gru 262017
 
Dzisiaj obudził mnie blask promieni słonecznych przeciskających się przez żaluzje. Na początku pomyślałem, że to chyba sen – przez ostatnie dni zajmowałem się głównie przemakaniem do suchej nitki na zmianę z ziębnięciem do szpiku kości. Po chwili zrozumiałem, że to jednak jawa i należy wykorzystać do maksimum ten zadziwiający stan atmosfery.

Postanowiłem przejść się do Parku Zdrowie, żeby sprawdzić, czy da się znaleźć jakieś zwierzaki, grzyby, czy cokolwiek innego, wartego sfotografowania. Ostatnie zdjęcie zrobiłem dobre dwa miesiące temu, ostatni raz na spacerze w lesie byłem pewnie tak samo dawno. Dwa ostatnie miesiące spędziłem głównie siedząc w pracy, do której szedłem po ciemku i w takiż sam sposób wracałem. Dla odmiany, w weekendy siedziałem głównie w domu, z powodu pogody oraz innych okoliczności. Nic więc dziwnego, że zapaliłem się dzisiaj do pomysłu wyjścia i spędzenia kilku godzin na świeżym powietrzu. Przed samym wyjściem podszedłem do okna, sprawdzić temperaturę na termometrze. Zobaczyłem lecący samolot. Zdziwiłem się. Przez dwa szaro-ciemne miesiące zapomniałem już, że niebo służy do tego, żeby latały po nim samoloty. A ten był w dodatku wyjątkowo dziwny – wielki i jakiś inny. Na szczęści aparat miałem pod ręką, wywiesiłem się przez okno i po kilku chwilach miałem zdjęcia. A do tego niebywałe szczęście, ponieważ całkiem przypadkowo obejrzałem przelot Antonowa An-124, czyli drugiego co do wielkości samolotu transportowego świata. Wcześniej widziałem go już kilkukrotnie, dwa razy nawet na naszym łódzkim lotnisku, o czym pisałem w jednym z poprzednich wpisów. Natomiast po raz pierwszy udało mi się sfotografować go na wysokości rejsowej.

Antonov An-124-100M (UR-82027) ADB242F Antonov Design Bureau
STN (London) – GML (Kiev)

Spacer na Zdrowiu zacząłem od łażenia po moim ulubionym terenie, czyli zarośniętych chaszczami lasach, które zazwyczaj pełne są grzybów. Niestety, dzisiaj grzybów nie było. Chodziłem, szukałem, skupiałem się, ale poza kilkoma gatunkami rosnącymi na pniach, nie znalazłem niczego. Zmieniłem kierunek, minąłem Pomnik Czynu Rewolucyjnego (najwyższy w Łodzi – ma ponad 30 metrów), stawy, potem skręciłem w stronę Lunaparku i ze zdumieniem stwierdziłem, że Lunapark zniknął. Kolejny kamień milowy mojego dzieciństwa – kolejka górska, diabelskie młyny, karuzele i ciuchcie, samochody elektryczne i zamek duchów – ileż radosnych chwil i wspomnień związanych z tym miejscem! Niestety, trzeba uczciwie przyznać, Lunapark ostatnio zaczął się mocno sypać i bardziej przypominać skansen. Zamiast niego jest teraz teren rekreacyjno-rozrywkowy dla dzieci, wyposażony w różne drabinki, liny i tym podobne atrakcje. Przeszedłem się koło największego stawu – niestety z ptaków były na nim tylko kaczki. Po drodze zauważyłem, że zburzone zostały budynki z taką starą letnią knajpą, w której zawsze można było kupić kiełbasę z rożna. W ogóle dla mnie Zdrowie z lat 70-tych to przede wszystkim niedzielny spacer z Rodzicami i przyjaciółmi, papierowa tacka, na niej kiełbasa z rożna, plama musztardy ze słoika i bułka kajzerka. O pizzy nikomu się wtedy nie śniło. Knajpa zniknęła, a ja poszedłem dalej. Przeszedłem jeszcze koło ZOO – niespodzianka, też zostanie zburzone, przynajmniej w większości, ale za to na jego miejscu powstanie Orientarium, które mam nadzieję, dorówna wrocławskiemu Afrykarium. Spacer zakończyłem przy moim ulubionym pieńku z jadłodajnią dla ptaków, na którym ktoś niestety dorobił odpustową budę z plastiku. Ptaków prawie nie było, tylko sójki i kilka sikorek, które co chwila były płoszone przez liczne psy. Wiadomo – korzystając z niezwykłej w Boże Narodzenie aury, na spacer wybrało się wielu mieszkańców naszego miasta – i słusznie. W sumie wycieczka zajęła mi ponad dwie godziny, zrobiłem łącznie z 15 km, co jak na tę porę roku i okoliczności jest wynikiem dobrym. Zamiast spaceru przyrodniczego, wyszedł mi sentymentalny, ale i tak jestem z niego bardzo zadowolony.

