cze 022025
 
Co się szerzy? Zbrodnia i występek. Gdzie? Na moim balkonie. Sprawcy? Liczni. Dzisiaj spojrzymy na świat owadów w zupełnie innym świetle – świetle prawa karnego.

Maj był beznadziejny – z tym zapewne zgodzą się wszyscy. Zimny, mokry i szary. Niepodobny do majów z ostatnich kilkudziesięciu lat. Spędziłem go krążąc pomiędzy moim balkonem, a różnymi marketami ogrodniczo-budowlanymi. Nakupowałem masę nowych roślin. Zrobiłem sporo ulepszeń. Zbudowałem nowe domki dla owadów. Nieskromnie powiem, że w tym sezonie naprawdę mi się udało – balkon wygląda wyśmienicie. Zieleń wystrzeliła, powoli zaczynają kwitnąć różne gatunki, najpierw szałwie i gwiazdnice. Owady chmarami zasiedlają różne miejsca. Aż chce się tu spędzać jak najwięcej czasu. Dzisiejszego ranka miałem zamiar iść do Ogrodu, ale na chwilę wyszedłem na balkon i… zostałem. To najlepiej świadczy o tym, jak dobrze w tym roku wygląda.

Po podlaniu roślin i krótkiej inspekcji, co nowego wyrosło, a co zakwitło, przysunąłem sobie leżak w pobliże domków dla owadów i zacząłem obserwacje. Patrzyłem i patrzyłem, a w głowie zrodziła mi się myśl – dlaczego by nie przeanalizować zachowań moich balkonowych owadów pod kątem praworządności? Zacząłem zastanawiać się nad tym głębiej i stopniowo ogarniało mnie coraz większe przerażenie – okazało się, że mój balkon to siedlisko zbrodni i występku! Zamiast poczciwych i pracowitych – jak myślałem do tej pory – stworzeń, sami bandyci i zbrodniarze. Dawno, dawno temu, w czasie moich pierwszych studiów, musiałem znać – i znałem – słowo w słowo, na pamięć, cały Kodeks Karny. Prawo karne było zresztą moim zdecydowanie ulubionym przedmiotem i do dzisiaj pamiętam niezwykle udany egzamin z niego. Rozwiązywałem na nim między innymi kazus z niepełnosprawnym poruszającym się na wózku inwalidzkim i zamkniętym przez sprawcę na balkonie. Lata minęły, a ja postanowiłem dzisiaj rozwiązać kilka balkonowych kazusów innego rodzaju – z owadami w roli głównej.

Słońce świeciło, zieleń zieleniła się, a wokół domku dla owadów pracowicie krzątali się jego mieszkańcy. No, nie do końca. Bolice czyściły z gruzu trzcinowe rurki, wlatywały do nich, zeskrobywały zeszłoroczną glinę, a potem wylatywały i wyrzucały ją na podłogę. Albo na mnie. Było ich dużo, momentami nawet około dwudziestu sztuk. Jedne przylatywały, inne chodziły po trzcinowych rurkach, a kolejne właśnie z nich wylatywały. Robił się tłok i rosło napięcie. Od czasu do czasu owady wpadały na siebie, a po zderzeniu leciały każdy w swoją stronę. Jednak od czasu do czasu takie spotkanie kończyło się bójką o różnym stopniu zajadłości. Bardziej zapalczywi przeciwnicy sczepiali się ze sobą, wirowali, a w ruch szły żądła i żuwaczki. Niekiedy kończyło się to nawet spadnięciem adwersarzy na podłogę albo gdzieś pomiędzy rośliny. No i proszę mamy pierwszych winnych – art. 217 §1 KK, naruszenie nietykalności cielesnej. A ze względu na żądła możemy nawet mówić tu o pobiciu z użyciem niebezpiecznych narzędzi (art. 159 KK), no chyba, że uczestników będzie co najmniej trzech, wtedy to już bójka (art. 158 KK). Na szczęście owady mają wytrzymały szkielet zewnętrzny, więc w tym przypadku nie groziło im uszkodzenie ciała w postaci ciężkiego uszczerbku na zdrowiu (art. 156 KK).

