kwi 302019
 
Po dłuższej przerwie wracamy do samych korzeni. Łódzki Ogród Botaniczny i owady – bo o tym będzie dzisiejszy wpis. Oprócz tego także miłość, śmierć, czarne charaktery, walki na śmierć i życie, macierzyństwo oraz piasek, dużo piasku. A nasza bohaterka pierwszoplanowa to samica swędosza pajęczarza (Anoplius viaticus).

Wreszcie udało mi się wyrwać z miesięcznego kieratu-kołowrotu i pójść na normalny spacer. Plan był prosty – przejście przez Ogród, ze szczególnym uwzględnieniem stawów i ich okolic, a potem transfer do Parku Zdrowie w celu zbadania tamtejszych stawów. W plecaku grzechotały słoiki i siatka do łowienia. Dzisiaj zamierzałem zacząć nowy, balkonowy projekt z małymi oczkami wodnymi i stąd te plecakowe przyrządy – chciałem zebrać próbki wody i roślin z kilku różnych zbiorników wodnych. Jak się jednak okazało, utknąłem wśród piasków pustyni.
Po obejrzeniu kilku stawów (zero ważek), doszedłem do moich ulubionych, piaszczystych alejek. Po ostatnim ochłodzeniu i wczorajszych ulewach nie spodziewałem się żadnych sensacji. Szedłem szybkim krokiem, żeby jak najszybciej zanurzyć siatkę w stawach na Zdrowiu. Wokoło śmigało nieco owadów, ale nic nadzwyczajnego. Pod nogami, na piasku, biegało kilka samic swędosza pajęczarza (Anoplius viaticus). To bardzo charakterystyczne owady, czarne, podobne do mniejszej osy na długich nogach, z jaskrawymi, czerwonawymi plamami na początku odwłoka. Bardzo lubię te błonkówki, ale dzisiaj nie zwracałem na nie uwagi z prostego powodu – są koszmarem dla fotografa. Jeżeli któryś owad miałby zostać mistrzem ADHD, to swędosze z pewnością są jednym z głównych kandydatów. Błonkówki te są w ciągłym ruchu – biegają, podskakują podlatując kawałek, znowu biegają. Nawet kiedy nie biegają, cały czas wykonują takie szybkie, drgające ruchy skrzydełkami, które na każdej fotografii zamieniają ostrość w rozmazaną smugę. Makabra. Zignorowałem je więc całkowicie, aż do momentu, kiedy natrafiłem na jedną siedzącą spokojnie. Na mój widok zerwała się i odleciała, ale zostawiła coś na miejscu, jakiś szaro-brązowy tobół, na pierwszy rzut oka. Podszedłem i okazało się, że to nie żaden tobół, lecz siedzący spokojnie pająk. Zazwyczaj pająki nie siedzą spokojnie, kiedy ktoś nad nimi stoi, ten jednak miał dość ważny powód – był sparaliżowany jadem swędosza. Stałem nad nim i zastanawiałem się, co robić? Mogę zapomnieć o tym, co widziałem i pójść łowić w stawach. Ale wtedy stracę nie wiadomo jak ciekawą obserwację i będę żałował. Mogę też chwilę poczekać i zobaczyć, co się wydarzy. Tylko, że ta chwila może potrwać godzinę, albo więcej. Nie musiałem długo myśleć nad decyzją – oczywiście zostaję.

