pierwsze mniszki lekarskie (Taraxacum officinale). Do nich zlatują się pierwsze błonkówki i muchówki. Podczas spaceru widzieliśmy sporo pszczół miodnych (Apis mellifera), trzmieli różnych gatunków, pierwsze bzygi, a także chrząszcze, w tym jakąś biedronkę. Nie będę się wygłupiał z identyfikacją ze słabego zdjęcia, poza tym nie znam się na biedronkach, ale wydaje mi się, że była to wrzeciążka (Propylea quatuordecimpunctata). Nie liczyłem, ale kropek powinno być czternaście – zgodnie z łacińską nazwą. Biedronka ta zimuje, żywi się mszycami i jest jedną z naszych najpopularniejszych biedronek. Czyli niestety, żadne odkrycie. Młody, potencjalny przyrodnik był zawiedziony. Na szczęście dalsza część spaceru dostarczyła mocniejszych wrażeń.
Chodząc po łąkach szukaliśmy owadów, ale nie było ich zbyt wiele, poza typowym, wiosennym zestawem. W stawach pływały kaczki krzyżówki (Anas platyrhynchos) i łyski (Fulica atra), wśród drzew uganiało się sporo drobnych ptaków. Udało się nam nawet znaleźć niewielkie grzybki. W związku z tym zaproponowałem zbadanie lasku między stawami w celu znalezienia ciekawszych okazów. Szliśmy, robiliśmy zdjęcia, w pewnej chwili Michał krzyknął, że tu jest wąż, ucieka i ma zygzak (owoc moich niedawnych opowieści o żmijach zygzakowatych). Poszedłem sprawdzić. Na tym terenie żyje spora populacja zaskrońców (Natrix natrix), więc pewnie jednego z nich spłoszył mój potomek. Szedłem, rozglądałem się, aż w pewnym momencie ruda smuga skoczyła z krzaka metr ode mnie. Wbrew pozorom nie była to wiewiórka a całkiem spory lis (Vulpes vulpes), który szybko zaszył się w zaroślach. Oczywiście nie było szansy na zrobienie zdjęcia, ale satysfakcja ze spotkania była ogromna.
Dalsza część spaceru przebiegła już bez większych emocji, w dodatku pogoda zaczęła się weekendowo psuć i trzeba było wracać. W drodze powrotnej spotkaliśmy jeszcze dużą agregację kowali bezskrzydłych (Pyrrhocoris apterus) zajmujących się intensywnie prokreacją. Kowale to pierwsze owady, które widuję każdej wiosny i zazwyczaj robię im dużo zdjęć z braku czegoś ciekawszego. W tym roku nie miałem okazji, ale za to dzisiejszymi zdjęciami nadrobiłem braki. Głód i pogoda zachęciły nas do powrotu do domu. Przez ponad dwie godziny wycieczki ani razu nie padło słowo “Minecraft”, zgaduję więc że była udana i ciekawa.
Sorry, the comment form is closed at this time.