Duża część bolic przygotowała już nowe gniazda i zajęta była gromadzeniem zapasów na użytek swoich dzieci. Proces ten z punktu widzenia człowieka wygląda wyjątkowo sadystycznie. „Moje” balkonowe samice bolicy stonkówki (Symmorphus murarius) wylatują w korony pobliskich drzew i tam szukają larw rynnicy topolowej (Chrysomela populi). Kiedy już znajdą ofiarę, lądują obok, podbiegają i łapią ją odnóżami umieszczając ją na spodniej stronie ciała. Następnie żądlą kilkukrotnie, aż do momentu kiedy larwa jest całkowicie sparaliżowana. Następnie transportują ją do gniazda. Samice niosące ładunek można łatwo zauważyć – po pierwsze wydają się o wiele większe, po drugie ich lot jest dużo mniej pewny. Zataczają się w powietrzu jak pijane, krążą, gwałtownie zmieniają wysokość. Jeżeli ofiara jest szczególnie dużych rozmiarów, bolica rezygnuje z lotu, ostatni odcinek przebywając na piechotę. Biegnie, jednocześnie machając skrzydełkami, co znacząco przyspiesza jej ruch. Wreszcie dopada do właściwej rurki i usiłuje wepchnąć tłustą gąsienice do środka. Nieraz udaje się jej to za pierwszym razem, jednak jeśli rurka jest wąska bolica może kilkukrotnie ponawiać próby zmieniając pozycję ciała i ułożenie ofiary. Często zdarza się też, że potrzebnych jest kilka dalszych użądleń, by uspokoić niesforną pasażerkę. Wewnątrz rurki sparaliżowana zdobycz zostaje złożona w komórce, w której bolica składa również jajo. Po wykluciu się larwa osy rozpocznie zjadanie żywcem przygotowanego pokarmu.

Uffff, powikłany kazus, spróbujmy więc przyjrzeć mu się bliżej. Najpierw mamy pobicie, którego skutkiem jest ciężki uszczerbek na zdrowiu (art. 158 §2 KK), czyli paraliż. Następnie mamy do czynienia z pozbawieniem wolności (art. 189 KK) i to w najcięższej postaci, a więc dłużej niż 7 dni (art. 189 §1 KK) , osoby nieporadnej ze względu na stan fizyczny (art. 189 §2 KK) oraz ze szczególnym udręczeniem (art. 189 §3 KK). Warto przyjrzeć się również samemu zamiarowi – zamiarem osy, chociaż nie bezpośrednim, jest zaplanowane zabójstwo i to ze szczególnym okrucieństwem (art. 148 §2 i §5 KK). Dodatkowo w grę wchodzi pomocnictwo (art. 18 §3 KK) – dorosła osa przygotowuje ofiarę dla swojego potomstwa, wiedząc że to popełni przestępstwo. Realizatorką zamiaru jest już młoda larwa osy, która wykluła się w gnieździe. Jej proponujemy zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem (art. 148 §2 KK), a po tym jak już zabije ofiarę dodajemy zbezczeszczenie zwłok (art. 262 KK) może nawet z §2 – ograbienie zwłok – w świecie owadów można je zinterpretować jako pozbawienie ich wartości energetycznej, czyli mówiąc po ludzku – zjedzenie.

Bolice stonkówki to stosunkowo duże osy stanowiące większość lokatorów w moich domkach dla owadów. Jednak niemalże identycznie zachowują się o wiele mniejsze błonkówki z rodzaju Psenulus. W moich domkach widuję je często, są bardzo aktywne i obecnie również znoszą do gniazda sparaliżowane ofiary, którymi będzie żywić się ich potomstwo. W przypadku tych miniaturowych (5-7 mm), jednolicie czarnych owadów, są to mszyce. Jedna samica jest w stanie złowić ich około trzydziestu dla jednej larwy. Sam proces wygląda identycznie jak u bolic – polowanie, sparaliżowanie, gniazdo, zjedzenie żywcem – możemy więc zakwalifikować go identycznie z punktu widzenia Kodeksu Karnego. Na obronę obu owadów muszę jednak dodać, że z punktu widzenia człowieka są bardzo pożyteczne. Larwy rynnicy topolowej i mszyce są szkodnikami zjadającymi ogromne ilości materiału roślinnego. Dodatkowo mszyce są moim osobistym arcywrogiem – nie cierpię ich z całego serca, ich biologia i wygląd nadają się do jakiegoś horroru s-f, a do tego mnożą się jak najęte i wszędzie włażą. Trudno więc nie kochać owadów, które je masowo tępią.

