kwi 072017
 
Ojej – jęknęła moja koleżanka otwierając tę stronę – znowu tyle napisałeś? Cóż, jakoś tak mam, że lubię pisać, nawet kiedy nie mam o czym. Zazwyczaj staram się znaleźć jakąś myśl przewodnią dla moich wpisów, ale nie zawsze się to udaje. Dzisiaj myślą przewodnią jest brak myśli przewodniej czyli tematyczne pomieszanie z poplątaniem.

Ludzka zdolność postrzegania jest tak skonstruowana, że jeżeli czegoś jest dużo i jest wszechobecne to idealnie wtapia się w tło. Doskonałym przykładem są gołębie. Na codzień w ogóle ich nie widzimy, chyba że zaczną się nam panoszyć na parapecie albo dokonają na nas strategicznego nalotu bombowego. Wtedy, przez krótką chwilę, gołąb staje się celem naszego ataku werbalnego. Poza tym nie istnieje (o ile nie jesteśmy staruszką wynoszącą mu jakieś rozciapane ziemniaki czy czerstwe chleby, bo wtedy stanowi ważną część naszego życia). Gołąb jest wkurzający, nudny i nie różniący się jeden od drugiego – typowy, latający chwast. Paradoksalnie, interesujący staje się poza środowiskiem miejskim, czyli na przykład w lesie. Przynajmniej dla mnie. Nigdy w życiu nie przeszło mi przez myśl, żeby zrobić w mieście zdjęcie tym ptakom. Tymczasem spacerując po Łódzkim Ogrodzie Botanicznym nieraz mam na to ochotę. Co więcej, patrząc w tym miejscu na gołębiowate, zaczynam dostrzegać, że jednak czymś tam się różnią. Mają inne sylwetki, kolory też jakieś różnorakie. Nie żebym stał się ich miłośnikiem, ale budzą moje przelotne i umiarkowane zainteresowanie. W czasie ostatniego spaceru jeden zainteresował mnie na tyle, że zrobiłem mu zdjęcie. W domu zidentyfikowałem ptaka i wyszło mi, że jest to gołąb grzywacz (Columba palumbus), największy z polskich gołębi, który dopiero pod koniec XX wieku skolonizował wschodnie rubieże naszego kraju. Nie brakowało też innych ptaków. Stawy zostały już zasiedlone przez kaczki krzyżówki i łyski, wśród drzew przemykały całe stada ptasiej drobnicy, na łąkach skakały sroki i sójki. Jednak prawdziwą gwiazdą spaceru był bażant zwyczajny (Phasianus colchicus). Ptaki tego gatunku o wiele częściej słyszę niż widzę – mają bardzo charakterystyczny, donośny głos. Czasem przemykają pomiędzy zaroślami, ale przeważnie nie dają się łatwo sfotografować. Tym razem miałem szczęście i udało mi się spotkać w różnych miejscach dwa pięknie ubarwione samce.

Trafiłem do Ogrodu przed południem, dzięki czemu prawie nie było innych odwiedzających. Spacerując wśród względnej ciszy doszedłem do stawów i usłyszałem odgłos kapiącej wody. To jedna z najbardziej uspokajających melodii wczesnej wiosny. Śniegi topnieją pod koniec zimy, woda spływa do stawów, przelewa się przez groble, rozlewa po okolicznych łąkach, nasącza ziemię. Wszystko pachnie wodą i świeżą, wiosenną ziemią, z której masowo zaczynają wyrastać rośliny. W tym czasie trawa odzyskuje swój zielony połysk. W lasach dopiero kiełkują rośliny i większość poszycia wciąż jeszcze jest niska i pozbawiona kolorów, poza wszechobecną zielenią w wielu odcieniach. Chór ptasich głosów stapia się z pierwszym, nieśmiałym jeszcze brzęczeniem owadów. A ta cieknąca strumykami czy spadająca z grobli woda, tworzy doskonale relaksujące tło. Nie wiem czy zwróciliście na to uwagę, ale coś musi być na rzeczy w tym terapeutycznym odgłosie wody. Kilka razy w życiu miałem okazję nocować w młynach z obracającym się kołem wodnym i chlupoczącą wodą i wśród takich dźwięków zasypiało mi się i spało znakomicie. Zapewne jest na to jakieś psychologiczne wytłumaczenie – biały szum czy coś w tym guście – ale ja po prostu wolę wierzyć, że to sam klimat takich miejsc wpływa zbawiennie na nasze samopoczucie.