Przygotowałem aparat, skupiłem się, kucnąłem nad nieszczęsnym pajęczakiem i czekałem. Nieopodal zauważyłem dwie świeżo wykopane w piasku norki. A wokół nich kręciły się dwie panie swędoszowe. Jak w ogóle doszło do tej sytuacji? Swędosz pajęczarz to błonkówka należąca do rodziny nastecznikowatych (Pompylidae). Jej przedstawiciele wyspecjalizowali się w polowaniach na pająki, które stanowią podstawę pożywienia larw. Samica wyszukuje odpowiedni gatunek pająka, atakuje go, żądli w odpowiedni fragment splotu nerwowego, dzięki czemu pajęczak jest wciąż żywy, ale sparaliżowany. Po co? To proste. Zakopany wraz z jajem nastecznika spokojnie czeka na pojawienie się larwy zachowując wciąż świeżość. Następnie zostaje żywcem zjedzony. To już nie wiwisekcja, a gastrosekcja. W tym momencie należy sobie zdać sprawę, że ludzka moralność i etyka nie mają żadnego zastosowania w świecie owadów i pajęczaków. To proste organizmy wyposażone w prymitywne układy nerwowe. Czy odczuwają ból? Na pewno. Czy są zdolne do refleksji i moralnych wyborów? W żadnym wypadku. Tak więc, pomimo tego, że pająk zostanie zjedzony żywcem, z całą pewnością nie zastanawia się, ani nie martwi tą sytuacją. Nasteczniki również nie kierują się szczególną nienawiścią do pajęczaków – kieruje nimi wyłącznie instynkt głęboko zaszyty w ich genach. Jeśli jesteś samicą nastecznika, masz znaleźć pająka, wykopać norkę i złożyć na nim jajo, żeby twoje potomstwo mogło przetrwać. Proste, jak praca w corpo.
Czekamy więc we dwójkę, ja w kucki, od których bolą mnie już nogi, pająk płasko leżąc na piasku. Samice nasteczników krążą w okolicy. Robią to w bardzo charakterystyczny, bezładny sposób. Nigdy nie poruszają się w linii prostej, zawsze skręcają w lewo i w prawo, ciasnymi łukami, przypadkowymi trasami, zawracają, idą do przodu, znów zawracają. Przyczyną takiego zachowania nie jest ich gapowatość ani ekstrawagancja, powód jest o wiele ważniejszy i decydujący o przetrwaniu gatunku – pasożyty. Za każdym nastecznikiem biegającym po piasku ciągną latający oportuniści – pasożytnicze błonkówki i muchówki, które tylko czekają na okazję. Jeżeli znajdą otwarte gniazdo błonkówki, wedrą się do niego błyskawicznie i złożą w nim swoje jajo, z którego wykluje się ich własne potomstwo po drodze zjadając i pająka, i jajo nastecznika. Gra idzie więc o wysoką stawkę i ostrożność jest zrozumiała. Samice kluczą, gubią przeciwników, docierają do norek, kopią w nich, wykonują jeszcze drobne korekty budowlane. Potem znów krążą, okrężną drogą docierają do pająków, sprawdzają, czy z nimi wszystko w porządku, czy nie dobrały się do nich mrówki, drapieżne chrząszcze, czy inne nasteczniki. Wreszcie nadchodzi wyczekiwany przeze mnie moment – transport do gniazda. To kluczowa i bardzo niebezpieczna operacja. Obserwowany przeze mnie owad dociera do pająka, chwyta go i przenosi w inne miejsce. Wcale nie do gniazda, a kawałek dalej, w przypadkowym kierunku. Potem w kolejne miejsce. I kolejne. Cały czas klucząc i mając baczenie na latające za nim pasożyty. Wreszcie ostatnia podróż, pająk zostaje złożony kilka centymetrów od otworu wejściowego. Samica znika w środku, sprawdza czy teren jest czysty, a potem błyskawicznie wciąga ofiarę do wewnątrz.

Następuje krótka przerwa w czasie której pewnie zostaje złożone jajo i przygotowana komora lęgowa. Potem nastecznik wypada na zewnątrz kilka razy, zgarnia ziarenka piasku i zasypuje otwór. To ciężki i długotrwały proces. Gniazdo musi zostać dokładnie zabezpieczone, żeby nie dostał się do niego żaden intruz. Błonkówka wychodzi na zewnątrz, wsypuje do otworu kolejne partie piasku, wreszcie zaczyna utwardzać grunt za pomocą odnóży i odwłoka. Dosłownie szoruje po piasku całym ciałem, nie tylko utwardzając, ale i maskując wejście. Po jakimś czasie krząta się po cały terenie energicznie rozkopując piasek na wszystkie strony. Początkowo koncentryczny i doskonale widoczny kopiec zostaje zniwelowany i rozrzucony po okolicy. Już nie przypomina gniazda i ma szansę zostać niezauważony. Zadowolona z wykonanego zadania samica nastecznika porzuca to miejsce i udaje się na poszukiwanie kolejnego pająka do następnej norki. Jednak to nie koniec widowiska. Po kilku sekundach na niedanym placu budowy ląduje pasożytnicza muchówka, która obserwowała niedawne wydarzenia z pewnej odległości. Wie, gdzie znajduje się wejście. Ląduje dokładnie przy nim, dosłownie wgryzając się w ziemię. Kręci się, napiera, bezradnie przebiera odnóżami, chcąc dostać się do środka. Nią też kieruje wszechobecny instynkt każący jej znaleźć komorę lęgową nastecznika i złożyć w niej swoje jajo. Tym razem jednak jej się nie uda. Jest za mała i za słaba, a gniazdo zbyt dobrze zabezpieczone. Tym razem wyścig o przetrwanie wygrała błonkówka.

