lip 262016
 
g-head Po zmasowanym ataku bezkręgowców i mikołajków, pora zmienić nieco klimat. Bohaterami dzisiejszego wpisu będą grzyby, które też bardzo cenię i lubię, i to nie tylko na gruncie czysto fotograficznym. Żeby nie było jednak monotematycznie, na koniec spadnie deszcz. Bardzo solidny deszcz.

Bardzo lubię grzyby. Nie tylko fotografować, ale także zbierać i jeść. Już od najmłodszych lat czynnie uczestniczyłem w rodzinnych grzybobraniach, które odbywały się w naszym łódzkim Lesie Łagiewnickim. Obszar lasu był ogromny (szczególnie dla dziecka), każde takie grzybobranie było dla mnie niezapomnianą wyprawą. Dodatkową atrakcją był mieszczący się w Łagiewnikach klasztor franciszkanów. Dlaczego? Ponieważ zakonnicy sprzedawali w nim pyszną herbatę i pączki własnego wypieku. Zbieranie grzybów wyrabiało we mnie instynkt myśliwego, rywalizowaliśmy z moimi Rodzicami i Dziadkami, kto znajdzie więcej grzybów, czyj będzie największy albo najszlachetniejszego gatunku. A po powrocie zaczynało się przeglądanie, obieranie, znajdowanie ślimaków czy innych leśnych konkurentów też mających ochotę na zjedzenie grzyba. Resztki mchu, ściółki, przyniesiony do domu, ale wciąż dobrze wyczuwalny zapach i klimat lasu. I wreszcie zwieńczenie wysiłku i podsumowanie wyprawy – jajecznica z grzybami! Od tamtych czasów minęło bardzo wiele lat, ale zamiłowanie do grzybów i polowanie na nie pozostało.

g2 b1 miski
Coprinus sp. Borowik ponury (Boletus luridus) Scutellinia sp.

Grzyby kojarzą się nam głównie z jesienią i grzybobraniami kulinarnymi. Grzyb może być biały, brązowy, ma trzonek i kapelusz, rośnie w ściółce albo trawie. Czasem, kiedy coś spleśnieje, dochodzimy do wniosku, że pleśń to przecież też grzyb. Prawda wygląda nieco inaczej. Szacuje się, że na Ziemi występuje około miliona gatunków grzybów. Zamieszkują wszystkie środowiska, także wodne. Mają niezliczoną liczbę kształtów, kolorów i rozmiarów. I przede wszystkim są niezbędne przy obiegu materii w przyrodzie. W naszym kraju grzyby występują przez cały rok – mam tu na myśli grzyby o wielkościach niemikroskopowych, bo te ostatnie są zawsze i wszędzie. Owocniki “dużych” grzybów możemy spotkać w ciągu wszystkich pór roku, w czasie upalnego lata i śnieznej zimy, na ziemi, pod ziemią, a także na drzewach czy wśród ich rozkładających się resztek. Dlaczego więc kojarzymy je głównie z jesienią? Wiosną i latem grzyby nikną wśród bujnej roślinności, kolorów, ruchu owadów, słońca. Dopiero jesienią, kiedy roślin jest mniej następuje tryumfalny powrót bohaterów dzisiejszego wpisu.

g1 g5 g6

Jeżeli ktoś mnie spyta, co lubię fotografować najbardziej, to oczywiście będą to bezkręgowce. Ale na drugim miejscu znajdą się grzyby. Późną jesienią i zimą, kiedy w przyrodzie panuje zastój, nie ma niczego żywego i wartego sfotografowania, pozostają grzyby. I nie jest to wybór z litości. Grzyby są piekne, posiadają wiele ciekawych form i kształtów, nieraz o zadziwiającej budowie i kolorach. Fotografowanie tych organizmów nie jest łatwe – pod tym względem przypominają mi ślimaki. Po pierwsze – niełatwo je znaleźć. Mają doskonały kamuflaż, wtapiają się w tło, udają, że ich nie ma. Kiedy już zobaczy się jednego, w mózgu otwiera się jakaś klapka i nagle okazuje się, że wokół rośnie kilkanaście kolejnych gatunków, których wcześniej nie było widać. Grzyby nie ruszają się, ani nie uciekają, ale zrobienie im zdjęcia z właściwą głębią ostrości graniczy z cudem. Do tego dochodzą problemy z kompozycją – w kadrze zawsze znajdzie się jakiś niepotrzebny wiecheć trawy albo szyszka, która akurat przechodziła nieopodal. Jednak największym problemem jest światło. Większość pokazanych dzisiaj zdjęć robiłem z czasami naświetlania od 1/3 do 1/25. Nie używałem statywu, starałem się jakoś ustabilizować aparat, ale odsetek zdjęć beznadziejnych był ogromny. Z kolei grzyby rosnące w jasnych, słonecznych miejscach wychodzą przeważnie prześwietlone, albo z niedoświetlonym, czarnym tłem. Dzisiejsze zdjęcia są średniej jakości, mam w swojej kolekcji dużo lepsze, którymi może kiedyś się pochwalę. Zrobienie ich dało mi naprawdę wiele satysfakcji i udowodniło, że grzyby są równie piękne jak chociażby kwitnące rośliny.

