sty 152017
 
bingo-head No i proszę – po jednym dniu przeszedł mi stan pustaka. Dzisiaj do głowy przyszedł mi ciekawy pomysł. Zastanowiłem się, co w dziedzinie fotografii przyniósł mi miniony rok i przy okazji odkryłem dlaczego miłośnik makrofotografii ma ciekawsze życie od miłośnika grubego zwierza. A przy okazji wcale nie marznie.

Zasada jest prosta – im coś jest większe, tym bardziej poznane. Na świecie na pewno istnieje jeszcze kilka-(set?) gatunków nieznanych ssaków, które czekają na odkrycie. Jeszcze więcej ptaków, gadów, płazów czy ryb. Trudno powiedzieć ile. Ale na pewno można łatwo powiedzieć, że łącznie stanowią znikomy ułamek procenta nie odkrytych do tej pory gatunków bezkręgowców. Sytuacja taka dotyczy nie tylko lasów deszczowych czy równie egzotycznych miejsc. Podobnie jest w Polsce. Nikt raczej nie spodziewa się nagle odkryć w lesie tura. Natomiast regularnie odkrywane są nowe gatunki owadów, szczególnie z tych mniej zbadanych grup. I tu dochodzimy do sedna. Pewnie każdy miłośnik przyrody widział na żywo sarnę, dzika czy lisa. Polski las jest pięknym miejscem, ale nie daje już wielkich możliwości w dziedzinie odkrywania nowych gatunków dużych zwierząt. Z bezkręgowcami jest dokładnie odwrotnie. I za to je lubię najbardziej. Wystarczy, że wyjdę z bloku, przejdę się kilkadziesiąt metrów do najbliższego skupiska drzew czy na pobliską łąkę i już nowy świat stoi przede mną otworem. Nie mówię tu oczywiście o odkrywaniu zupełnie nowych dla nauki gatunków, chociaż to również jest możliwe, nawet w świecie amatorskich miłośników przyrody. Mówię raczej o odkryciu nowych gatunków dla danego terenu, a przede wszystkim o zobaczeniu i sfotografowaniu czegoś, czego się jeszcze nigdy nie widziało. Dla mnie każda wycieczka to odkrywanie nowego świata. Fotografuję bezkręgowce od wielu lat, ale prawie zawsze spotykam coś nowego. Pająki, błonkówki, muchówki. Robię im zdjęcia w terenie, przychodzę do domu, oglądam na komputerze i zastanawiam się – a to co, nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem! Rzadko który miłośnik ssaków czy ptaków może powiedzieć coś podobnego. I za to właśnie najbardziej lubię ten mikroświat – za coraz to nowe tajemnice i odkrycia na skalę łąki czy szuwarów przy stawie. Za instynkt myśliwski, który każe mi gonić i sfotografować każdego podejrzanego owada, a potem dowiedzieć się, co to za jeden. Za uczucie satysfakcji, że znowu mam coś, czego jeszcze nigdy nie spotkałem. I za nieograniczone możliwości pogłębiania wiedzy w tej dziedzinie.

Po tym przydługim wstępie pora przejść do konkretów. Przejrzałem katalogi ze zdjęciami z 2016 roku i wybrałem kilka przykładów moich osobistych “odkryć”.

Największą gwiazdą sezonu jest oczywiście nęk świerszczojad (Sphex funerarius), którego dokładnie opisałem tutaj. W tym przypadku można mówić o prawdziwym odkryciu, ponieważ odnotowałem istnienie tego pięknego owada na terenie Łodzi, gdzie do tej pory nie był notowany. Obserwacje były wielokrotne, widziałem jednocześnie kilka osobników i zrobiłem z tych spotkań dobrą dokumentację zdjęciową.

sphex2 sp2 sphex1

Kolej na ważki. Bardzo lubię fotografować i obserwować te owady. Wydawać by się mogło, że są duże i na tyle rozpowszechnione, że niczym nas nie zaskoczą. Błąd. W tym roku po raz pierwszy w życiu widziałem (świadomie) i sfotografowałem trzy gatunki – zalotkę większą (Leucorrhinia pectoralis), gadziogłówkę pospolitą (Gomphus vulgatissimus) oraz oczobarwnicę mniejszą (Erythromma viridulum). Gadziogłówkę spotkałem poza Łodzią, ale dwie pozostałe w Ogrodzie, co dowodzi, że nawet pod samym nosem, na terenie po którym chodzę regularnie, ciągle czeka na nas coś nowego.

