mar 152017
 
Wybrałem się do Parku Zdrowie na poszukiwanie wiosny. Chciałem zobaczyć, czy obudziły się już bezkręgowce, co porabiają ptaki i czy wyrosły jakieś ciekawe grzyby. Efektem spaceru było nabranie optymizmu, nawdychanie się wiosennego powietrza i ogólne odprężenie. Oraz spotkanie z motylem o stalowych nerwach.

Na pierwszy rzut oka Park Zdrowie nadal tkwi w późnym listopadzie. Nagie drzewa, kupy szeleszczących, brązowych liści, ani skrawka świeżej zieleni. Ma to pewien urok, ale ja wolałbym zobaczyć już wiosenny rozkwit. Spacer zacząłem od mojego ulubionego pieńka, na którym stołuje się wiele gatunków ptaków. Zrobiłem tam wiele zdjęć, które mogły uchodzić za zrobione w środku dzikiego lasu. Niestety, obecnie jakiś pracowity majsterkowicz sporządził na pieńku plastikową, ażurową budę w kolorze żółtym. Całość wygląda jak awangardowy sedes zaprojektowany przez Salvadora Dali i ma być karmnikiem. Automatycznie uniemożliwia on zrobienie jakiegokolwiek sensownego zdjęcia ptaków. Wczoraj i tak nie miałbym na to szans, ponieważ ładna pogoda przywabiła dużą liczbę spacerowiczów, którzy non-stop płoszyli ptaki. A tych ostatnich było całkiem sporo. Wszedłem głębiej między drzewa i zacząłem podchody. Moją pierwszą zdobyczą była ciekawska sójka (Garrulus glandarius). Znalazła coś w poszyciu, poleciała na gałąć i zaczęła konsumpcję. Niestety siedziała pod światło i nie było możliwości okrążenia jej. Nisko na ziemi szalały kosy (Turdus merula). Bardzo lubię te ptaki, ponieważ nie są bojaźliwe i dają podejść blisko siebie. Pomimo tego ciężko jest zrobić im dobre zdjęcie. Kosy są zawsze w ruchu – skaczą, tarmoszą suche liście, dziobią coś na ziemi, znowu skaczą, podfruwają – i tak w kółko. Zdarzają się rzadkie chwile, kiedy coś je zainteresuje albo zaniepokoi, wtedy zamierają na chwilę w bezruchu. W takim momencie łapię ostrość, ustawiam kadr, naciskam migawkę – po to tylko, by stwierdzić, że pół sekundy przed zrobieniem zdjęcia kos znowu zmienił się w rozmytą smugę. Niższe gałęzie drzew i krzaki opanowały sikory. Było ich dużo, ale im też udzieliła się wiosenna radość i cały czas oddawały się dynamicznej krzątaninie. Udało mi się zrobić im właściwie tylko jedno zdjęcie i dałem spokój.

W pewnym momencie zauważyłem wiewiórkę (Sciurus vulgaris). Łódzkie wiewiórki są bardzo oswojone, często same podbiegają do przechodnia i czekają na swoje orzechy. Ta jednak była bardzo ostrożna i nerwowa. Na Zdrowiu chodzi teraz dużo spacerowiczów z psami i pewnie stąd ta wiewiórkowa czujność. Stałem bez ruchu, obserwowałem i robiłem zdjęcia. W pewnym momencie moją uwagę przykuł ruch na pniu pobliskiego drzewa. Okazało się, że wylądował tam pełzacz (Certhia sp.), którego usiłowałem sfotografować niedawno. Ptak lądował u podnóża pnia, a następnie wspinał się w górę, krążąc po obwodzie. Nie muszę dodawać, że robił to o wiele za szybko, w dodatku wcale się nie zatrzymując. Widać wiosna wpompowała masę energii w każdą żywą istotę. Pełzacz powtarzał tę sekwencję czynności na kolejnych pniach, ja łaziłem za nim, usiłując go ustrzelić. W końcu zmęczyło mnie i dla odmiany spojrzałem niżej.

