maj 262018
 
Łódzki Ogród Botaniczny jest miejscem pełnym zagadek. W tym tygodniu trafiła się prawdziwa, detektywistyczna robota. Dzięki niej znów dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy oraz poznałem dwóch zatwardziałych chuliganów – ptaka i ssaka. A wszystko zaczęło się od domków dla owadów…

Niedawno pisałem o domkach dla owadów, które od jakiegoś czasu stoją w kilku miejscach naszego Ogrodu. Od samego początku śledzę rozwój tej inicjatywy i kibicuję jej gorąco. Z dwóch powodów. Po pierwsze – domki umożliwiają komfortowy rozród wielu różnym owadom. A po drugie – ponieważ przyciągają do siebie różne gatunki – ja te gatunki mogę obserwować i fotografować. Sytuacja rozwijała się prawidłowo, domki stały, owady tworzyły gniazda, a ja fotografowałem i cieszyłem się. Niestety, podczas jednej z wizyt w zeszłym tygodniu, zauważyłem prawdziwą masakrę. Wiele rurek z larwami zostało wyciągniętych, rozłupanych, skruszonych. Część wystawała jeszcze, połamana, z samych domków, większość leżała pod nimi. Taka sytuacja powtórzyła się we wszystkich domkach, które odwiedziłem. Krew mnie zalała. Oczywiście, pierwsze co przyszło mi na myśl, to to, że to jacyś debile urządzili sobie wesołą zabawę i zdewastowali siedziby owadów. Przepraszam, ale moja wiara w ludzkość jako całość nie jest najmocniejsza. Stopniowo jednak zacząłem się uspokajać i myśleć racjonalnie. Rozumiem, że ktoś mógł powyciągać i zmiażdżyć rdestowe rurki, ale gdzie w takim razie podziały się chociaż pozostałości larw? Niczego takiego nie było. Trudno przypuszczać, żeby ludzcy chuligani je zjedli. W takim razie kto? Na myśl przyszły mi sroki. Bardzo lubię te ptaki, ale zdaję sobie sprawę z tego, że przeważnie wykorzystują swoją inteligencję w łobuzerskich celach. W Ogrodzie gnieździ się też kilka gatunków dzięciołów, może to więc one? Na rozwiązanie zagadki musiałem poczekać kilka dni.

Niecały tydzień później postanowiłem po pracy wpaść na krótki spacer i zapolować na ważki. Ważek nie było, ale idąc w stronę Bonifratrów usłyszałem charakterystyczny krzyk ptaka i zobaczyłem rozmytą sylwetkę zrywającą się z jednego z domków. Zaczaiłem się w pobliżu i nie musiałem czekać zbyt długo. Po chwili na drewniany słupek sfrunął piękny dzięcioł duży (Dendrocopos major). Rozejrzał się, pokręcił, po czym przefrunął na ziemię niedaleko domku. Kolejny krótki lot i już siedział wczepiony w jego ochronną siatkę. I się zaczęło! Trochę kuł, trochę szarpał, trochę wsadzał dziób w oczka siatki. W rezultacie, po chwili pojawiła się wyciągana rurka, która została od razu połamana i rozbebeszona, a obecne w niej larwy zmieniły miejsce pobytu z dotychczasowego mieszkania na dziób napastnika. Po szybkim i sprawnym przerobieniu, resztki rurki trafiły na ziemię. I tak raz za razem. Dzięcioł tak zajął się swoją pracą, że przestał zwracać uwagę na otoczenie. Okrążyłem go kilka razy robiąc zdjęcia pod różnymi kątami. Wreszcie ptak odleciał, a ja z satysfakcją wymamrotałem do siebie – ha, mam cię chuliganie. Jednak, pomimo całej sympatii do dzikich pszczół, trudno było mi się złościć na tak pięknego przedstawiciela dzięciołów. W końcu to nie jego wina – pracownicy Ogrodu ustawili mu pod nosem odpowiednik automatu z batonikami. W dodatku bezpłatnymi. Zadowolony z szybkiego znalezienia sprawcy i rozwiązania zagadki zacząłem kierować się w stronę domu.

