Wędruję przez las na Zdrowiu. Chłonę, wdycham, oglądam i zachwycam się wciąż ciepłą jesienią. Lata trochę ptactwa, wiewiórki krążą między drzewami, widać jeszcze nieliczne muchy. Przyszedłem tu szukać grzybów, ale w masie kolorowych liści znalezienie ich nie jest łatwym zadaniem. Nie staram się zresztą bardzo – po prostu cieszę się spacerem. Nagle widzę przed sobą pochylony pieniek. Wiadomo – pieniek, jak to pieniek, stoi, pochyla się, jesienią zawsze może mieć jakąś przyrodniczą tajemnicę. Podchodzę trochę i już z daleka widzę, że jest na nim trochę mchu, jakieś roślinki i kępka rachitycznych grzybów. Sprawa wymaga wnikliwszego zbadania. Ustawiam aparat, kucam przy pieńku a czas od razu zmienia swój bieg. Spacerowicze, ptaki, psy, wiewiórki – wszystko schodzi na dalszy plan, cichnie, wtapia się w tło. Jesteśmy tylko my dwaj – ja i pieniek. Przybliżam się i nagle okazuje się, że to nie pieniek, ale cały ocean życia. Dostrzegam coraz więcej szczegółów. Kilka gatunków mchów. Bardzo liczne gatunki grzybów, o różnych barwach i kształtach. Rośliny wychylające się ze szczelin w drewnie. Jest nawet niewielka dziupla, wyglądająca jak wejście do jaskini, w której wyrastają kolejne, grzybowe gatunki. Kilka muchówek krąży nad grzybami, inny gatunek leniwie osiada na drewnie. Widzę jakiś ruch i brązowy pluskwiak szybko chowa się pod korą. Część drewna błyszczy się i lepi od śluzu. Po chwili dostrzegam sprawcę – to niewielki ślimak przemieszczający się między koloniami grzybów. Im bardziej się zbliżam, im więcej czasu poświęcam na obserwację, tym więcej widzę. Z każdą chwilą pojawiają się kolejne gatunki. Tajemnica goni tajemnicę. Pomyślcie – to tylko jeden zwykły, próchniejący pniak. A ile jest takich w każdym większym parku? A ile życia kryje każdy z nich? Czasem warto zwolnić, zatrzymać się przy pieńku, kamiennym murku, stercie gałęzi. Każde z tych miejsc odwdzięczy się wam czymś innym, nowym, ciekawym.
Po tej wycieczce do świata w mikroskali powracamy do skali makro. Drzewa stopniowo gubią liście, dzięki czemu łatwiej jest zauważyć ptaki. Oprócz całej, typowej czeredy miejskich gatunków, na Zdrowiu jest kilka gatunków dzięciołów. Przyzwyczaiły się do ludzi na tyle, że można je w miarę łatwo obserwować. Ja miałem szczęście spotkać na spacerze dwa piękne gatunki – dzięcioła dużego (Dendrocopos major) i dzięcioła średniego (Dendrocopos medius). Oba gatunki są bardzo ładnie ubarwione, latają w charakterystyczny sposób i oczywiście lubią siadywać pionowo na pniach drzew. A ja cieszę się za każdym razem kiedy je widuję, bo widać, że całkiem im dobrze w miejskim parku. Zwierzętami, które najbardziej zbliżyły się do ludzi, są oczywiście wiewiórki. Te są już całkiem bezczelne, nie boją się wcale, kiedy zobaczą człowieka, podbiegają do niego, stają słupka i zadają niewerbalne pytanie – no, gdzie masz orzechy? Jedyne, co powstrzymuje je przed wskoczeniem na głowę i rewizją kieszeni, to wszechobecne psy. Wiewiórki zachowują rozsądną czujność i gotowe są w każdej chwili czmychnąć na drzewo. Jest ich cała masa, w różnych odcieniach rudego i brązowego koloru, a nawet całkiem ciemne. Robienie im zdjęć to już żadne wyzwanie – są jak maskotki-celebrytki same pchające się w obiektyw.
