sty 212019
 
Nadszedł właśnie ten moment roku, kiedy rozpaczliwie tęsknię za fotografowaniem czegokolwiek. I na tym się kończy. Błękitne niebo widać raz na miesiąc, wszystko jest szaro-białe, nawet ptaki gdzieś się pochowały. W takiej atmosferze można też zapomnieć o pisaniu. Nowych zdjęć nie ma, starych nie chce się przeglądać, a tworzenie wydumanych tekstów o niczym mija się z celem.

Weźmy chociażby wczorajszą niedzielę. Pogoda nagle zaskoczyła nas czystym niebem i pięknie świecącym słońcem. Kiedy spojrzałem rano za okno, myślałem, że nadal śnię. Jednak nie – faktycznie nie było chmur! Co robić, co robić? Od razu w mojej głowie zaczęły tłoczyć się projekty, czego to ja dzisiaj nie sfotografuję i gdzie nie pójdę. Zacząłem od samego Słońca – w końcu trzeba było wykorzystać okazję. Wyjąłem filtr Baadera, skierowałem aparat na naszą gwiazdę. Rezultat był, łagodnie mówiąc, żaden. Akurat mamy okres wyjątkowo niskiej aktywności słonecznej i na powierzchni nie widać ani jednej, nawet najmniejszej, plamy. Skutkiem czego zdjęcie Słońca przypomina dość dobrze wymyty talerz postawiony na czarnym obrusie. To może Księżyc? Akurat zdarzyła się wilcza pełnia (kolejne, piękne, angielskie określenie, od którego dziennikarze aż jęczą z rozkoszy), nasz satelita jest blisko i można go fotografować. Zrobiłem kilka zdjęć. No… Księżyc, jak Księżyc. Też okrągły, trochę bardziej pobrużdżony, wyglądający jak brudny talerz na ciemnym obrusie. Nie poddawałem się. Dzisiaj rano wstałem o 5:30, bo miało być zaćmienie. Owszem, było, ale zaćmienie całego nieba. Nawet specjalnie mnie to nie wkurzyło, zebrałem się i przynajmniej szybciej pojechałem do pracy. Kolejne na liście były ptaki. Wczoraj pospacerowałem trochę i – cóż za niespodzianka – ptaków nie było! No chyba, że za ptaki uznamy latające chwasty w postaci gołębi. Kawki? Sroki? Gawrony? No nieeeee, ile można je fotografować? To może grzyby? Nie było śniegu, za to wcześniej były mrozy. Grzyby, które wczoraj spotkałem, wyglądały jak poskręcane niedopałki papierosów, które akurat ktoś nadepnął. Poddałem się, może za tydzień, a może za miesiąc. A może sfotografuję coś w domu? Nie wiem, stołek na przykład? Albo telewizor?

W tym momencie pewnie pomyśleliście – no, a samoloty? Przecież gość jest jakimś maniakiem od tych nudnych samolotów? Racja – samoloty były i to nawet bardzo ciekawe. Tyle, że w sobotę, kiedy niebo zasnute było grubą warstwą chmur. Taka niespodzianka. W niedzielę niebo było czyste przez cały dzień, za to ciekawych samolotów jak na lekarstwo. W zasadzie trafił się tylko jeden – Boeing 747 w wersji cargo. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie linia, w barwach której lata. To Air Cargo Global ze… Słowacji. Pierwszy raz widziałem samolot tych linii, więc zawsze to jakieś osiągnięcie. Przy okazji, nasz kraj nie posiada żadnego 747, a Słowacja co najmniej trzy, latające w tych liniach. W podstawówce na takie coś mówiło się – obciach. Ale może przesadzam i nie powinniśmy siły kraju mierzyć liczbą Boeingów 747? No, sam nie wiem. Oprócz słowackiej maszyny przeleciało kilka pospoliciaków – trochę Lufthansy, trochę Cathay Pacific, jakiś Szwajcar, kilku Chińczyków. Był też bardzo ciekawy, transportowy Airbus A400, ale oczywiście daleko poza moim zasięgiem. A potem nagle dzień się skończył, niebo stało się czarne i o 16 zapadła noc. I tym pozytywnym akcentem…

 

  3 komentarze to “Głód”

  1. Prawdziwy pasjonata jak spojrzy w niebo zawsze coś wypatrzy.Jak nie ” talerze” to “Boeing” czy “Airbusy” i napisze fajny felietonik.
    Pozdrawiam
    Jacek

  2. Ale chociaż wpis jest 🙂 Byle do wiosny!

  3. Jak ja Cię rozumiem!

Sorry, the comment form is closed at this time.