maj 132018
 
W dzisiejszym wpisie pogadam trochę o różnych błonkówkach zapylających rośliny. Zachęcę po raz kolejny do budowy własnego domku dla owadów. A żeby nie było za poważnie, zręcznie połączę muchówkę pasożytującą na mieszkańcach właśnie takich domków, z wesołą kapelą thrash metalową. Jedziemy!

Kilka lat temu rozpoczęła się moda na domki dla owadów. Po fali niepokojących informacji o wymieraniu udomowionych pszczół, media zajęły się też dzikimi zapylaczami i promowaniem rozwiązań zapewniającym im lepsze warunki przetrwania i rozmnażania się. Stąd domki – znane w Anglii czy Niemczech od wielu lat – a będące nowością w naszym kraju. W Łodzi hotele dla owadów zaczęły masowo pojawiać się w miejskich parkach, w prywatnych ogrodach i oczywiście w Łódzkim Ogrodzie Botanicznym. Na terenie Ogrodu zbudowano kilkanaście pokaźnych domków dla dzikich pszczół, dodatkowo postawiono wiele tablic informacyjnych na ten temat (przygotowanych przez Fundację Ekologiczną Arka) oraz gadającą ławkę. O ławce i jej siostrach, opowiadających o różnych ciekawych przyrodniczo tematach, będzie kiedy indziej, dzisiaj skupmy się na samych domkach. Wykonane są bardzo solidnie – z drewna, z daszkiem chroniącym przed opadami i metalową siatką zapobiegającą aktom wandalizmu. Na początku siatki nie było i co rusz ktoś wyciągał elementy konstrukcji na zewnątrz. Stawiam na sroki, choć nie wykluczam też durniejszych przedstawicieli Homo sapiens. W środku domku znajduje się bardzo różnorodny zestaw materiałów. Przede wszystkim rurki z rdestu, nawiercone bloki drewna i cegieł oraz część wypełniona gliną. Taka budowa gwarantuje emulację szerokiej gamy środowisk wybieranych do budowy gniazd przez wiele gatunków dzikich zapylaczy. Kilka domków stoi na moim ulubionym terenie Ogrodu (czyli “U Bonifratrów”), dzięki czemu przyglądam im się od dłuższego czasu. Muszę powiedzieć, że doskonale spełniają swoje zadanie. Po pierwsze – przyciągają naprawdę licznych przedstawicieli owadów zapylających rośliny. Po drugie – i równie ważne – stały się dostrzegalną i szeroko dyskutowaną przez spacerowiczów częścią Ogrodu. Bardzo często robiąc przy nich zdjęcia słyszę dyskusję całych rodzin, które z pobliskich tablic dowiadują się po raz pierwszy o istnieniu dzikich pszczół. Dowiadują się, uświadamiają sobie zagrożenie i często rozmawiają o zbudowaniu takiego domku u siebie w ogródku. Co więcej, dzikie pszczoły u większości zwiedzających budzą pewną sympatię – co jest dość zaskakujące, znając stosunek większości ludzi do większości owadów. Reasumując – widać, że tablice i hotele spełniły swoją rolę, pomogły i zapylaczom i społeczeństwu (w edukacji). Przechodząc do sedna – podczas dzisiejszego spaceru spędziłem dłuższą chwilę fotografując murarki (Osmia rufa) krzątające się przy swoich gniazdach w rdestowych rurkach. Stałem przy jednym z domków, nie spiesząc się i dokładnie oglądając lokatorów. Zrobił się tam prawdziwy, lokalny biotop z bogatą biocenozą. Przede wszystkim w oczy rzucają się różne gatunki błonkówek. Jedne budują gniazda, inne starają się te gniazda spasożytować. Nie brakuje pasożytniczych muchówek. Są drapieżniki patrolujące teren, jak na przykład pająki z rodzaju Salticus. Widziałem też mrówki. Jednym słowem domki dla owadów zasługują na swoją nazwę i tętnią życiem. Dzisiaj udało mi się też spotkać wyjątkowego gościa – bujankę Anthrax anthrax, o której pisałem w poprzednim wpisie. Muchówka latała w specyficzny dla bujanek sposób wokół budowli, często uciekała gwałtownym zrywem przed jej mieszkańcami. Widać było, że szuka okazji. Z opisów jej zachowania wiedziałem, że dosłownie wrzuca jaja do gniazd dzikich pszczół. I faktycznie, podczas zawisu przed rdestowymi rurkami zwijała się i prostowała gwałtownie wypychając odwłok w przód. Wyglądało to jak bardzo dobre odwzorowanie rzutu piłką. Jeżeli jej akcje były skuteczne, powinniśmy spodziewać się znacznego powiększenia populacji Anthraxów. Na koniec muszę dodać, że nazwa owada nieodparcie kojarzy mi się z jednym z moich dawnych ulubionych zespołów – thrash metalowym Anthraxem. Zespół – legenda, jeden z wielkiej czwórki thrashu (obok Metallici, Slayera i Megadeath), a przy tym kapela nie pozbawiona humoru, potrafiąca na przykład przerobić piosenkę country na bardzo ostry atak bębnów i gitar. Tytuł wpisu pożyczyłem sobie od najciekawszej z ich płyt. Jest to składanka ze stron B singli. Przetłumaczyć go można na dwa różne sposoby – albo “Atak zabójczych stron B”, albo “Atak zabójczych pszczół”. Co jak znalazł pasuje do pszczelego wpisu. Dodać wypada, że Anthrax i Slayer zagrają jesienią w Łodzi. Przy łomocie obu zespołów znakomicie uczyło mi się do egzaminów na studiach i chyba zrobię sobie prezent w postaci biletu na koncert.
Na zdjęciach poniżej mamy przede wszystkim Anthrax anthrax, dla porównania jest też dzisiejsze zdjęcie mojej ulubionej bujanki Hemiphentes morio, latające przy domku murarki oraz sam domek i ciekawe tablice informacyjne.

