Zaczynamy od wstępniakowych ogórków. Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię te warzywa. Mizeria, ogórki małosolne, konserwowe albo taka sałatka z kiszonych ogórków z pomidorami. Pycha. Jakiś rok temu, w jednej z sieci sklepowych, pojawiły się wielkie, chyba z dziesięciolitrowe słoje do kiszenia ogórków. Szklane, z ładną przykrywką i szczypczykami z drewna. Nie zwróciłem na nie większej uwagi, ale w końcu pojawiła się przecena i taki słój kosztował grubo poniżej 10 zł za sztukę. No litości, nie kupić tak perspektywicznego przyrodniczo pojemnika? Kupiłem dwa. Od razu też przyszło mi do głowy ich zastosowanie – mikro oczka wodne na balkonie. Po pierwsze – zawsze lubiłem się gapić w to, co pływa w wodzie. To fascynujący ekosystem, powszechnie mało znany, a pełen niesamowitych stworzeń. Po drugie – mam na balkonie domki dla owadów, więc zbiornik wodny będzie ich naturalnym uzupełnieniem. Owady będą mogły z niego pić, albo może wykorzystają jakoś wodę w procesie na przykład murowania. Wreszcie po trzecie – taki zbiornik to prawdziwy skarb z punktu widzenia posiadacza mikroskopu. Roi się w nim od mikroskopijnego, bardzo zróżnicowanego życia. Wystarczy wyjść na balkon, wziąć kroplę wody i już mamy świetny materiał do badań i oglądania. Projekt leżał odłożony ad acta przez prawie rok. Przyszła wiosna i należało go w końcu zrealizować. Zazwyczaj odwiedzam stawy wyposażony w kilka małych słoików po różnych dżemach etc. Tym razem miałem ze sobą… tak jest, bardzo fajne, plastikowe pojemniki po pikantnych ogórkach z mojego warzywniaka. Taki pojemnik jest dużo większy, lżejszy, ma większą średnicę i można go wykorzystać nie tylko do transportu wody, ale też roślin wodnych, różnych gałązek z owadami z lasu czy sadzonek z łąki. Same plusy, a do tego ogórkowa geneza. Zabrałem więc mojego potomka i wyruszyliśmy w niedzielne przedpołudnie na poszukiwanie wodnego życia. Droga wiodła oczywiście przez Ogród, pomyszkowaliśmy trochę wśród stawów i roślinności, aż w końcu dostrzegliśmy zwartą grupę ludzi wyposażonych w siatki i aparaty, zachowujących się tak, jak powinna zachowywać się grupa miłośników owadów. Czyli – chodzili wodząc błędnym wzrokiem po trawie i drzewach, machali siatkami wydając odgłosy radości, grzebali w stawie, albo po prostu leżeli nieruchomo na ziemi. Była to grupa uczestnicząca w bardzo ciekawym wydarzeniu – spotkaniu z cyklu “Łódzkie spotkania z owadami” prowadzonym przez dwóch moich dobrych znajomych – Marka Michalskiego i Grzegorza Tończyka. Niedzielna wycieczka była inauguracją cyklu, kolejne odbędą się w dniach – 19 maja, 9 i 16 czerwca, 25 sierpnia oraz 8 września. Zbiórka o 10:00 przy wejściu do Ogrodu od strony ul. Retkińskiej. Gorąco zachęcam wszystkich miłośników bezkręgowców i całej naszej przyrody, na skorzystanie z okazji i wybranie się na taką wycieczkę. Prowadzący są bardzo kontaktowi, chętnie dzielą się swoją ogromną wiedzą z uczestnikami. Każdy może spróbować własnoręcznie pomachać siatką w krzakach albo w stawie, obejrzeć złapane okazy, dotknąć ich i posłuchać wielu ciekawych historii na ich temat. Na ławkach rozstawione były kuwety z życiem odłowionym ze stawu, mój syn na chwilę porzucił marzenia o powrocie do smartfona czy tabletu i autentycznie zainteresował się ich zawartością. Czego tam nie było! Ślimaki, larwy ważek, wodzieni, jętek, małe chrząszcze wodne, pluskwiaki, wielka larwa chruścika w świeżo zbudowanym domku… Prawdziwa podwodna dżungla, pełna drapieżników i ofiar. Jednak nas najbardziej zainteresowało kilka gatunków wodopójek. Te piękne, bardzo kolorowe wodne pajęczaki są prawdziwą ozdobą każdego stawu. Jaskrawoczerwone, ciemnoczerwone, zielone, z ciałem owalnym albo w kształcie korka, z odnóżami długimi i krótkimi… Wszystkie bardzo aktywne, jako że są wyśmienitymi łowcami pływającymi w toni wodnej i ścigającymi swoje ofiary. Po wodopójkach przyszła pora na obejrzenie materiału z siatek. Wysypało się z nich sporo drobnicy – pająków, błonkówek, muchówek, larw różnych owadów. Po chwili rozmów z prowadzącymi i innymi spotkanymi w grupie znajomymi, niestety trzeba było wracać. Wzywały nas do domu obowiązki szkolne, tym razem szybko pożegnaliśmy “Łódzkie spotkania z owadami“. Na pewno będę się jednak wybierał na kolejne spotkania i mam nadzieję, że zaliczę je już w całości.