w8 o1 g1

Motyle dzienne są przeze mnie dość dobrze obfotografowane. Ale i tu czasem trafi się niespodzianka w postaci nowego gatunku. W tym roku był to ogończyk wiązowiec (Satyrium w-album), mały motyl z modraszkowatych (Lycaenidae). Jego też udało mi się spotkać po raz pierwszy w życiu na terenie Ogrodu.

20160805-02

I na sam koniec tego krótkiego wycinka nowości z minionego roku dwie muchy i pająk. Obie muchy bardzo mi się podobają – ich wygląd świadczy o tym, że mucha wcale nie musi wyglądać jak stereotypowa mucha – może być kolorowa i całkiem ładna. Obie sfotografowałem w Ogrodzie. Jedna to Atylotus rusticus, a druga Stratiomys sp. Sympatycznego pająka (Evarcha arcuata) nie musiałem daleko szukać – mieszkał na moim balkonie. Co dowodzi, że nawet we własnym mieszkaniu można coś odkryć.

m3 skakun m1

Z dzisiejszego wpisu wynika jeszcze jedna korzyść. Ponieważ musiałem szukać na mojej stronie informacji o różnych gatunkach, odkryłem że mam beznadziejnie ułożony system tagów i kategorii. Innymi słowy, nic nie da się znaleźć w prosty sposób. Będę musiał nad tym popracować.

  13 komentarzy to “Bingo czyli Eureka!”

  1. Fragment o ciągłym odkrywaniu nowego świata – jakbyś mi go z ust wyjął. Pamiętam, że jako młody chłopak z zapałem oglądałem filmy przyrodnicze o dzikiej, egzotycznej faunie Amazonii, czy Azji płd-wschodniej. Najlepsze w nich było to, że pokazywano wciąż nowe, nieznane mi wcześniej gatunki. Żałowałem, że u nas nie ma takiej bioróżnorodności i zazdrościłem. Tymczasem lata później przekonałem się, że niepotrzebnie. Nasza rodzima entomofauna jest tak bogata, zaskakująca i różnorodna. Dzięki temu można się poczuć niczym eksplorator egzotycznych zakątków świata. Wciąż nowe niepsodzianki. Na dodatek każdy gatunek można poznawać w kilku odsłonach – larwa, poczwarka, imago ( tutaj nierzadko wyraźny dympofizm ).
    Nęka chyba już gratulowałem, ale nie zaszkodzi uczynić to ponownie. Tez go raz obserwowałem, ale nieco dalej, bo na Lubelszczyźnie, nad Bugiem.

    • Dokładnie tak. Mnie też napędza ta chęć spotykania nowości i odkrywania nowego świata. I jest to całkiem możliwe tuż po wyjściu na osiedlowy trawnika albo nawet na balkon. A nęka pewnie niedługo spotkasz lokalnie – wygląda na to, że powiększa swój zasięg.

  2. Generalnie masz rację, choć nie do końca. Zgadzam się, że nowe bezkręgowce będą odkrywane do końca świata, a takie ssaki lub ptaki – już nie lub sporadycznie. Ale! Po pierwsze, my także fotografujmy nowe (DLA NAS LUB MIEJSCA) gatunki, czego przykładem są płatkonóg szydłodzioby i biegus malutki, które udało mi się, po raz pierwszy, pstryknąć w ubiegłym roku. Po drugie, ciągle nie mamy zdjęć wszystkich gatunków, gdyż albo jest ich bardzo mało, albo występują niszowo, albo prowadzą nocny lub wyjątkowo skryty tryb życia itp. Po trzecie, zawsze można sfotografować lepiej. W lepszym świetle, lepszym otoczeniu, w akcji, itp. Plusem makrofotografii, jest to, o czym piszesz. Wychodzisz przed dom i masz! Plusem naszej odmiany jest natomiast to, że fotografujemy cały rok. Dla każdego coś miłego :))))))

