lip 172017
 
Łydka jest, że użyje modnego słowa, transparentną częścią ciała człowieczego. Na codzień uznajemy, że po prostu nie istnieje, nie mamy z nią kontaktu. Zdarzają się jednak takie dni, kiedy łydka daje o sobie znać gwałtownie i w sposób ciągły. Dzisiaj będzie o przyczynach takiego stanu rzeczy, a także o urlopowych założeniach i ich realizacji.

Udało mi się załatwić kilka wolnych dni, które spędzam w Krynicy. Nigdy tu jeszcze nie byłem, w góry jeżdżę zresztą bardzo rzadko. Ale skoro już znalazłem się w tak ciekawym przyrodniczo miejscu, nie mogłem tego zmarnować. Przyjechaliśmy wieczorem, a już rankiem następnego dnia byłem gotowy do akcji. Założyłem świeżo kupione za 20 złotych trampki do kostki. To zresztą materiał na osobną historię – kupno butów do chodzenia po górach. Chciałem zwykłe trampki – nie jechałem przecież w Himalaje. Tymczasem sklepy proponowały mi specjalistyczne obuwie z kewlaru i z wbudowanym gpsem, testowane na kosmonautach, odporne na wdepnięcie w wulkan. Po 600 zł sztuka. Na szczęście istnieją jeszcze bazarowe budki, w których sprzedawcy są mniej hipsterscy i oderwani od rzeczywistości. Wyposażony w odpowiednie obuwie, plecaczek z kurtką przeciwdeszczową i butlą z płynem o smaku jabłkowo-miętowym oraz oczywiście kapelusz (mój znak rozpoznawczy) i aparat, ruszyłem na podbój gór. Szlak zaczynał się zaraz za naszą kwaterą. I to zaczynał się ostro. Z pewnym wysiłkiem zacząłem piąć się w górę, ale z każdym krokiem szło mi lepiej. A potem poszło już z górki – widoki były piękne, ludzi prawie wcale, a owadów całkiem sporo. Czas i kilometry mijały szybko i ani się nie obejrzałem, a na liczniku miałem sześć godzin ciągłego łażenia po górach. Co można nazwać niezbyt mądrym wyczynem, biorąc pod uwagę to, że w pracy głównie siedzę przy biurku i nie poruszam się na większe odległości. Ale co tam – było warto! Pod koniec spaceru nawiązałem tytułowy kontakt z łydkami, które przesłały mi jasny komunikat – zaraz eksplodujemy. Na całe szczęście był to komunikat fałszywy. Wróciłem, zjadłem obiad i… poszedłem ponownie łazić po górach do wieczora.

Przed wyjazdem przejrzałem trochę internet i poczyniłem kilka założeń, co chciałbym zobaczyć i sfotografować na miejscu. Jednym z nich było zobaczenie motyli, których jeszcze nigdy nie widziałem (o innych nie napiszę, żeby nie zapeszyć). O dziwo, udało mi się tego dokonać już pierwszego dnia. Wyszedłem z lasu na jakąś górską łąkę, na niebie było trochę chmur, zacząłem rozglądać się za czymś, co lata i nagle zobaczyłem motyla, którego nie widziałem do tej pory. Była to górówka, nie jestem na 100% przekonany co do gatunku, ale wydaje mi się, że to górówka boruta (Erebia ligea). Oprócz niej latało sporo pospoliciaków w postaci różnych karłątków i bielinków. Trafił się też lśniak szmaragdek (Adscita statices) oraz kilka kraśników (Zyganea sp.).

Gwiazdą spaceru był zając, którego spotkałem na szczycie pewnej góry. Spotkanie nie trwało długo, bo mój model szybko pokicał w las. Podczas spaceru spotkałem kilka ciekawych chrząszczy. W Łodzi jakoś nie mogę spotkać ich prawie wcale. A tu proszę – chrząszcz na ścieżce, chrząszcz na kwiatku, chrząszcz na liściu. W końcu podniosłem zmurszałą gałąź leżącą niedaleko drogi i co było pod nią? Oczywiście chrząszcz. Na chrząszczach nie znam się zupełnie, nie będę więc nawet próbował ich identyfikować, może ktoś z czytelników pomoże?

Na sam koniec zostawiłem muchówki. Lata ich tu sporo, część z nich jest miła, ale istnieje spora grupa mających ochotę mnie zjeść – te likwiduję bezlitośnie. Już pierwszego dnia udało mi się sfotografować kilka ciekawych okazów, których zdjęcia zamieszczam poniżej. W związku z polowymi warunkami i brakiem czasu (zamiast siedzieć w internecie, wolę pochodzić po górach), ich również nie identyfikuję. Wydaje mi się natomiast, że są całkiem ciekawe i chyba nie widziałem ich w okolicach Łodzi. I to tyle z pierwszego dnia górskich ekscesów.

  6 komentarzy to “Tu mówi łydka”

  1. Fotki ładne jak zwykle, ale przydałby sie jednak opis co na nich jest… Nawet bezpośrednio na powiększonej wersji obrazka, gdzieś w rogu. A tak to dalej nie wiem kim jest ten motyl czarny w czerwone kropy którego pamiętam z Jeleniej Góry…

    • Mam polowe warunki i pisałem w nocy, więc już mi się nie chciało. Motyl w kropki to kraśnik. Zielony szmaragdek a górówka po lewej na dole 🙂

  2. Ujęcie z dwoma karłątkami jest fantastyczne. 🙂 I górówki zazdroszczę, dla mnie to absolutny egzot.
    A co do chrząszczy, kozy o brązowych pokrywach wyglądają mi wszystkie na zmorsznika małego. Żółta koza to strangalia plamista. A ten mieniący się na zielono to zmróżka. Czarny wygląda na biegaczowatego, ale bliższego oznaczenia się nie podejmę. Natomiast muchy na pierwszych dwóch zdjęciach to kobyliczka i kwiatówka zmierzchnicowata, obie raczej pospolite. Tego bzyga z trzeciego nie znam, sądząc z czułków może to być któryś prężec. 🙂

    • Jak zwykle dziękuję za oznaczenia 🙂 Karłątki same pchały się pod obiektyw i miałem fuksa. Co do motyli natomiast, to nie jestem jakiś specjalnie zachwycony – spodziewałem się więcej. Albo po prostu nie wiem gdzie ich szukać 🙂

  3. Najważniejsze, że się jakoś dogadałeś z łydkami. Też musiałem jak po niemal stu latach przerwy zacząłem jeździć na łyżwach. :))) Zdjęcia jak zwykle do najpiękniejszego atlasu! Brawo. W Krynicy byłem – bosko!!! Zazdroszczę 🙂

    • Dzięki 🙂 Krynica faktycznie jest super, jestem tu pierwszy raz. Do odkrycia jest dużo, a czasu mało…

Sorry, the comment form is closed at this time.