Po powrocie do domu trzeba było zająć się zebranym materiałem. Wyciągnąłem słoje, przygotowałem w nich podłoże, którego większość pochodziła z jednego z moich starych akwariów. Dołożyłem różne wyciągnięte z wody gałęzie, kawałki liści, a na koniec złowione rośliny i oczywiście przyniesioną wodę. Słoje od razu zaroiły się od życia, po chwili można było dostrzec liczne skorupiaki, larwy owadów i niewielkie ślimaki. Zbiorniki stanęły na balkonowym regale, w półcieniu. W czasie sezonu letniego będę pewnie jeszcze nie raz dolewał do nich wodę z innych zbiorników wodnych, a późną jesienią przeniosę je do domu. Mam nadzieję, że życie będzie w nich kwitło i dobrze wpasują się w balkonowy ekosystem.
Przy okazji przejrzałem pozostałe mikrobiotopy. Jest ich sporo, ponieważ chciałem mieć na balkonie jak największe ich zróżnicowanie, dając bezkręgowcom szerokie możliwości do osiedlania się. Jest więc misa wypełniona suchym piaskiem i żwirem. Akwarium z podmokłym środowiskiem torfowym. Misa z gliną. Pojemnik z kawałkiem kserotermicznej łąki. A teraz jeszcze słoje z kawałkiem stawu. Do tego pełno różnych niewykorzystanych rurek trzcinowych, skrawków drewna, gałązek i tak dalej. W skrzynkach zaczynają już rosnąć rośliny. Bardzo liczne, bo zasiane jak zwykle z moją wadliwą myślą przewodnia – im więcej, tym lepiej. Największym problemem jest brak miejsca. Balkonu nie da się rozciągnąć, a chciałbym ciągle dodawać coś nowego. Podejrzewam, że to ostatni sezon wystroju balkonowego w tym kształcie. Będę musiał przemyśleć i zaprojektować coś nowego, co pozwoli mi na upchnięcie jeszcze większej liczby pojemników na ograniczonej powierzchni.
