wrz 292018
 
Jesień. Owadów coraz mniej, wieczory coraz krótsze, temperatury niższe, a i deszczu ostatnio nie brakuje. Wybrałem się do Łódzkiego Ogrodu Botanicznego zobaczyć w jakim stanie są rośliny i zwierzaki, czy da się coś jeszcze upolować. Nie było źle, a w dodatku znalazł się pretekst do historii rodem z czasów Zimnej Wojny.

Akurat ten dzień był bardzo ładny – słoneczny, z temperaturą, którą można było przy odrobinie dobrej woli uznać za upalną. Wchodząc do Ogrodu rzuciłem okiem na szeroki plan, panoramę drzew i łąk, przetykaną licznymi stawami. Jeszcze nie jest tragicznie. Co prawda dużo już brązów i żółci, ale zieleń wciąż dzielnie się trzyma i jest w zdecydowanej przewadze. Z zapałem ruszyłem na poszukiwania ulubionych bezkręgowców. Nad trawą latały pojedyncze motyle, zlatane i zmęczone swym długim, jak na motyla, życiem. Wokół kwiatów kręciło się nieco błonkówek. Ważki też nie były zbyt liczne, chociaż naliczyłem kilka gatunków. Zaskakująco dużo było za to muchówek. Roiły się na liście oświetlanych promieniami słonecznymi i było ich pewnie więcej, niż innych owadów razem wziętych. Duże i małe, bardziej i mniej leniwe, łaziły, latały i ogólnie zachowywały się, jakby to było co najmniej lato. W przeciwieństwie do reszty ospałej, bezkręgowej populacji.

Nad stawami czuć już jesień. Trzciny pożółkły, inna roślinność też znajduje się w odwrocie. Bardzo nieliczne ważki patrolują jeszcze teren, ale już z mniejszym zaangażowaniem. Widać za to podwodną krzątaninę – po dnie i roślinach łażą ślimaki wodne, w toni pływają chrząszcze i liczne larwy owadów. Woda pachnie jesienią. Na powierzchni żeglują ławice kolorowych liści, które wiatr przegania od brzegu do brzegu. Stałem sobie i chłonąłem atmosferę jednego z niewielkich stawów, na którego skraju rosną drzewa. I nagle coś świsnęło i z donośnym “PLUM!” wpadło do wody, na której rozeszły się koncentryczne kręgi fal. Po pewnym czasie sytuacja powtórzyła się. Były to spadające z dębu żołędzie – kolejne zwiastuny jesieni. Wszystko dookoła było dokładnie takie, jakie powinno być – zapach wody, kolory drzew, ospałe owady, fale na powierzchni stawu i cisza przerywana donośnym, żołędziowym plumkaniem. To miejsce i ten moment będą dla mnie w tym roku symbolem przejścia pomiędzy upalnym latem i spokojną, złotą jesienią.

Magiczna chwila rozpłynęła się wśród innych dźwięków i zapachów, a ja przeszedłem do Bonifratrów. Jeszcze do niedawna kolorowe rabaty, teraz przedstawiają obraz nędzy i rozpaczy. Czyli jesieni. Większość roślin uschła, zostały brązowe badyle. Nieliczne jeszcze kwitną, przyciągając owadzie niedobitki. Na piaszczystych alejkach prawie nic już się nie porusza. Zniknęły trzyszcze, podobnie jak błonkówki i muchówki. Zostały za to wiewiórki, coraz bardziej bezczelne i oswojone z widokiem ludzi. Przystanąłem przy kupie badyli, które kiedyś były fenkułem włoskim. Zostało jeszcze kilka żywych pędów i na nich ze zdumieniem zobaczyłem wielką gąsienice pazia królowej. Była naprawdę duża, prawie gotowa do przepoczwarzenia się. Z ciekawości zacząłem dokładnie oglądać roślinę mając nadzieję na znalezienie dalszych owadów. Po chwili namierzyłem dwie następne gąsienice podobnej wielkości. Jedną zwyczajnie ubarwioną, drugą w ciemnej odmianie. Nie pamiętam, które to już pokolenia pazia w tym sezonie, ale te gąsienice muszą się bardzo pospieszyć, żeby zdążyć przed całkowitym załamaniem pogody i spadkiem temperatury. Przy okazji można łatwo zrozumieć, dlaczego te owady są ubarwione właśnie w ten sposób – to doskonały kamuflaż, szczególnie na fenkule. Paski ciemnej i jasnej zieleni i żółci idealnie zlewają się z tłem i po chwili tam gdzie przed chwilą widzieliśmy pazia, nie widzimy już nic. Poza gąsienicami na całej roślinie znalazłem jeszcze kilka biedronek, pluskwiaków i jednego swędosza pajęczarza – o ile to był ten gatunek.

