I jak tu nie kochać listopada? Miesiąca pełnego ciepła, kolorów, optymizmu… Akurat mieliśmy coś do załatwienia w okolicach Łodzi i trasa naszej wycieczki przebiegała niedaleko młynów na Grabii. To jedno z moich ulubionych miejsc. Latem. Pełne chlupoczącej pod młyńskimi kołami wody, śpiewu ptaków, rozmytych kolorów latających ważek, zapachów wodnych roślin i… bardzo dobrych lodów z miejscowej budki. W leniwy, ciepły dzień, można usiąść tam na ławce koło młynów, wdychać zapach starego drewna ogrzewanego upałem, patrzeć na sylwetki ogromny grabów na tle błękitu i zastanawiać – nad który staw, albo do którego lasu udać się po zjedzeniu frytek. Niestety, listopad nawet tak wspaniałe miejsce jest w stanie sprowadzić do monochromatyczno-mglistej, późnojesiennej rzeczywistości. Młyny oczywiście stoją nadal, wyglądają imponująco, ale jednocześnie ponuro. Nad wodami niosą się zimne, białe mgły. Nie ma życia – nie ma ważek, nie ma ptaków, nie ma ludzi. Budka z lodami jest oczywiście zamknięta – kto chciałby jeść lody w takich okolicznościach? Stawy, latem pełne dźwięków kołowrotków zwijających żyłkę, teraz są całkowicie opuszczone i ciche. Ciemność zapada szybko, już po trzeciej wypełza z zarośli i zaczyna rozlewać się po okolicy. W innych okolicznościach taki lovecraftowsko-wiedźmiński nastrój wywoływał by przyjemny dreszczyk emocji. Ale nie dzisiaj! Dzisiaj jest zwyczajnie za zimno! Zły mróz przenika od razu po wyjściu z samochodu, ręce grabieją i nie mogą operować aparatem. Miejsce sprawia przygnębiające, melancholijne wrażenie. Szybko robię kilka zdjęć, przechodzę na drugą stronę jezdni, jeszcze z mostu, jeszcze przy samych stawach. Ale już dopada mnie mrok, ostrość rozmywa się, a ziąb wygania. Jest dopiero po trzeciej, a już prawie niczego nie widać. I jak zawsze w takim momencie trudno uwierzyć, że w czerwcu, w tym samym miejscu, będzie ciepło, widno i radośnie aż do dziesiątej wieczorem! Nie ma się co zastanawiać – trzeba wracać do ciepłego samochodu i ciepłego mieszkania. A te kilka poniższych zdjęć będzie stanowić listopadowe memento. Kiedy obejrzę je wczesnym latem, powiem do siebie – nie, to niemożliwe, żeby było tu tak zimno, tak ciemno, tak ponuro.
4 komentarze to “Noc listopadowa”
Sorry, the comment form is closed at this time.
Sorry!, taki mamy klimat 🙂
Ano jest lekki syf, z drugiej strony tym milej będzie na wiosnę! Gdyby cały rok był takim sam to chyba jednak byłaby nuda?
Dokładnie to samo myślę. Fajnie by było żyć na równiku, ale cały rok upał i podział doby 12/12 godzin? Nuda 🙂 Ale takie południe Francji albo Grecja byłyby lepsze. Tylko, że tam znowu nie ma lasów sosnowych… Ciężko znaleźć optimum 🙂
Na Warmii tylko szur do szyi. Byliśmy dziś o świcie w terenie i … guzik nawet bez jednej pętelki 🙁
Te zdjęcia idealnie oddają późnojesienny nastrój, Są takie, że aż… brrrr.