Skoro zaczęliśmy od tajemnic, dzisiaj dla odmiany będzie łyk (pop)kultury. Któregoś dnia robię sobie kolację w kuchni, słucham z pokoju telewizora nastawionego na jakąś stację muzyczną. I nagle to słyszę! Czysty, melodyjny, gitarowy riff, a w tle perkusja. I wchodzący wokal, ale taki, że ciarki przechodzą. Rzucam kolację i biegnę do telewizora. To przecież muzyka z lat osiemdziesiątych, ale ja jej nie znam! Jak to możliwe, z tego okresu znam niemal wszystko. Zaczynam oglądać teledysk i szczęka mi opada. Myślę sobie – koniecznie muszę obejrzeć film, do którego jest ten soundtrack, musi być genialny! Klip opowiada historię porwania uczniów ze szkoły w górskiej miejscowości. Są gęste lasy, jest szeryf, przerażenie rodzice i zaniepokojone władze. Jest tajemnica. Jest dziwny podejrzany i wielka stacja przekaźnikowa na szczycie góry. Coś wisi w powietrzu… Teledysk jest kilkuminutowym połączeniem “Miasteczka Twin Peaks” z “Archiwum X“. Kiedy się kończy, okazuje się, że grali Kings of Leon, płyta “Walls“. Nie znałem ich wcześniej. Krążek nie jest z lat osiemdziesiątych, a z 2016 roku – szok! Cała płyta jest rewelacyjna. W dodatku okazuje się, że nie ma żadnego filmu, to teledysk sam w sobie jest filmem, a właściwie kilka kolejnych teledysków składających się w całość. Niesamowity pomysł i genialna realizacja, szczególnie w dzisiejszych czasach, w których klipy zawierają proste przesłanie – kręć d… Cały czas chodzi mi po głowie ta muzyka i obrazy z teledysków. Czuję niedosyt, naprawdę chciałbym obejrzeć taki film! Nie muszę długo czekać, jeden z moich kumpli mówi – obejrzyj “Stranger Things“. Ok, włączam Netflixa i – gdzie ja do tej pory byłem, pod jakim kamieniem? Serial jest dokładnie tym, czego szukałem po obejrzeniu Kings of Leon! Małe, amerykańskie miasteczko na odludziu. W pobliżu baza wojskowa, z której ucieka coś. Paczka kumpli ze szkoły, z których jeden zostaje przez to coś porwany, a reszta musi go ratować. A wszystko w atmosferze lat osiemdziesiątych, z ich muzyką, nieustannymi odniesieniami do filmów, gier, przedmiotów z tamtych czasów. Młodzi aktorzy grają fenomenalnie, na miarę “Stand by Me”. Atmosfera jest gęsta, pytania mnożą się, ale przecież trzeba też żyć dniem codziennym w szkole i poza nią. Nie będę zdradzał tu fabuły, jeżeli jeszcze jakimś cudem nie obejrzeliście tego serialu, obejrzyjcie koniecznie! Szczególnie, jeśli dorastaliście się w latach osiemdziesiątych. I słuchajcie przy tym Kings of Leon!
Kliknięcie na obrazki przeniesie Was do trailera Stranger Thing i do teledysku Kings of Leon – sprawdźcie sami!
5 komentarzy to “Stranger trunks of Leon”
Sorry, the comment form is closed at this time.
No to grzybowo-muzycznie się zrobiło 🙂 Klimaty świetne – jak to jesienią gdy ścielą się mgły!
A serial widziałeś? Jak nie, to obejrzyj – też ma super klimat 80/Archiwum X.
Obejrzałem zwiastun i kurczę, szacun! Boję się jednak, że będzie, jak z serialem “Glina”. Kiedyś obejrzałem jeden odcinek, a gdy się skończył … pozostałych 28 z przerwami na toaletę:)))
Mam to samo i to od dawna 🙂 W zamierzchłych czasach nagrywałem odcinki na kasety VHS, a potem ciurkiem oglądałem po kilka godzin. Teraz na szczęście mamy Netflixa 🙂
To, jak opisujesz pieniek i swoje wrażenia… zupełnie jakbym samą siebie nad tym pieńkiem widziała. Wszystko przebiega u mnie w taki sam sposób. To odkrywanie kolejnych szczegółów jest fascynujące. 🙂