Szwędałem się dalej po opustoszałych alejkach, aż wzrok mój przykuła bardzo egzotycznie wyglądająca roślina. Duża, rozłożysta, z palczastymi liśćmi i kolczastymi owocami, w dodatku mająca dość jaskrawe zabarwienie. Rącznik pospolity (Ricinus communis L.) – patrząc na niego od razu pomyślałem o bułgarskim parasolu.
Jest rok 1978. Niedaleko mostu Waterloo w Londynie, na przystanku autobusowym czeka bułgarski pisarz Georgi Markow, który dziewięć lat wcześniej uciekł z kraju na Zachód. Pracując w Radiu Wolna Europa ujawniał niewygodne fakty i krytykował Związek Radziecki, Socjalistyczną Republikę Bułgarii i sam ustrój. Nic więc dziwnego, że ówczesne władze Bułgarii postanowiły go zlikwidować, dając tym wyraźny sygnał ostrzegawczy innym dysydentom. Po pomoc zwróciły się do KGB, który nie chciał jednak osobiście angażować się w zabójstwo Markowa, udzielił za to pomocy technicznej bułgarskiej policji politycznej KDS. W czasie wsiadania do autobusu do bułgarskiego dysydenta podszedł nieznajomy i “przypadkowo” potrącił go parasolem, za co zaraz przeprosił. Niedługo po tym Markow poczuł się źle, poszedł do lekarza, a po trzech dniach zmarł. W czasie obdukcji w jego łydce znaleziono niewielki ślad po ukłuciu, a w nim platynową kulkę o średnicy 1,5 mm, zawierającą śmiertelną dawkę rycyny, która była przyczyną śmierci pisarza. Kulka została wystrzelona przez specjalny mechanizm parasola skonstruowanego przez KGB i wykorzystanego przez bułgarskie służby. Stąd oczywiście “bułgarski parasol”. A co ma do tego rącznik pospolity? Otóż jest on bardzo wydajnym producentem rycyny, której największe stężenie znajduje się w nasionach (1-5%). Rycyna jest bardzo silnie toksyczna i jej dawka śmiertelna dla dorosłego człowieka to trzy nasiona rącznika.

A na zakończenie jeszcze wakacyjne wspomnienie nieba – kilka samolotów, w tym linie typowo wakacyjne TUI i Thomas Cook. Co my tu mamy?

[PH-OYI] Boeing 767 304ER/W TUI Airlines Netherlands

[D-ALCA] McDonnel-Douglas MD-11F Lufthansa Cargo Airlines

[N712CK] Boeing 747 4B5F Kalitta Air

[EC-LNH] Airbus A330 243 Wamos Air

[OY-VKI] Airbus A330 343X Thomas Cook Airlines Scandinavia

TUI startował z Warszawy i leciał do Meksyku – przelatując koło mnie był dopiero na jakichś 6-7 tysiącach, stąd piękne zdjęcie. Lufthansa robiona z 30 km, rozmazana, ale dokumentalna. MD-11 przeważnie fotografuję w barwach UPS, to raz coś innego. Kalitta na swojej typowej trasie, też koło 30 km na północ ode mnie. Ten egzemplarz za to miał bardzo ciekawe malowanie – lub nie miał go wcale. Wamos Air – złapałem chyba po raz pierwszy. No i dokumentalny Thomas Cook, też z daleka. Ostatni to 747 AirBridge Cargo – danych nie zdążyłem zapisać, ale przelatywał idealnie nade mną.

  2 komentarze to “Bułgarski parasol”

  1. No i doczekaliśmy się kolejnego ciekawego artykułu tym razem z wątkiem kryminalnym. A ten rącznik pospolity to nawet ciekawa roślinka :-). Gąsienicę też fotografowałem i nawet nie wiedziałem że to pazia i na dodatek królowej.Dzięki za edukację. Gratuluję talentu i pozdrawiam.Jacek

  2. O tak, te spadające żołędzie. Byłam ostatnio w lesie i wciąż je słyszałam. Pac, pac, pac, niby takie małe, a takie głośne. 😉
    Rącznik to trujący paskud, ale jako roślina prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Kiedyś rósł w jednym z ogródków koło mnie. Piękny był, wielki i obficie kwitł.
    Gąsienice pazia są świetne, bardzo żałuję, że nigdy ich nie widziałam, zresztą podobnie jak dorosłego motyla. I już tracę nadzieję. Echh.

Sorry, the comment form is closed at this time.