![]() |
Dzisiaj, po raz pierwszy w tym roku, dało się poczuć powiew prawdziwej wiosny. Słońce, temperatura powyżej dziesięciu stopni, a przede wszystkim takie wiosenne powietrze, którego nie da się pomylić z żadnym innym. Powietrze niosące wiadomość – zima poszła precz, cieszmy się! |
Dla mnie rozpoczęcie wiosny wiąże się zawsze z trzema datami – dwiema stałymi i jedną ruchomą. Stała jest oczywiście data rozpoczęcia astronomicznej wiosny – 21 marca. O wiele ważniejszą dla mnie datą jest pierwszy kwietnia – dzień otwarcia bram Łódzkiego Ogrodu Botanicznego, kiedy zaczyna się moja wiosna spacerowo-fotograficzna. Do tego dochodzi jeszcze data ruchoma – dzień, w którym po raz pierwszy zobaczę w sezonie kowale bezskrzydłe (Pyrrhocoris apterus), prawdziwych heroldów wiosny, którzy zawsze otwierają sezon. Bardzo niewdzięczna jest rola tych sympatycznych pluskwiaków – pojawiają się, skupiają na sobie uwagę jako jedne z pierwszych, wiosennych stworzeń, a chwilę później giną wśród kolorów zakwitających kwiatów i motylich skrzydeł. I już – kilka dni po wiosennej eksplozji już nikt się nimi nie interesuje. Teraz jednak mają swoje dni. Spotkać je można głównie na pniach drzew, gdzie tworzą wielkie skupiska, grzejąc się w pierwszych, wiosennych promieniach słońca. Są jeszcze zziębnięte i ociężałe. Ruszają się powoli, łatwo je obserwować i robić im zdjęcia. Stan taki potrwa kilka dni, później, kiedy zrobi się cieplej, rozproszą się, schowają w trawie i nie będą rzucać się w oczy aż do następnej wiosny. Prócz wczesnej pory występowania, kowale kojarzą się jeszcze z dwiema rzeczami. Po pierwsze posiadają bardzo charakterystyczne, czarno-czerwone barwy i rysunek na odwłoku przypominający murzyńską maskę. Po drugie, w czasie kopulacji łączą się odwłokami, dzięki czemu nazywane są tramwajami. Przynajmniej w Łodzi, gdzie jest bardzo dużo linii tramwajowych i wszyscy pamiętają jeszcze charakterystyczne dwuwagonowce, bowiem obecne tramwaje z kowalami nie mają już wiele wspólnego. Dodam tylko, że dla mnie kowale na zawsze pozostaną symbolem odradzającego się po zimie życia. I za to bardzo je lubię.
Piszę o tym dlatego, że dzisiaj był właśnie ten dzień. Szedłem przez Park Poniatowskiego, słońce grzało, stawy były nadal zamarznięte na wiele centymetrów w głąb, ptaki szalały. A ja z ciekawości zacząłem oglądać mijane pnie drzew i zobaczyłem to, na co czekałem od dawna – stada kowali wygrzewających się na słońcu. Prawdziwa radość. A w chwilę potem kolejne mistyczno-wiosenne przeżycie. Stałem na wyciągnięcie ręki od pnia lipy, na którym wylądował kowalik zwyczajny (Sitta europaea), zbiegł dosłownie na wysokość moich oczu, popatrzył na mnie i wyśpiewał do mnie swoją kowalikową, wiosenną melodię. Prosto w nos, można powiedzieć. Radujmy się! Dzisiejsze zdjęcie z telefonu komórkowego trafiło jako obrazek wprowadzający, bo nie nadawało się do niczego innego. Poniżej za to kilka zdjęć lepszej jakości.
![]() |
![]() |
![]() |
Ponieważ rozpiera mnie wiosenna radość, druga część wpisu będzie znowu poświęcona muzyce. Która dla mnie też jest samą radością. Nadal słucham bardzo dziwnych płyt, dzisiaj wybrałem trzy kolejne, o których, założę się, nigdy nie słyszeliście. Pierwsza to „Heritage” multiinstrumentalisty i wirtuoza gry na korze Tunde Jegede. Bardzo spokojna, relaksująca i czysta muzyka. Płyta numer dwa to „Mouneïssa” pochodzącej z Mali wokalistki i gitarzystki Rokii Traoré. Niesamowite, afrykańskie klimaty wyśpiewane fantastycznym głosem artystki z gitarą w tle. Trzecia płyta wymaga dłuższej opowieści. Nieraz siedzę przed komputerem i klikam sobie w to, co mi się wyświetli w youtubie. Od jednej płyty do drugiej, od kontynentu do kontynentu. Klikam i słucham. I czasami trafi się prawdziwa perełka. Nie wiem czy też tak macie, ale ja mam zaszyty w głowie taki muzyczny schemat, coś w rodzaju matrycy, do której raz na jakiś czas dopasowuje się nowo-usłyszana piosenka. Jak złączenie dwóch pasujących klocków albo białek. I wtedy następuje głęboki wstrząs i miłość od pierwszego wejrzenia. A raczej usłyszenia. Zdarzyło mi się to ostatnio. Klikałem i kliknąłem całkiem przypadkiem w płytę „Life sometimes doesn’t give you space” zespołu Light in Babylon. Zakochałem się najpierw w utworze „Istanbul” (miejsce, o którym z pewnością też kiedyś napiszę), a potem w całej reszcie. Sam zespół to nieprawdopodobna fuzja narodowości i instrumentów. Piękna wokalistka jest irańską Żydówką, śpiewającą po hebrajsku, pan grający na cymbałach (nie znam nazwy tego instrumentu) – Turkiem, a gitarzysta Francuzem. Razem mieszkają w Stambule. I stanowią doskonały przykład na to, że muzyka jest językiem uniwersalnym, łączącym kultury i narody. Najbardziej podobały mi się komentarze pod ich teledyskami na youtubie. Zazwyczaj pełno tam nienawiści i agresji. A tutaj nie – ludzie z całego świata – Turcji, Iranu, Izraela, Europy i Azji pisali życzliwie i serdecznie. Niezwykłe. W każdym razie cieszę się niezmiernie, że odkryłem ten zespół dla siebie – jego muzyka sprawia mi wiele radości.
