sty 052018
 
Lubię płazy i gady. Nie czuję obrzydzenia na ich widok. Nie boję się ich – oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Moja fascynacja gadami rozpoczęła się chyba od filmów z Godzillą, której się bałem (a kto się jej nie bał, mając 7 lat?), ale jednocześnie nie mogłem powstrzymać się od jej oglądania. I tak mi zostało do dzisiaj.

Ostatni dzień mojego długiego, świątecznego urlopu postanowiłem spędzić w Łódzkim Ogrodzie Zoologicznym. Zima nie jest najlepszą porą na odwiedziny w tym miejscu, ale co zrobić, miałem ochotę i już. Korzystając z ładnej pogody, przeszedłem się do zoo na piechotę. Po drodze sprawdziłem jeszcze, czy są jakieś ptaki w okolicach mojego ulubionego pieńka na Zdrowiu, ale zastałem tam tylko emerytów. Nasze zoo czeka teraz bardzo trudny okres. Większa część powierzchni jest przeznaczona pod budowę Orientarium. Bardzo dużo wybiegów zwierząt zostało już zburzonych, a same zwierzaki gdzieś zniknęły. Ale o tym napiszę w oddzielnym wpisie. Chodziłem sobie, oglądałem i fotografowałem to, co akurat było na powietrzu. Pingwiny, sępy, żyrafy… W końcu trafiłem do mojego zdecydowanie ulubionego od zawsze miejsca – wiwarium. Sam budynek nie jest duży, ale od dzieciństwa na jego widok zawsze szybciej bije mi serce. Wchodzi się tam przez taki kamienny ‘mostek’, po obu stronach są zbiorniki z wodą i, co bardzo charakterystyczne, na tych kamiennych murkach, od niepamiętnych czasów, występuje pewien gatunek ślimaka o bardzo wydłużonej muszli. Wiwarium zawsze kojarzy mi się z szorstkim kamieniem i tym ślimakiem. Wszedłem do środka i, jak zawsze, czas przestał istnieć. Ekspozycja nie jest bardzo duża, ale ja mogę tam siedzieć i oglądać ją godzinami. I tak było i tym razem. Zdjąłem dekielek z aparatu i zagłębiłem się w zupełnie inny świat. Co tam jakieś nudne słonie czy lwy, to tutaj krystalizowały się moje marzenia o wyprawach w egzotyczne rejony globu! Poniżej przedstawiam krótki opis zwierzaków, które najbardziej przypadły mi do gustu.

Pierwszy zrobił na mnie wrażenie waran szmaragdowy (Varanus prasinus). Nie leżał, zwyczajem wielu jaszczurek, nieruchomo pod lampą, ale sprawnie przemieszczał się w swoim terrarium łażąc po gałęziach, podłożu i wspinając się na pnie. Ten piękny, jaskrawozielony gad, występuje w naturze na Nowej Gwinei. Zamieszkuje namorzyny, lasy deszczowe i palmowe. Dorasta do metra długości, z czego dużą część stanowi giętki ogon. Jaszczurka żywi się głównie owadami i pajęczakami, chociaż nie gardzi też małymi ssakami. W niewoli spożywa również banany. Tyle informacji wikipedycznych. Mnie bardzo spodobała się ruchliwość warana, jego długie ciało i oczywiście wspaniały kolor.

Niedaleko warana znajduje się terrarium z bazyliszkami płatkogłowymi (Basiliscus plumifrons). Jest naprawdę duże, z dużym zbiornikiem wodnym i licznymi pniami i gałęziami, po których gady mogą się swobodnie przemieszczać. Na wybiegu zauważyłem samca i dwie samice. Zwierzaki trochę odpoczywały na gałęziach, a trochę łaziły. Niestety, nie dane było mi zobaczyć tego, z czego słyną te jaszczurki – biegu po wodzie na dwóch nogach. Jeżeli jesteście miłośnikami filmów przyrodniczych, to z pewnością widzieliście taki bieg w jednym z nich. Z tego powodu zresztą, bazyliszki zwane są po angielsku Jesus Christ lizard. Uzupełniając wiadomości należy dodać, że te piękne gady zamieszkują Środkową Amerykę, dorastają nawet do 90 cm, a żywią się głównie owadami, mniejszymi ssakami i gadami, a także owocami.

Przemieściłem się dalej, obejrzałem kajmana okularowego (Caiman crocodilus), który od wczesnego dzieciństwa budził we mnie lekki niepokój i mocne zaciekawienie. Nie wiem, ile żyje taki kajman, ale wcale bym się nie zdziwił, gdyby to był ciągle ten sam egzemplarz. W kolejnym terrarium spotkałem zwierza, który momentalnie stał się gwiazdą tego spaceru. Mowa o kameleonie lamparcim (Fucifer pardalis), jaszczurce pochodzącej z Madagaskaru, która jest ubarwiona w przepiękny wprost sposób. W naturze występuje kilka odmian barwnych tego gatunku, ta z naszego Ogrodu mieniła się wszystkimi barwami tęczy. Kameleon przemieszczał się w charakterystyczny, modliszkowy sposób, telepiąc się w przód i tył, a dodatkowo kręcąc oczami na wszystkie strony. Wyglądał wspaniale.