Na końcu mojego balkonu znajduje się regał, na którym stoją skrzynki z roślinami, domki dla owadów, a na samym dole różne graty. Regał jest na nóżkach, więc między podłogą a nim znajduje się spora szczelina. I to właśnie to miejsce upodobały sobie szczególnie pająki. Mieszka tam ich kilka, a swoje sieci tkają nie pionowo, ale poziomo, tworząc coś w rodzaju podniesionego dywanu. Wbrew pozorom jest to doskonały sposób i miejsce na łowienie ofiar. Z umieszczonych wyżej domków bardzo często na podłogę spadają owady, czy to będące ofiarami bójek, czy przeciążone nadmiernym ładunkiem. Obserwując domek widziałem wielokrotnie podobne sytuacje. Tak było również tym razem. Niewielka bolica taszczyła ze sobą wyjątkowo okazałą larwę stonki. Po jej profilu lotu widać było, że ledwie daje sobie radę. Ostatkiem sił wykonała zryw chcąc wylądować bezpośrednio przy swojej rurce. Niestety, nie trafiła. Odbiła się od ścianki i poleciała w dół wypuszczając jednocześnie ofiarę. Okazało się, że nie uderzyła w podłogę – wcześniej złapała ją pajęcza sieć. Momentalnie na scenie pojawił się pająk, który szybko przemierzał sieć biegnąc w stronę bolicy. Nawet niewielka osa była jednak zbyt duża na delikatną pajęczynę. Po kilku gwałtownych ruchach wyrwała się i nieskrępowana odleciała w swoją stronę. Pająk postał jeszcze chwilę złorzecząc i wygrażając odnóżami, po czym schował się pod regał.

Na miejscu pani pająkowej byłbym jednak ostrożniejszy – bez wątpienia podlega pod art. 13 §1 KK w związku z art. 148 §2 KK – usiłowanie zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, w dodatku z użyciem podstępu i narzędzia. A nawet jeśli ma dobrego adwokata, to nie uniknie odpowiedzialności z art. 13 §1 KK w związku z art. 189 §1 KK – usiłowanie pozbawienia wolności. Zresztą co tu dużo mówić – wielokrotnie widziałem, jak owady wpadały w pajęczą sieć i cudem unikały śmierci – mamy tu już działanie w warunkach wielokrotnej recydywy (art. 64 KK), co zdecydowanie pogarsza sytuację. Sytuacja robi się jeszcze gorsza, kiedy pająk jednak dopadnie do ofiary. Przeważnie najpierw krępuję ją dodatkowymi zwojami sieci, pozbawiając możliwości ruchu. Potem wprowadza do jej wnętrza jad, który ją uśmierca, a potem rozpuszcza jej tkanki. Na końcu wysysa ją, a zwłoki wyrzuca z sieci. W tym przypadku mamy omawiane już wcześniej pozbawienie wolności (art. 189 §1 KK), zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem (art. 148 §2 KK) i na koniec zbezczeszczenie zwłok (art. 262 KK). Z drugiej strony jeżeli owad uciekł z sieci, a pająk ma dobrego prawnika, może oskarżyć uciekiniera o zniszczenie mienia (art. 288 §1 KK).

Wróćmy do naszych os. Od czasu do czasu zdarzała się ciekawa sytuacja, kiedy bolica niosąca swoją sparaliżowaną ofiarę porzucała ją w pobliżu domku. Jaka była tego przyczyna? Wydaje mi się, że w grę mogą wchodzić co najmniej dwie interpretacje. Po pierwsze – osa usiłuje wepchnąć larwę do rurki, ale ta jest po prostu zbyt duża i w żaden sposób nie mieści się w otworze. Można ją jedynie porzucić i polecieć na poszukiwanie kolejnej. Po drugie – nieraz osa przed dolotem do domku lądowała na przykład na parapecie, obracała ofiarę w różne strony i kilkukrotnie żądliła. Być może larwa wykazywała jeszcze zbyt dużą aktywność? W niektórych przypadkach para odlatywała do domku, w innych zniechęcona błonkówka porzucała swoją ofiarę. Bardzo ciekawe jest to, co działo się dalej. Bardzo często, praktycznie w 100% sytuacji, do leżącej, sparaliżowanej gąsienicy podlatywała zupełnie inna bolica. Najpierw lądowała obok, trochę krążyła, a następnie chwytała zdobycz i obowiązkowo znów żądliła. Po czym odlatywała z nią albo w stronę domku, albo poza balkon. Muszę przyznać, że takie zachowanie było dla mnie zaskoczeniem, ponieważ wydawało mi się, że pierwsza osa zostawia podczas żądlenia jakiś chemiczny ślad, który zniechęca kolejne. Jednak jak widać tak nie jest. Sparaliżowana larwa stanowi na tyle łakomy kąsek, że nowej właścicielce nie przeszkadza, że jest druga. Ma to zresztą swoją logikę – ofiara jest „czysta”, jajo zostanie złożone na niej dopiero w gnieździe.