g4 g8 g3

Na zakończene grzybowego tematu zdjęcie może nienajlepsze technicznie, za to moim zdaniem ciekawe. W kadrze znalazło się chyba wszystko, co wywołuje strach i obrzydzenie u większości ludzi – niejadalne grzyby, rozdeptany ślimak, mucha oraz pająk. Dodam tylko, że zrobiłem je, podobnie jak resztę dzisiaj prezentowanych zdjęć, w ciągu ostatniego tygodnia. Jak widać, w lipcu grzybów nie brakuje.
I jeszcze kilka słów o deszczu. Mieliśmy wczoraj w Łodzi prawdziwe oberwanie chmury. Nie było to typowe oberwanie, podczas którego deszcz leje się strumieniami przez 10 mintu. Nie. Wczoraj deszcz lał się strumieniami przez godzinę. Z moim synem wybraliśmy się akurat do pewnej restauracj w centrum i utknęliśmy pod wiatą przystanku tramwajowego. To co się działo wokół było warte zobaczenia. Ulice zamieniły się w rwące potoki, woda lała się z dachów, rynny nie nadążały. Widzieliśmy mur zbudowany z cegieł, za którym zgromadziło się tyle deszczówki, że zaczęła przeciekać a potem wartko rwać pomiędzy cegłami. Ogóly Armageddon. W ciągu kilku sekund, pomimo wiaty i parasola, byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Kiedy już ulewa trochę się zmniejszyła, ruszyliśmy przed siebie. Na przejściach dla pieszych woda sięgała do połowy łydki. Nasza dzielnica została odcięta – przejazd do niej został zalany, autobusy stały w wodzie sięgającej im do szyb. Na ulicach dużo słyszało się na temat ekip odpowiedzialnych za zarządzanie miastem i za planowanie i budowę inwestycji drogowych (zalało i sparaliżowało całkowicie m.in. oddaną w tamtym roku i zbudowaną za kilkaset milionów trasę W-Z). Nam jednak taka pogoda sprawiła frajdę. Kto w dzieciństwie nie lubił w czasie deszczu łazić po kałużach, będąc całkowicie usprawiedliwionym – “bo przecież jest deszcz, to muszę być mokry”? Zrobienie czegoś takiego w wieku całkiem dojrzałym i z cieszącym się synem u boku, okazało się jeszcze większą zabawą.

deszcz2 g7 deszcz1

  3 komentarze to “Jak grzyby po deszczu”

  1. Niby trudno sfotografować, a wyszło perfekcyjnie (ostatnie – środkowe – genialne!). Ja jakoś nie mogę przyzwyczaić się do grzybobrania w lipcu. Co z tego, że są grzyby, jak nie ma jesiennego klimatu? Podobnie, jak Ty zbieram od dziecka i to zajęcie zawsze będzie mi się kojarzyć z chłodnym porankiem i kolorowymi liśćmi, a nie z 34 stopniami, duchotą i strzyżakami:)

    • Wiadomo, jesienne grzybobranie to inna liga 🙂 Widzę, że te strzyżaki to jakiś Wasz olsztyński specjał, bo na kilku blogach z regionu są częstymi gośćmi. Nie, nie brakuje mi ich 🙂 Dzięki za miłe słowa – niebawem zrobię wpis retrospektywny i wyciągne najfajniejsze zdjęcia swoich grzybów.

  2. Raczej nie olsztyński, gdyż najbardziej zmasowany atak przeżyłem nad Biebrzą! Wyszedłem z samochodu (gŁoś nie był taki głupi) i … natychmiast wróciłem, bo nie dało się normalnie funkcjonować:) PS. Czekamy i fajnie byłoby gdybyś napisał, które gatunki (z tych niepospolitych) są jadalne!

Sorry, the comment form is closed at this time.