Tradycyjnie już kliknięcie na okładkę płyty otworzy okienko z utworem danego artysty. Słuchajcie, bo warto!
![]() |
![]() |
![]() |
13 komentarzy to “Kowal i kowalik”
Sorry, the comment form is closed at this time.
Hihi 🙂 widzę ze wiosna przychodzi na różne sposoby w różnych miejscach. Zaskoczyły mnie te kowale. Mnóstwo ich mam latem na podwórku a teraz jeszcze ich nie ma a u Ciebie taki piękny wiosenny wyląg!
Ja na nie zwracam uwagę, bo chodzę do pracy przez park. A kowale wychodzą w nim jeszcze przed rozmarznięciem stawów i zakwitem pierwszych kwiatów – więc są dla mnie absolutnie pierwszym zwiastunem wiosny. Inna sprawa, że w dużych miastach jest statystycznie cieplej – rury w ziemi, ruch samochodów, etc. może więc kowale szybciej się budzą?
No właśnie, pewnie to jest przyczyną. I biedronka się załapała na mikroklimat :p
Ogród botaniczny jest zamknięty zimą?
Bardzo lubię czytać Twoje najnowsze posty, gdyż są takie … prawdziwie wiosenne. Zimą marudzisz okrutnie, ale teraz podtrzymujesz mnie na duchu, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie do końca wierzę, że ta wiosna naprawdę przyszła :))))))
Hahaha, no to żeś mi napisał 🙂 Poczekajmy do lata, jak Ty będziesz marudził, że gorąco, albo że słońce, albo muchy albo coś 🙂 Cieszę się, że okres marudzenia mam za sobą i że wreszcie coś się rusza w przyrodzie.
Że gorąco, to ja marudzę już w w połowie maja:)))
Też lubię kowale bezskrzydłe 🙂 W tym roku jeszcze ich nie spotkałam, ale od końca lutego widziałam 4 biedronki siedmiokropki. Na Twoim zdjęciu jedna też się załapała 🙂
Znam ludzi, którzy boją się kowali z powodu ich kontrastowego rysunku na skrzydłach.
Dzisiaj w jednym ogródku widziałam rozkwitnięte przebiśniegi 🙂
Kowale u mnie zaczęły się masowo wygrzewać dokładnie tego samego dnia co u Ciebie. Cóż za zbieg okoliczności. 😉 Ale zdarza mi się widywać je przez całą zimę, jesli jest w miarę ciepła. I nawet mam na to dowód, co prawda z zamierzchłych czasów, ale teraz już rzadko kowale fotografuję. Oto zdjęcie z 12 stycznia, tadamm!
http://swiatnaszkolorowy.blox.pl/2008/01/Konflikt-pokolen.html
Te z Twojego trzeciego chyba jakąś porządną padlinkę sobie znalazły, mniamm. 😉 Widziałam je kiedyś taką całą kupą na padłym trzmielu.
Nasz OB też dopiero od kwietnia otwarty. :/ Rok temu zrobiono wyjątek, Wielkanoc przypadała w końcu marca, zrobiło się ciepło i nastąpiła wcześniejsza inauguracja, achh, jak było tam pięknie. 🙂
U mnie również można spotkać kowale bezskrzydłe także zimą. Oczywiście, trzeba się przyjrzeć zakamarkom w korze drzew, albo między korzeniami widocznymi z ziemi. Ale w zeszłym tygodniu przynajmniej z dwoma minęłam się na chodniku 🙂
Właśnie zaczęłam słuchać Rokii Traoré, podoba mi się i na pewno posłucham pozostałych wykonawców.
Pozdrawiam
Szkoda, że już nie mogę posłuchać muzyki, którą polecasz…Może kiedyś…
Kowale ? dobrze wiedzieć. Hmm, wydawało mi się, że sporo się ich kręci w trawie w lecie- zwłaszcza w pobliżu lasu.
Zastanawiam się kiedy ,,był ten dzień,,, skoro na stawie była jeszcze pokrywa z lodu…mimo, że słońce grzało, bo od jakiegoś czasu centrum Polski jest bez pokrywy lodowej…
Poczytam sobie, ale już bez komentarzy…/wiem, wiem…kowaliki / – tak jakoś mi się skojarzyły z kowalem losu… 🙂
Bardzo mi się podoba jak one zmykają przed aparatm, szczególnie jak połączone wagoniki pociągu 🙂
demotywatory.pl/1596467/Mucha
😉