Oczywiście od razu wpadł mi do głowy pewien eksperyment. Ponieważ na podłodze balkonu leżało kilka sparaliżowanych larw, które zostały z jakichś powodów porzucone, wziąłem kilka z nich i umieściłem w widocznym miejscu, blisko domku dla owadów. Ku mojemu zdumieniu, po pewnym czasie wszystkie zniknęły. Przylatywały do nich osy, żądliły, a następnie transportowały dalej. Chociaż, jak mówi popularne w podstawówce przysłowie „znalezione, nie kradzione”, polskie prawo ma na ten temat odmienne zdanie. Działanie osy wyczerpuje znamiona przestępstwa z art. 284 §3 – przywłaszczenie rzeczy znalezionej. W skrajnym przypadku wszelkie działania związane z przemieszczaniem sparaliżowanych larw możemy uznać za handel ludźmi (a raczej owadami), a to już bardzo poważne przestępstwo opisane w art. 189a §1 KK. Ofiara jest transportowana/przechowywana z użyciem przemocy i wykorzystania bezbronności w celu niewolnictwa no i hmmmm… można powiedzieć – również handlu organami. Co mówi na ten temat literatura?

Kodeks karny. Część szczególna (red. A. Zoll) – komentarz do art. 189a:
„Sam fakt przemieszczenia osoby wbrew jej woli, w celu wykorzystania do pracy, eksploatacji seksualnej, pobrania organów czy żebractwa, nawet bez elementu finansowego, może wypełniać znamiona handlu ludźmi.”

A więc wszystko jasne, przywłaszczenie rzeczy znalezionej zmienia nam się w bardzo ciężkie przestępstwo zagrożone karą pozbawienia wolności od lat 3 do 20.

Domki dla owadów i owady budujące w nim lepszą przyszłość dla swoich dzieci przyciągają również innego rodzaju przestępców. To cała grupa owadów pasożytniczych, które zamiast zajmować się wychowanie swojego potomstwa, podrzucają je innym. I jak to bywa w świecie bezkręgowców, przeważnie odbywa się to w sposób okrutny z ludzkiego punktu widzenia. Mechanizm działania jest podobny. Pasożyt śledzi swoją ofiarę, leci za nią, ukrywa się, ale cały czas trzyma blisko. Kiedy prawowity właściciel gniazda złoży w nim sparaliżowaną larwę i złoży jajo, wtedy do akcji wkracza napastnik. Przemyka, włamuje się, a następnie składa swoje jajo i szybko ucieka. Jest to bardzo ryzykowna akcja, ponieważ gospodarz może zareagować na taką akcję w sposób bardzo agresywny. Pasożyt często zostaje ciężko okaleczony albo nawet zabity – i akurat w tym przypadku nie jest to niczym nadzwyczajnym, każdy broni swojego potomstwa. Niezależnie od tego, jeżeli jajo pasożyta trafiło wcześniej do gniazda, jego larwa wykluje się wcześniej. Wtedy najpierw zje jajo albo słabszą larwę gospodarza, a potem zajmie się zgromadzonymi przez prawowitego właściciela zapasami. Na wiosnę zamiast pszczoły czy osy z rurki wyłoni się na przykład mucha albo złotolitka. Mieszkańców moich domków atakują różne rodzaje pasożytów. Jest kilka gatunków mniejszych muchówek, jest mój ulubiony Anthrax anthrax. Jednak najbardziej cieszy mnie widok złotolitek. Te najpiękniejsze z naszych błonkówek zawsze zachwycają kolorami, szczególnie kiedy ich ciała mienią się w pełnym słońcu. Mimo ich zbójeckich poczynań potrafię im wybaczyć, w końcu statystycznie nie są w stanie zachwiać liczebności populacji swoich przymusowych gospodarzy.