Po oględzinach skrzynek, przyszła pora na owady. Może się wydawać, że balkon w betonowym wieżowcu nie jest dobrym miejscem dla bezkręgowców. Nic bardziej mylnego. Wystarczy trochę ziemi, gałęzi, zakamarków i już mamy bazę do powstania małego ekosystemu pełnego zależności. Zresztą – sam balkon to tylko część o wiele większej całości. Moje osiedle ma już 40 lat. Wyrosło na glinie i przez kilka lat wyglądało jak powierzchnia Marsa. Teraz pełne jest kwitnących drzew, połaci trawy pokrytej kępami kwiatów, po drugiej stronie bloku jest nawet mały park z wieloma gatunkami drzew i mniejszych roślin. Bezkręgowce mają więc szerokie pole do życia. A część z nich korzysta z gościnności mojego balkonu. W tym roku wiosna jest chłodna, życie jest mocno opóźnione. W moich domkach dopiero teraz pojawiły się pierwsze murarki (Osmia bicornis). Od razu rozwiały moje obawy i wprowadziły się do nowego domku, gdzie zaczęły zasiedlać kilka rurek rdestowca. Ich liczebność jak na razie sięga 3-4 jednocześnie kręcących się przy domku osobników. Tam gdzie są rurki, tam i kleptopasożyty. Krzątaninie pszczół bacznie przyglądała się niewielka muchówka. Czas spędzała na skraju wysuniętych rurek, co chwila podlatując do otworów, wchodząc do środka i czekając na okazję, by złożyć własne jaja w czyimś gnieździe. Z kolei w okolicach dużej skrzyni z ziemią zauważyłem jedną gąsienice i trzy dorosłe osobniki ćmy – przedstawicielki miernikowcowatych (Geometridae) – o wdzięcznej nazwie wątlak brzegokropek (Scopula marginepunctata). Te niewielkie owady spotykane są na łąkach, w zaroślach, na skrajach lasów. Gąsienice barwą i kształtem przypominają suche patyki, osobniki dorosłe ubarwione są w szarych odcieniach. Nie jest to może najpiękniejszy z motyli, ale cieszę się, że wprowadził się do mnie i już od dwóch sezonów rozmnaża się i rośnie na moim balkonie. Nieopodal, na białej ramie okna, siedział kolejny gość. Z daleka przypominał długi kawałek ciemnego sznurka. Dopiero po obejrzeniu zdjęć na komputerze można było dostrzec jego prawdziwe piękno. Był to przedstawiciel rodziny gąsieniczników (Ichneumonidae) – Perithous scurra. Błonkówka ta dorasta maksymalnie do około 14 mm, jednak wydaje się dużo mniejsza. Wszystko przez bardzo wydłużone proporcje ciała i (w przypadku samic) pokładełko, które rozmiarami jest zbliżone do długości reszty ciała. Ubarwienie stanowi mieszaninę kolorów czarnego, białego i pomarańczowego, przy czym uwagę zwracają jasno obrzeżone oczy. Owad ten jest ektopasożytem żądłówek gniazdujących w drewnie oraz rurkach (podrodzina Eumeninae). Samica bada powierzchnię gniazda, a po namierzeniu odpowiedniego miejsca wprowadza do niego za pomocą pokładełka własne jajo. Jej larwa żeruje następnie na larwie gospodarza. Skąd obecność tego, dość egzotycznego, gościa na moim balkonie? To proste – akurat jeden z domków dla owadów jest zasiedlony przez przedstawicielki Eumeninae, więc gąsienicznik pewnie wykluł się z jednej ze spasożytowanych rurek. Trochę dziwi mnie tylko brak synchronizacji – pojawił się za wcześnie w stosunku do swoich żywicielek.
Jak na godzinę spędzoną na dość wychłodzonym balkonie, przy pochmurnej pogodzie, zobaczyłem naprawdę więcej, niż się spodziewałem. W różnych zakamarkach czaiło sie jeszcze kilka gatunków pająków, ale im poświęcę osobny wpis. Tymczasem trzymam kciuki za pogodę i słoje ze stawowym ekosystemem. Zobaczymy, jak balkon będzie wyglądał za kilka tygodni.
4 komentarze to “Balkonowe safari”
Sorry, the comment form is closed at this time.
Twoje balkonowe gospodarstwo jest niesamowite. I widzę, że rozwija się w bardzo szybkim tempie. 🙂
A ta mała muszka, która kręciła się przy rurkach, to prawie na pewno Cacoxenus indagator z rodziny Drosophilidae, znany pasożyt murarek.
Biorąc pod uwagę liczbę moich pomysłów, to przydałby się balkon o powierzchni 100 m2 🙂 Ten C.indagator jest niesamowity – poczytałem trochę o sposobie w jaki kruszy ściany gniazda i jest to totalny odjazd 🙂 Muszę zebrać więcej materiału i wtedy na pewno poświęcę tej muchówce o wiele dłuższy wpis. Dzięki za ID!
Podziwiam pomysłowość.Trzymam kciuki za rozwój balkonowego insektarium.Oby tylko sąsiedzi nie przeszkodzili w planach 🙂
Dzięki 🙂 Na pewno coś jeszcze wymyślę. A co do sąsiadów – właśnie obejrzałem film o gościu, który hoduje w domu 150 gatunków ptaszników i tarantul, więc ja nie stanowię wielkiego zagrożenia 🙂