Nie samymi gadami człowiek żyje. W czasie obchodu kolejnych wybiegów obejrzałem także wiele gatunków płazów, w tym sporo jadowitych żab mieniących się wieloma różnymi kolorami. Na zdjęciu poniżej jedna z nich – drzewołaz żółtopasy (Dendrobates leucomelas) – ubarwiony w sposób bardzo ascetyczny i dystyngowany. Z kolei duża, zielona żaba to wiosłonóg dawida (Rhacophorus dennysi), dorastający do 11 cm płaz występujący w południowo-wschodniej Azji. To tylko dwa gatunki żab, którym zrobiłem poprawne zdjęcia. Inne były albo pochowane, albo siedzące na tle elementów źle komponujących się na zdjęciach przyrodniczych, typu siatka czy miska z jedzeniem. Bardzo miłym akcentem było to, że w pewnym momencie żaby zaczęły swoje śpiewy. Te tropikalne brzmią zupełnie inaczej, niż nasze, polskie kumkania, ale są równie melodyjne i piękne.

Na zakończenie tego krótkiego przeglądu kolejne trzy bardzo ciekawe gatunki. Legwan fidżijski (Brachylophus fasciatus), gad zamieszkujący jedynie archipelagi Fidżi i Tonga. Bardzo ładnie ubarwiony, niestety ten akurat przechodził wylinkę i wcisnął się w słabo oświetlone miejsce. Węże reprezentował wąż tajwański (Orthriophis taeniurus) – występujący w Azji południowo-wschodniej i potrafiący polować na nietoperze w locie. Ostatnim modelem był tarczołusk sudański (Gerrhosaurus major) zamieszkujący pustynie zachodniej Afryki i ubarwiony w typowy, dla mieszkańca pustyni, sposób.

Na zakończenie kilka wrażeń ogólnych. Nadal bardzo lubię odwiedzać ogrodowe wiwarium, nadal bardzo lubię gapić się na wszelkie gatunki gadów i płazów. Chociaż powierzchnia tego pawilonu nie jest największa, to jednak na jego terenie znajduje się bardzo dużo ciekawych i egzotycznych zwierząt, niejednokrotnie będących endemitami. Warto odwiedzić to miejsce, nawet jeśli na codzień nie przepada się za tym rodzajem zwierząt. Kolory i ciekawe obyczaje wielu gatunków gadów i płazów mogą przekonać do nich prawie każdego. Niestety, dzisiejsze zdjęcia pokazują tylko ułamek ich prawdziwego piękna. Wszystkie były robione przez szyby, w których często odbijały się okna, w dodatku w sztucznym świetle o różnej barwie. Mój aparat robił co mógł, żeby wyciągnąć jakiś sensowny balans bieli, ale rzadko mu się to udawało. Nic więc dziwnego, że powyższe fotografie są solidnie zmielone w edytorze graficznym. Mimo to, jestem zadowolony, że mogę się tu z Wami nimi podzielić.

  9 komentarzy to “Synowie Godzilli”

  1. no i elegancko, a nie jakieś tam qrka samoloty 😉

  2. Bardzo ładne zdjęcia 🙂

  3. Niesamowite kolory. Czym Ty na Peruna, fotografujesz?!? A tak na marginesie. Moje, dziecinne miejsca zmieniły się tak bardzo, że nie jestem w stanie ich rozpoznać. Zazdroszczę!

    • Tym co zwykle – kompaktem Nikona 🙂
      W Łodzi zmienia się bardzo, bardzo dużo, ale są też takie enklawy, które wyglądają jakby czas zatrzymał się za środkowego Gierka. I ja bardzo lubię niektóre z nich.

  4. No też pamiętam ten pawilon z dzieciństwa… Mam nadzieję że go nie zburzą. A o świdrzykach to nie wiedziałem nawet że tam żyją! Muszę ich na wiosnę poszukać!

    • Z planu wynika, że nie będzie leżał na terenie Orientarium. Bardzo fajne, sentymentalnogenne miejsce 🙂 A świdrzyki zawsze tam łaziły, od wczesnego dzieciństwa 🙂

  5. Fantastyczne stwory, super zdjęcia, a kolorystyka świetna. Twój edytor dobrze mieli. 🙂
    Na dwóch nogach po wodzie? Hoho, niezły numer. Nawet obejrzałam filmik na jutubie, w zwolnionym tempie było, ale i tak nie pojęłam, jak on to robi. 😉

Sorry, the comment form is closed at this time.