    • Zgadzam się w całej rozciągłości 🙂 Od siebie tylko mogę dodać, że takie ssaki są jeszcze bardziej “plastyczne” i można im wykonywać zdjęcia z różnymi ciekawymi “minami” na przykład. U owadów tak się nie da 🙂

  3. Co prawda, nie fotografuję zbyt długo, ale nadal napotykanie dotąd mi nieznanych owadów czy roślin nieustannie wyzwala we mnie chęć ich uwiecznienia. A oglądanie dobrych fotografii (cudzych, niestety) mobilizuje mnie do robienia lepszych kadrów 🙂
    Zapytam jeszcze o nęka – czy istnieje jakiś inny, ale bardzo podobny pod względem budowy i ubarwienia owad? Bo jeśli nie, to mogę powiedzieć, że w Moim Lesie widywałam go już kilkukrotnie – raz nawet taszczył pająka.

  4. Twoje odkrycia to wręcz olbrzymie odkryciska w porównaniu do moich, tych z 2016 roku, a i wczesniejszych chyba też. Patrząc na Twoje okazy mam wrażenie, że już od dawna nic ciekawego mi się nie trafia, nawet w Botanicznym. :/
    Tylko w przypadku ogończyka swoje osiągnięcie oceniłabym wyżej, bo spotkałam go parę lat temu 20m w linii prostej od miejsca, gdzie teraz piszę te słowa. Centrum miasta, ulica, chodnik, płotek z dzikim winem, a na liściu on. Takie cuda. 🙂

    • Na Twoim miejscu bym się nie przejmował – może po prostu więcej ode mnie widziałaś i dlatego mniej zostało do odkrycia 🙂 U mnie ten rok był wyjątkowo owocny, bo miałem sporo czasu na fotografowanie, pogoda dopisała i przede wszystkim miałem szczęście – bo to najważniejsze.

  5. Ciekawe spostrzeżenia, choć jako miłośnik świata ssaków nigdy nie gardzę ciekawym owadem. Zawsze klęknę dla pięknej ważki czy chrząszcza. Moja optyka świetnie sobie radzi w takich sytuacjach. W żaden sposób nie czuję się specjalistą od owadów ale szczerze lubię je fotografować 🙂 Ciebie podziwiam za konsekwencję i dokumentację!

    • To mamy tak samo – ja też gonię za owadami, ale jak się da to fotografuję wszystko co trafi w obiektyw. Mam taki sprytny plan, że na wiosnę pojadę do pobliskiego lasu i spróbuję sfotografować dzika – a co 🙂

  6. Bardzo ciekawe okazy 🙂
    Gdy idę w plener z aparatem, zawsze marzę, żeby znaleźć ciekawe, nieznane owady. W sumie zdarza mi się to najwyżej kilka razy w sezonie.

  7. No prosze…miałem zacząć ” z ust mi to wyjąłeś”, “mam tak samo” i jak się okazuję nie tylko ja bo formułki juz pozajmowane :p Idealnie utrafiłeś w sedno tego co wielu z nas pociąga, pasjonuje. Dostrzegam również kilka pozostałych zalet – obiekty, które fascynują miłośników makro (no weźmy tu zakres od makrofotografii po po mikroskopię :p) stanowią podstawę ekosystemu, natury. To takie najwazniejsze 90%. Wiec obserwowanie i poznawanie ich to właśnie docieranie do sedna, podstaw najważniejszych mechanizmów w przyrodzie. Poza tym to dość “elitarna” wiedza bo liski, ptaszki to każdy ze spaceru “wyniesie” a tu trzeba nieco się wysilić 🙂 W dodatku ze względu na liczebność gatunkową właściwie można się tym fascynowac do śmierci i być spokojnym, że się temat nie wyczerpie :p
    Ale znalazłem jeden minus :p ZIMA. Dziwnym trafem wszystko -od śluzowców, przez owady po wyzsze bezkręgowce znaikają z naszych oczu 🙂

Sorry, the comment form is closed at this time.