Mam takiego kumpla, który wierzy w chemtrailsy (cześć Benek!). Dla niezorientowanych – jest taka teoria spiskowa, że smugi kondensacyjne zostawiane przez samoloty, to nie żadne produkty pracy silników, tylko wyziewy chemiczne specjalnie rozpylane przez… Nowy Światowy Rząd, Reptilian, cyklistów, etc. A są one rozpylane w celu zatrucia społeczeństwa, zrobienia z niego niewolników i takie tam. Każdy wierzy w to co lubi, nie mnie oceniać. W każdym razie dzisiejsze warunki atmosferyczne były wprost wymarzone dla miłośników chemtrailsów. Z jakichś powodów, na wysokościach przelotowych, atmosfera trwała w bezruchu i smugi były widoczne godzinami, a całe niebo wyglądało jak jakaś gigantyczna gra w klasy z liniami krzyżującymi się i tworzącymi różne ciekawe figury. Dla mnie takie warunki też są wymarzone, a to dlatego, że dzięki nim już z bardzo daleka widać nadlatujące samoloty. Co więcej, dzięki temu widać też bardzo małe odrzutowce, biznesjety, które są małe i latają bardzo wysoko (przeważnie 13 km), dzięki czemu przeważnie nie ma szans na zrobienie im zdjęcia. Po powrocie do domu, rozochocony porannym Antonowem, włączyłem radar i zająłęm się czatowaniem na przelatujące maszyny. Okazało się, że trafił się jakiś nadzwyczajny dzień – sfotografowałem większość tego, na co zazwyczaj poluję. Jumbo Jeta, Airbusa A380 w dodatku w dwóch wersjach – Lufthansy i Thai Airways, ciekawego A330 w barwach China Eastern, a na deser Bombardiera Global 5000, który niestety wyszedł bardzo kiepsko. Leciał prawie nad moją głową, musiałem więc wygiąć się akrobatycznie z balkonu, ręce mi się trzęsły, a poza tym pewnie lecieli nim Reptilianie i zakłócili mi ostrość w aparacie. O, dokładnie, tak musiało być. Tak czy inaczej, był to rewelacyjny fotograficznie dzień.

Airbus A330-243 (B-8226) MU708 China Eastern Airlines
PRG (Prague) – PVG (Shanghai)
Bombardier Global 5000 M-FINE Avcon Jet AG
Boeing 747-830 (D-ABYA) DLH754 Lufthansa
FRA (Frankfurt) – BLR (Bangaluru)
Airbus A380-841 (D-AIMB) DLH760Lufthansa
FRA (Frankfurt) – DEL (Delhi)
Airbus A380-841 (HS-TUB) THA921Thai Airways
FRA (Frankfurt) – BKK (Bangkok)

  13 komentarzy to “Znaki na niebie”

  1. Świetne ujęcia!
    Raz udało mi się sfotografować lądujący samolot pasażerski z jednego z wyższych miejsc na Podkarpaciu, z którego można też zobaczyć Tatry 🙂

    • Samolotów fotografuję dużo, za to, co zabawne, ani razu nie zrobiłem zdjęcia Tatr 🙂 Dzięki za odwiedziny!

  2. Samoloty interesujące, ale najbardziej podoba mi się wiewiórka.
    Też zastanawiałam się nad robieniem zdjęć we wtorek, ale nie miałam pomysłu, gdzie udać się na niedługi i ciekawy spacer.