Po przejściu kilku metrów, zauważyłem biegnącą szybko wiewiórkę pospolitą (Sciurus vulgaris). Jak sama nazwa wskazuje, wiewiórka jest pospolita, nie robi na mnie wrażenia, bo od dziecka widuję ją zawsze w czasie odwiedzin łódzkich parków i cmentarzy. Ta jednak zaciekawiła mnie trasą swojego biegu. Najwyraźniej także ona zmierzała do domku dla owadów! Czekałem co będzie dalej. Wiewiórka dobiegła do kupy pustych rurek pod domkiem, zbadała je pobieżnie, po czym błyskawicznie wspięła się po siatce i wyjęła z gracją kolejną, nienapoczętą rurkę. Trzymając ją w łapkach zajęła miejsce na dachu domku i zaczęła dokładnie oglądać. Po skończonych oględzinach szybko zbiegła na ziemię i w kilku susach zniknęła między drzewami. No pięknie, zdemaskowałem kolejnego członka dzikiej bandy grabiącej biedne domki. Ciekawe czy przyjdzie mi spotkać kolejnych przestępców?

  7 komentarzy to “Dzika banda”

  1. Gdy wszystkie zwierzaki pokroju dzięcioła i wiewiórki nauczą się, że hoteliki oznaczają łatwą wyżerkę, będzie to koniec tych domków, a budowa kolejnych straci jakikolwiek sens. Tak swoją drogą wiewióry, to bandyci pierwszej wody. Kilka lat temu miałem wytypowanych do zdjęć kilka gniazd kapturki i drozda śpiewaka. Niestety wszystkie bez wyjątku zostały zniszczone przez rude łajzy, które według niewatajmniczonych odżywiają się wyłącznie orzeszkami.

    • Problem z domkami polega na tym, że dopiero uczymy się je budować. Wystarczy odsunąć rurki w głąb na jakieś 10 cm (poza zasięg dzioba) i zabezpieczyć siatką. W tym przypadku szkoda całej populacji owadów, która wybrała dobre miejsce do gniazdowania (zamiast naturalnego) i została zmieciona. Nie wiedziałem, że z wiewiórów tacy bandyci – faktycznie kojarzą się z orzeszkami i milusimi kitkami.

  2. Ta wiewióra z fragmentem domku dla owadów wygląda niezwykle dostojnie:):):) Bardzo fajne zdjęcie! Pozdrawiam:)

  3. Aleś ich przyłapał! Super foty i akcja w ogóle. Może by ludzi z Botanika powiadomić kto im larwy wyżera? Może zamontują siatkę o mniejszych oczkach, albo ją odsuną od rurek?

  4. No i doczekałem się rozwiązania zagadki, myślałem że to sroki są tymi barbarzyńcami. Dzięki za super fotki i felietonik kryminalno-dydaktyczny. 🙂 Pozdrawiam

  5. Fantastyczna historia 🙂 i ładnie udokumentowana. Ja zaczynałem od rdestowych rurek dla murarek, które w pewnym momencie przyciągnęły uwagę właśnie dzięcioła dużego. Znalazłem je wyrzucone ze skrzynki i zastanawiałem się kto to zrobił. Rurki trafiły do domku lepiej zabezpieczonego (jak mi się zdawało). Na zimę plastikową siatkę (która zabezpieczała przed dzięciołem) przegryzły myszy leśne i zrobiły sobie zimowe gniazdo ze spiżarnią – podjadając z trzcinowych rurek smaczne przekąski w postaci murarek. Musiałem owady przenieśc ponownie – do lepiej zabezpieczonej skrzynki. No i jeszcze chyba także bogatki posilały się murarkami (tak mi się zdaje, nie pamiętam już dobrze). Teraz murarki mieszkają w 2 domkach zabezpieczonych siatką plastikową, a na zimę trafiają do przechowalni w domku narzędziowym, w niedostępnej dla gryzoni skrzynce. Ale np. z mojej winy ostatniej zimy poziom spasożytowania kolonii był duży (zostawiłem za dużo starego materiału rurkowego). A w tym roku z rurek chętnie korzystały m.in. bolice stonkówki (jak mi się zdaje). Z dużą przyjemnością przeczytałem Twój wpis. Pozdrawiam.

    • Dzieki za mile slowa i fajny komentarz! Ja zabezpieczam siatka na zime i zdejmuje wiosna. Do domku najczesciej dobieraly mi sie sikory. Zreszta na balkonie to akurat mniejsze ryzyko napadu 🙂 Domek w takiej postaci bedzie ostatni sezon, od nowego go calkowicie przerabiam na wiekszy i z wieksza liczba rurek. A moze dwa beda? Jeszcze nie wiem. Z pasozytow to widzialem troche krecacych sie w poblizu muchowek i zlotolitek, ale tak na oko, to nie bylo z tym tragedii.

Sorry, the comment form is closed at this time.