Po spacerze wróciłem do domu, wyszedłem na balkon podlać roślinność i okazało się, że mój osobisty, balkonowy domek dla owadów, przeżywa oblężenie. O dziwo, fala murarek już się skończyła i teraz dominują dwa zupełnie inne gatunki. Najwięcej jest jakiejś małej, smukłej i czarnej błonkówki, której nie miałem jeszcze możliwości zidentyfikować. Drugi, większy gatunek, to bardzo ładna, samotnicza przedstawicielka kopułek (Eumenidae), prawdopodobnie Symmorphus crassicornis. Kopułki zajęte były sprzątaniem i zalepianiem nowych gniazd. Było to całkiem zabawne widowisko, kojarzące się z komediami o paniach domu. Osa wlatywała do rurki i po chwili wylatywały z niej różne śmieci, które spadały na parapet i podłogę. Niemalże słyszałem, jak złorzeczy do siebie – “Panie, co za bałagan i śmietnik! Co za osy tu mieszkały poprzednio!”. W każdym razie wiem już dlaczego ciągle mam na leżaku nowe drobiny pyłku i innych odpadków ze starych gniazd. Posiadanie na balkonie domku dla owadów pełnego pszczół i os dla większości normalnych ludzi jest przejawem kłopotów z głową. Ja jednak bardzo lubię obserwacje, które mogę dzięki niemu poczynić. Dzisiaj siedziałem dobrą godzinę patrząc na krzątaninę błonkówek, na ich małe konflikty i dramaty, metody sprzątania gniazd, wzajemne relacje i reakcje na pasożytnicze muchówki, które też pojawiają się na balkonie. Był to świetnie i pożytecznie spędzony czas, w dodatku na terenie własnego mieszkania. Nie mając możliwości pójścia gdzieś dalej po dniu pracy, zawsze można wyjść na balkon i obserwować własnych, bezkręgowych rezydentów. A przy tym zrobić coś pożytecznego i pomóc dzikim zapylaczom.
Na zdjęciach z balkonu dominuje Symmorphus crassicornis, ale jest też i jej czarna, mniejsza siostra. A w tle masa zieleni, która już niedługo powinna rozkwitnąć i wtedy dopiero zaroi się na balkonie od nowych lokatorów!

 

  10 komentarzy to “Attack of The Killer B’s”

  1. Kupiłem taki hotelik swojej mamie, ale szczerze mówiąc nie zapytałem o efekty. A tak z innej, choć nie do końca beczki. Od lat łazi za mną chęć nabycia formikarium. Nie mam balkonu, rybek nie znoszę, ptaków nie mogę ze względu na kota, a chętnie pogapiłbym się na coś żywego. Wiesz może coś na ten temat?

    • Kupne hoteliki sa fajne, pod warunkiem, ze sa zrobione z sensem. Ostatnio widzialem w markecie takie, ktore mialy rurki o srednicy chyba 2 mm. Zapewne dla pszczol-modelek-anorektyczek. A formikarium niezla rzecz. Swego czasu byly takie do kupienia przez siec, w formie zamknietej skrzynki z przeszkleniami. Moim idolem na tym polu jest zdecydowanie ten kolezka – https://www.youtube.com/user/AntsCanada 🙂

      • Imponujące! To jeśli Wojtek będzie o to dbał i SPRZĄTAŁ, to jestem skłonna się zgodzić:):):) Pozdrawiam!

        • Sluszna decyzja 🙂 A potem koniecznie dawajcie jakies cykliczne foto-reportaze z rozwoju kolonii. Obserwacja czegos takiego bedzie fascynujaca.

          • Ten gość, to jakiś mrówczy ranczer, a ja myślałem raczej o czymś zdecydowanie bardziej skromnym :)) Znalazłem nawet stronkę, gdzie można kupić niewielkie gotowce, ale muszę jeszcze poczytać. Co zaś tyczy hoteliku, to dziś zobligowałem rodzicielkę do zintensyfikowania obserwacji :))

  2. Pisała o tym moja koleżanka z pracy, która jest pszczelarką z zamiłowania.
    Ostatnio przy fotografowaniu rzepaku przy pasiece zostałam użądlona przez 4 pszczoły…, ale opłacało się…
    http://motyle-i-maki.flog.pl/wpis/12554100/moje-podkarpacie#w

  3. Efilnikufesin u tych owadów 🙂 Jak ktoś słuchał Anthrax to kojarzy o co chodzi 😉

    • Wiadomo 🙂 Ostatnio slucham sobie “Startin up a posse” – tekst wymiata. A w ogole to teraz Krounikufesin…

Sorry, the comment form is closed at this time.