  3. Też się zdziwiłam tą drugodniowoświąteczną pogodą. Szok po prostu.
    Samoloty jak samoloty, w pasję ich fotografowania jakoś się nie wczuwam, przecież one tylko latają i hałas robią. 😉 Ale smugi kondensacyjne (to znaczy chemtrailsy :D) wychodzą Ci świetnie. Sójka też fajna, choć najwyraźniej nikt o niej nie pomyślał i nie wrzucił do karmnika paru fistaszków, za którymi ponoć przepada najbardziej.

    • Przy następnej wizycie postaram się zasilić sójki fistaszkami 🙂 I tak ten karmnik jest bardzo dobrze zaopatrzony – w większości osiedlowych emeryci wrzucają wszelkie kuchenne odpady ze spleśniałym chlebem na czele…
      A jeżeli niebo pozwoli, to przy jakiejś okazji porobię bardziej artystyczne zdjęcia chemtrailsów 😛

  4. Fajnie, że jesteś. Czekałem na Twoje wpisy.

    W przyrodzie przy akompaniamencie dominującej w tym roku aury zaiste grobowa atmosfera. Wczoraj trafiłem jednakowoż na wspaniałe ptaszki, jakimi są jemiołuszki, w ilości 6 osobników. Bardzo często (choć nie zawsze!) pojaw przedstawicieli tego gatunku zwiastuje rychłe nadejście zimy (takiej typowej – z pokrywą śnieżną i siarczystym mrozem). Poza tym, mamy istny nalot czeczotek i krzyżodziobów świerkowych, co – zwłaszcza w przypadku drugiego gatunku – związane jest z rokiem nasiennym świerka.

    Niestety, ostatnio szwankowała mi karta SD, co przełożyło się na utratę sporej liczby zdjęć, głównie ciekawych samolotów. Kilka fajnych malowań, m. in. na A320 Swiss i A343 i 346 Lufy przepadło. Twój A388 Thai i lotowski LRH podobnie. Na otarcie łez (na szczęście, straciłem tylko parę jetów, żadnych zdjęć przyrodniczo-rodzinno-krajobrazowych) wczoraj rzadki gość na UL619 uchwycony w ładnym świetle – N77019 B772 UAL85 TLV-EWR. Daaaaaaawno hamerykańca nie widziawszy, nie mówiąc o tym, że w dobry sposób uwiecznion został.

    LM

    • Spotkania z jemiołuszkami szczerze zazdroszczę. To fantastyczne ptaki, których jeszcze nigdy nie sfotografowałem. W mojej okolicy królują głównie sroki i kawki, przepędzając mniejsze ptactwo.

      Zdjęć samolotów szkoda, na szczęście dadzą się łatwiej odtworzyć niż przyrodnicze 🙂 Nad głową lata mi teraz głównie Lufa, więc ten Thai to była nowość i rarytas, szczególnie, że samolot okazały. A ten Amerykanin z United czasem też przelatuje nad Łodzią, niestety chyba po UN133, dzięki czemu nie mogę mu zrobić porządnego zdjęcia. Zresztą – teraz to głównie widuję chmury albo ciemność 🙂 Swoją drogą – czym fotografujesz i czy można gdzieś obejrzeć Twoje zdjęcia?

      • Cześć,

        używam zestawu Nikon D5300 + Sigma 150-500. Przykładowe zdjęcia wysłałem na PW forum entomologicznego. Nie publikuję na forach z prozaicznej przyczyny: nie mam facebooka, a na większość z uznanych stron obowiązywać zaczyna logowanie przez tą tandetną maszynkę do marnowania czasu. Jakość również – jak na zestaw lustro + tele przystało – mizerna.

        • Chorowałem kiedyś na tę Sigmę, ale przerażały mnie jej gabaryty 🙂 W rezultacie kupiłem P900 i raczej nie żałuję. A jakość jest bardzo dobra – szczególnie ten Chińczyk wyszedł super. W Photoshopie pewnie dałoby się z niego jeszcze więcej wyciągnąć.

  5. nie do końca kumam o co chodzi z tymi samolotami ale najważniejsze, że publikujesz 🙂

    • Ja Ci to wytłumaczę językiem lasu. Wyobraź sobie, że samoloty z 4 silnikami to jelenie, a te z 2 to dziki. Są jeszcze samoloty jednosilnikowe i te nazwiemy bocianami. Zabawa polega na tym, żeby sfotografować jak najbardziej egzotyczne jelenie, dziki i bociany 🙂

Sorry, the comment form is closed at this time.