Patrzę na zegarek – minęły trzy godziny, ale nie żałuję ani jednej sekundy. Stawy będą musiały poczekać, a to, co dzisiaj widziałem jest o wiele lepsze niż wszystkie kanały TV razem wzięte. To był udany dzień.
Przy okazji – testowo wprowadziłem na stronę coś nowego – filmy. Przy okazji dzisiejszych obserwacji nakręciłem ich kilka, wrzuciłem na Youtuba, a linki do nich znajdują się poniżej.

Pająk w norce Sprzątanie Zamykanie norki

  9 komentarzy to “Opowieść z dreszczykiem”

  1. Świetne. Poszczęściło Ci się. 🙂 Nie miałam pojęcia, że to wszystko jest tak bardzo skomplikowane. I że nastecznik niejako zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa grożącego potomstwu, więc podejmuje tyle akcji zapobiegawczych.
    Filmiki super. 🙂

    • O dziwo, spotkanie nastecznika i obserwacje tego typu nie są aż tak trudne do zrealizowania. Wystarczy znaleźć owada, on pokaże gniazdo i ofiarę, a potem już tylko cierpliwość snajpera i gotowe 🙂 Jeżeli chodzi o ochronę przed pasożytami to chyba dużo gatunków ma “świadomość” ich istnienia i broni się przed nimi. Wczorajsze panie nastecznikowe przepędzały zresztą wszystko z okolic gniazda – za jednym chrząszczem błonkówka goniła dobre dwa metry. Super, że filmiki się spodobały. Muszę jeszcze je dopracować edycyjnie i poprawić prezentację na stronie – bo giną. Ale mam zamiar działać w tym kierunku w obecnym sezonie.

  2. Gratulacje.Super dreszczowiec.A filmiki bardzo ciekawe , konkurencja dla National Geographic.

    • Całą obserwację zrobiłem dosłownie pięć metrów od miejsca, w którym gadaliśmy 🙂 Masz taki sam sprzęt, bierz się za filmy – zrobimy drugie Warner Bros 😉

  3. No niezła akcja! Gratulacje!

    • Pogoda się zrobiła, odstaw czołgi trochę i bierz się za przyrodę 🙂 Może jakiś wspólny spacer z dzieciakami zrobimy, śladem owadów? Przypominam, że 5 maja pierwszy spacer entomo w Botaniku!

  4. Świetne obserwacje i ciekawie opisane! Od razu przypominają mi się czytane kiedyś opowiadania Witolda Koehlera.
    A filmów nie mogłam obejrzeć. Jest informacja: Film niedostępny.Ten film jest już niedostępny, ponieważ powiązane z nim konto YouTube zostało usunięte.

    • Faktycznie, coś mi się zrobiło z kontem – dziwna sprawa. W każdym razie filmy są już w nowym miejscu i powinny działać bez problemu. Nie znałem Koehlera, ale muszę poszukać i przeczytać 🙂

  5. Wszystko jest w porządku, a filmiki są ekstra!
    A z Koehlera polecam “Ścieżka wiedzie przez las” lub jej późniejszą wersję “Przymierze z lasem”. Wspaniałe opowiadania o życiu lasu, które nierozerwalnie związane jest z owadami . Jest także atlas “Owady naszych lasów”. W entomologię jakoś nie wsiąkłam, ale w las tak. W/w książki mam i lubię do nich wracać.

Sorry, the comment form is closed at this time.