Niedaleko, w promieniach słońca mignęła mi jaskrawa, żółta plama. Latolistek cytrynek (Gonepteryx rhamni), jeden z pierwszych wiosennych motyli, śmignął między drzewami i wylądował. I tu zaczęły się podchody, które powtarzają się prawie za każdym razem. Widzę lądującego owada. Oceniam odległość. Staram się zapamiętać otoczenie, gdzie mniej więcej usiadł. Skradam się powoli. W międzyczasie zapominam, gdzie dokładnie jest, wszystkie liście i gałęzie wyglądają przecież podobnie. Podkradam się bliżej, nic nie widzę. A potem nagle okazuje się, że prawie w niego wdepnąłem, zauważam go w ostatniej chwili, a owad odlatuje na kolejne miejsce. Powtarzam aż do wyczerpania mojego lub przeciwnika. Tym razem było jednak inaczej. Cytrynek okazał się mieć stalowe nerwy i wielką wiarę w swój kamuflaż – w końcu ma przypominać leżący, suchy liść. Zobaczyłem go kilka kroków od siebie i metodą krok do przodu zacząłem robić zdjęcia. Motyl zignorował mnie całkowicie, tak że w końcu ostrożnie doszedłem do miejsca gdzie siedział i prawie wciągnąłem go w obiektyw. Zrobiłem chyba najbardziej dokładne i najbliższe zdjęcia cytrynka w swojej karierze. Przy okazji rozejrzałem się po okolicznych liściach – pełno było na nich pająków z rodziny pogońcowatych (Lycosidae), które zaczęły wiosenne łowy. Trafiło się też trochę roztoczy, biedronek i małych muchówek. Nie było natomiast kowali – przez cały spacer spotkałem dosłownie jednego.

Wycieczkę zakończyłem kilkoma zdjęciami grzybów. Ostatnio było chłodno i tych ostatnich jest jak na lekarstwo. Nawet te rosnące na pniach drzew są jakieś zmarnowane i wysuszone. Trzeba będzie poczekać na kilka cieplejszych dni i odrodzą się znowu. Zwieńczeniem udanego dnia było spotkanie z bardzo rzadkim i ciekawym samolotem. Przypadkowo włączyłem radar i zobaczyłem, że od strony Warszawy leci do nas Iljuszyn Ił-76TD-90VD linii Volga Dnepr Airlines. Iłów tego typu wyprodukowano dość dużo, ale rzadko latają nad moją okolicą, do tej pory sfotografowałem ten samolot raz i to z daleka. Stosunkowo łatwo rozpoznać go w locie – czterosilnikowa maszyna, dość masywna, z charakterystycznym przeszklony dołem kabiny i tylnym usterzeniem poziomym na szczycie statecznika pionowego. Ił przeleciał, a ja uznałem, że to był całkiem udany, wiosenny dzień. Oby czekało nas więcej podobnych.

  4 komentarze to “Stalowa cytryna”

  1. Piękne ptasie zdjęcia 🙂 Fajnie, że upolowałeś pełzacza. Zazdroszczę spotkania z wiewiórką i cytrynkiem.
    W Bydgoszczy od wczoraj temperatura podskoczyła powyżej 10’C, ale niestety wiał silny i lodowaty wiatr.

  2. Jak na późny listopad nie jest tak źle. Co ja piszę! Jest dobrze, a nawet bardzo dobrze! Na Warmii też jest stalowo, ale nie mam na myśli nerwów motyli, a kolor nieba. Od nocy czekamy na sygnał, że można już ruszać w teren i jak na razie – nici z tego. PS. Szkoda, że samoloty pasażerskie nie latają w kluczach :)))

  3. Bardzo ładne zdjęcia. Świetnie ustrzeliłeś sójkę i pełzacza. Cytrynek przed snem zimowym chyba zapomniał wysprzątać swoją kryjówkę i teraz ma okropnie brudne skrzydełka. 😉
    A dlaczego nie ma fotki awangardowego sedesu? 😀

  4. Moim skromnym zdaniem powinieneś zostać endorserem tego aparatu NIKONA :p Zamiatasz wszystkie szkła systemowe jakie miałem ich w ręku, jak i FIJIowe. Po prostu niesamowite. Gapie sie na ta wiewiórkę i uwierzyc nie mogę. Świetna jakość, kadri, ujęcie (no ale to już Twoja zasługa :p).
    Na upierdliwe motyle mam taki sposób. Biegnę za nimi delikatnie kiedy latają i zdjęcia robię sekunde po tym jak usiądą. Mają jakąś taką dziwną naturę, ze kiedy już siadają to nie zrywają się obsesyjnie. Natomiast skradanie się do siedzącego najczesciej skutkuje spłoszeniem . No chyba że dziad się wygrzewa :p
    U mnie różnych grzybów na drzewach i pniach pełno ale śluzowców nihuhu.
    Świetny set wszystkiego, samolotu jak zwykle też, pozdrawiam! 🙂

Sorry, the comment form is closed at this time.