Oczywiście cały czas rozglądałem się za bezkręgowcami. Dzień nie był jednak dla nich najlepszy – było chłodno, pochmurnie, a jakąś godzinę wcześniej spadł deszcz. Myślałem, że może uda mi się sfotografować ślimaki, ale nic z tego. Chyba jest jeszcze dla nich zbyt zimno. W czasie całego spaceru udało mi się spotkać tylko jednego winniczka. Nie zawiodły kowale bezskrzydłe – jak zwykle okupowały większość pni drzew, wysypały się także na piaszczyste alejki i kretowiska. Jak widać na zdjęciu zaczęła sie już u nich pora godów. Jako mały bonus dodaję jeszcze zdjęcie krocznika rzędzika (Idaea seriata). Te ciekawe motyle zaczęły ostatnio latać mi po mieszkaniu. Owady te żywią się zwiędłymi liśćmi i porostami. Tak się złożyło, że w czasie zimy miałem w pokoju akwarium, w którym mam taki mały biotop pełen mchów, spróchniałych gałęzi i porostów i pewnie to było miejsce ich żerowania i przepoczwarzenia. Po początkowym etapie agresji (mole!!!) teraz żyjemy obok siebie w zgodzie.

A na zakończenie jeszcze kilka zdjęć bardzo ciekawej rośliny, czyli lulecznicy kraińskiej (Scopolia carniolica). Pisałem o niej w tamtym roku tutaj, nie będę więc powtarzał informacji. Dość powiedzieć, że ta roślina na pewno nie jest tak kojarzona z początkiem wiosny jak przylaszczki czy pierwiosnki i bardzo łatwo można przegapić jej kwitnienie. A szkoda, bo jest równie piękna jak tamte, bardziej popularne, rośliny.

  10 komentarzy to “Wiosenna mieszanka”

  1. Trafne spostrzeżenie i nie dotyczy tylko gołębi. Zwykle jest tak, że zaczynamy dostrzegać jakieś stworzenia, gdy bywa już za późno. Tak było z cietrzewiami, dropiami itp., a teraz tak jest np. z wróblem. Było dużo, więc nikogo nie obchodziły, a teraz jest mało i wszyscy podnoszą larum. PS. Powinieneś w Ogrodzie mieć więcej gatunków gołębiowatych. Pozostają do wypatrzenia jeszcze sierpówka, turkawka i siniak:). PS.2. Link do lulecznicy, niestety nie działa.

    • Link już poprawiony – dzięki za zwrócenie uwagi. Sierpówki i siniaki mam na pewno nie tylko w Ogrodzie ale i w mieście. A wróbli na szczęście przybywa – z czego bardzo się cieszę, bo to moje ulubione ptaszory.

  2. Bażant jest świetny. Sójka ze smakołykiem w dziobie też. 🙂 A grzywacze widuję często, zawsze wiosną przylatują do centrum miasta, trochę się pokręcą i potem znikają.
    Lulecznicę widzę po raz pierwszy, poczytałam o niej w Twoim poprzednim wpisie i widzę, że jest nieodrodną córką psiankowatych. 😉

    • W tym roku mam nadzieję opisać więcej psiankowatych, bo to bardzo zacna rodzina 🙂 A gołębie poobserwowałem podczas porannych przejść przez park i wyodrębniłem ze 3-4 gatunki.

  3. Sytuacja z odbiorem gołębi jest podobna jak z bocianem białym, łabędziem lub kaczką krzyżówką. To przepiękne ptaki, a są kompletnie niedoceniane. Krzyżówka to według mnie najpiękniejsza polska kaczka, a traktowana jest jak domowy drób. A szkoda.

    • Zgadzam się co do krzyżówki. Powszechna, to nikt nie zwraca na nią uwagi. Dopiero na zdjęciach widać, jaka jest ładna. Identycznie sytuacja wygląda ze szpakami.

  4. Fajne takie posty, nie nudzą i dobrze się czyta, niech koleżanka nie jęczy :p P900 spisała się jak zwykle doskonale z ptakami. Bażant rzeczywiście częściej słyszalny niż widzialny, chyba że się wypłoszy :p Jak byłem mały słysząc go zawsze myślałem, ze ktoś usiłował odpalić traktor.
    Ciekawy gość z tego krocznika :p ja mam 4 kuliste akwaria z różnymi gatunkami mchów, które zbieram i nic mi się jeszcze łaskawie nie zalęgło, chyba musze bardziej zachęcić 🙂
    Luuulecznica, moja jedna z ulubionych roślinek. W ogóle uwielbiam przedstawicieli psiankowatych psychoaktywnych – bieluń, lulek, lulecznica 🙂 ze względu na to, ze wchodziły kiedyś w skład maści czarownic 🙂

    • Widzę, że mamy podobne pomysły 🙂 Ja też lubię mchy i w tym roku planuję poszerzyć biotop z nimi. Wsadzam tam zebrane na spacerach kawałki spróchniałego drewna i podobne odpady i często z nich coś wyłazi.
      Psiankowate też bardzo lubię – są ciekawe i budzą respekt. Czytam często pewne forum, na którym różni ludzie opisują co zjedli i jakie mieli po tym tripy i tam psiankowate są bardzo częstym gościem. Szalenie ciekawa lektura 🙂

  5. Grzegorzu, jak odbieracie pogodową teraźniejszość i wieści na najbliższą (rzekomo “wiosenną”) dekadę?

Sorry, the comment form is closed at this time.