Udało mi się załatwić kilka wolnych dni, które spędzam w Krynicy. Nigdy tu jeszcze nie byłem, w góry jeżdżę zresztą bardzo rzadko. Ale skoro już znalazłem się w tak ciekawym przyrodniczo miejscu, nie mogłem tego zmarnować. Przyjechaliśmy wieczorem, a już rankiem następnego dnia byłem gotowy do akcji. Założyłem świeżo kupione za 20 złotych trampki do kostki. To zresztą materiał na osobną historię – kupno butów do chodzenia po górach. Chciałem zwykłe trampki – nie jechałem przecież w Himalaje. Tymczasem sklepy proponowały mi specjalistyczne obuwie z kewlaru i z wbudowanym gpsem, testowane na kosmonautach, odporne na wdepnięcie w wulkan. Po 600 zł sztuka. Na szczęście istnieją jeszcze bazarowe budki, w których sprzedawcy są mniej hipsterscy i oderwani od rzeczywistości. Wyposażony w odpowiednie obuwie, plecaczek z kurtką przeciwdeszczową i butlą z płynem o smaku jabłkowo-miętowym oraz oczywiście kapelusz (mój znak rozpoznawczy) i aparat, ruszyłem na podbój gór. Szlak zaczynał się zaraz za naszą kwaterą. I to zaczynał się ostro. Z pewnym wysiłkiem zacząłem piąć się w górę, ale z każdym krokiem szło mi lepiej. A potem poszło już z górki – widoki były piękne, ludzi prawie wcale, a owadów całkiem sporo. Czas i kilometry mijały szybko i ani się nie obejrzałem, a na liczniku miałem sześć godzin ciągłego łażenia po górach. Co można nazwać niezbyt mądrym wyczynem, biorąc pod uwagę to, że w pracy głównie siedzę przy biurku i nie poruszam się na większe odległości. Ale co tam – było warto! Pod koniec spaceru nawiązałem tytułowy kontakt z łydkami, które przesłały mi jasny komunikat – zaraz eksplodujemy. Na całe szczęście był to komunikat fałszywy. Wróciłem, zjadłem obiad i… poszedłem ponownie łazić po górach do wieczora.
Przed wyjazdem przejrzałem trochę internet i poczyniłem kilka założeń, co chciałbym zobaczyć i sfotografować na miejscu. Jednym z nich było zobaczenie motyli, których jeszcze nigdy nie widziałem (o innych nie napiszę, żeby nie zapeszyć). O dziwo, udało mi się tego dokonać już pierwszego dnia. Wyszedłem z lasu na jakąś górską łąkę, na niebie było trochę chmur, zacząłem rozglądać się za czymś, co lata i nagle zobaczyłem motyla, którego nie widziałem do tej pory. Była to górówka, nie jestem na 100% przekonany co do gatunku, ale wydaje mi się, że to górówka boruta (Erebia ligea). Oprócz niej latało sporo pospoliciaków w postaci różnych karłątków i bielinków. Trafił się też lśniak szmaragdek (Adscita statices) oraz kilka kraśników (Zyganea sp.).
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Gwiazdą spaceru był zając, którego spotkałem na szczycie pewnej góry. Spotkanie nie trwało długo, bo mój model szybko pokicał w las. Podczas spaceru spotkałem kilka ciekawych chrząszczy. W Łodzi jakoś nie mogę spotkać ich prawie wcale. A tu proszę – chrząszcz na ścieżce, chrząszcz na kwiatku, chrząszcz na liściu. W końcu podniosłem zmurszałą gałąź leżącą niedaleko drogi i co było pod nią? Oczywiście chrząszcz. Na chrząszczach nie znam się zupełnie, nie będę więc nawet próbował ich identyfikować, może ktoś z czytelników pomoże?
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Na sam koniec zostawiłem muchówki. Lata ich tu sporo, część z nich jest miła, ale istnieje spora grupa mających ochotę mnie zjeść – te likwiduję bezlitośnie. Już pierwszego dnia udało mi się sfotografować kilka ciekawych okazów, których zdjęcia zamieszczam poniżej. W związku z polowymi warunkami i brakiem czasu (zamiast siedzieć w internecie, wolę pochodzić po górach), ich również nie identyfikuję. Wydaje mi się natomiast, że są całkiem ciekawe i chyba nie widziałem ich w okolicach Łodzi. I to tyle z pierwszego dnia górskich ekscesów.
![]() |
![]() |
![]() |
Fotki ładne jak zwykle, ale przydałby sie jednak opis co na nich jest… Nawet bezpośrednio na powiększonej wersji obrazka, gdzieś w rogu. A tak to dalej nie wiem kim jest ten motyl czarny w czerwone kropy którego pamiętam z Jeleniej Góry…
Mam polowe warunki i pisałem w nocy, więc już mi się nie chciało. Motyl w kropki to kraśnik. Zielony szmaragdek a górówka po lewej na dole 🙂
Ujęcie z dwoma karłątkami jest fantastyczne. 🙂 I górówki zazdroszczę, dla mnie to absolutny egzot.
A co do chrząszczy, kozy o brązowych pokrywach wyglądają mi wszystkie na zmorsznika małego. Żółta koza to strangalia plamista. A ten mieniący się na zielono to zmróżka. Czarny wygląda na biegaczowatego, ale bliższego oznaczenia się nie podejmę. Natomiast muchy na pierwszych dwóch zdjęciach to kobyliczka i kwiatówka zmierzchnicowata, obie raczej pospolite. Tego bzyga z trzeciego nie znam, sądząc z czułków może to być któryś prężec. 🙂
Jak zwykle dziękuję za oznaczenia 🙂 Karłątki same pchały się pod obiektyw i miałem fuksa. Co do motyli natomiast, to nie jestem jakiś specjalnie zachwycony – spodziewałem się więcej. Albo po prostu nie wiem gdzie ich szukać 🙂
Najważniejsze, że się jakoś dogadałeś z łydkami. Też musiałem jak po niemal stu latach przerwy zacząłem jeździć na łyżwach. :))) Zdjęcia jak zwykle do najpiękniejszego atlasu! Brawo. W Krynicy byłem – bosko!!! Zazdroszczę 🙂
Dzięki 🙂 Krynica faktycznie jest super, jestem tu pierwszy raz. Do odkrycia jest dużo, a czasu mało…