Zupełnie inne zdanie na ten temat ma Kodeks Karny. Przestępstwo zaczyna się już na etapie śledzenia, o czym mówi stosunkowo nowy art. 190a KK traktujący o uporczywym nękaniu zwanym też stalkingiem. Potem następuje naruszenie miru domowego (art. 193. § 1) oraz… porzucenie dziecka (art. 210 KK). Przynajmniej według ludzkich poglądów, ponieważ w świecie owadów jest to raczej zapewnienie dziecku wzorowej przyszłości. Tak czy inaczej całe działanie można, tak jak w przypadku bolic, potraktować jako planowanie zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem (art. 148 §2 i §5 KK) oraz pomocnictwo (art. 18 §3 KK). Wykonawcą jest młodociane potomstwo pasożyta i jemu wlepiamy karę za wielokrotne zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem (art. 148 §2 KK) i zbezczeszczenie zwłok (art. 262 KK). Jeżeli prawowita właścicielka gniazda stanie wcześniej w jego obronie i zabije pasożyta, oskarżona zostanie prawdopodobnie o zabójstwo pod wpływem silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami, zwane potocznie zabójstwem w afekcie (art. 148 §4 KK). Wątpię, żeby w takich okolicznościach którykolwiek owadzi sąd nie orzekł winy z wyrokiem pozbawienia wolności w zawieszeniu.

Wlepiając oczy w domek dla owadów zaobserwowałem jeszcze jedno, niezwykle interesujące zachowanie wśród bolic. Co jakiś czas osy te wyciągały z gniazda larwy, krążyły z nimi i ponownie je żądliły. Podobne zachowania widziałem już wcześniej, ale uznałem, że po prostu właścicielka gniazda musi użądlić kilka razy więcej ofiarę, bo nie jest pewna czy trucizna dobrze działa. A ponieważ w rurce nie ma na to miejsca, robi to na zewnątrz. Jak bardzo się myliłem! Okazało się, że to nie są wcale właścicielki, a włamywaczki – obce samice, które penetrują gniazda i porywają z nich larwy przyniesione wcześniej. Skupiłem się na obserwacji tego zjawiska i okazało się, że występuje ono powszechnie. Wielokrotnie widziałem bolice wywlekające z rurek larwy, żądlące je, a potem odlatujące z nimi poza mój balkon. W jednym przypadku miałem stuprocentową pewność, że właśnie tak wygląda ten proces, ponieważ złodziejka wywlekła z rurki sparaliżowaną gąsienice, a dosłownie w tym samym momencie do tej rurki przyleciała właścicielka z kolejną ofiarą. Ciekaw jestem co jest przyczyną takiego zachowania? Może mniejsze samice mają problem ze zdobyciem larw chrząszczy w naturze? A może po prostu ekonomiczniej jest podjąć ryzyko i spróbować ukraść gotową ofiarę z czyjegoś gniazda? Konsekwencje mogą być pewnie różne – od udanej ucieczki po śmierć. Nieraz widuję pod domkiem martwe osy – być może są to właśnie ofiary takich brawurowych włamań.

Prawo oczywiście jednoznacznie potępia takich przestępców. W przypadku działania osy z powyższego przykładu mamy cały wachlarz wcześniej omawianych przestępstw – planowanie zabójstwa, handel ludźmi, pomocnictwo, etc. Dodatkowo dochodzi nam jeszcze kradzież z włamaniem (art. 279 §1 KK), a jeśli złodziejka będzie większa i zaatakuje właścicielkę, to będzie już kradzież z użyciem przemocy (art. 280 §1 KK).

Muszę przyznać, że to było bardzo owocne przedpołudnie. Relaks na balkonie zaowocował wieloma ciekawymi obserwacjami, jak zwykle odkryłem wiele rzeczy, o których wcześniej nie wiedziałem. W Mendeleyu już czeka kolejny plik artykułów do przeczytania na tematy związane osami i pasożytnictwem. Dodatkowo doskonale bawiłem się przypominając sobie Kodeks Karny, a nie pomylę się bardzo, jeśli stwierdzę, że nie otwierałem go od dobrych 30 lat. Poza tym odkrycie, że mam na balkonie taką gromadę rzezimieszków, było sporym zaskoczeniem. Wizyty tam już nigdy nie będą takie same – zawsze będę miał oczy dookoła głowy.

 

Jeżeli podoba Ci się ten wpis… Postaw mi kawę na buycoffee.to …postaw mi kawę! Dziękuję serdecznie 😉

 

 Leave a Reply

(required)

(required)