sty 312017
 
Dzisiaj będzie kompletne pomieszanie z poplątaniem czyli krótka opowieść o tym, jak wyjście na balkon zaowocowało zdjęciami tego, co na niebie i tego, co na ziemi, a powrót do domu uruchomił swobodny strumień świadomości na temat muzyki sfer i metod kompresji dźwięku.

Niedzielę spędzałem przymusowo w domu. Pogoda była fantastyczna, czyste niebo i mroźne powietrze o bardzo wysokiej stabilności i przejrzystości. Żeby nie marnować takiego dnia postanowiłem pofotografować samoloty z balkonu. Ruch na niebie był umiarkowany, za to trafiły mi się różne ciekawe zdobycze. Przede wszystkim po raz pierwszy w życiu sfotografowałem nowy samolot Airbusa – A-350-941, który jest następcą A-340 i samolotem o bardzo dużym zasięgu przeznaczonym na transoceaniczne trasy. Żeby było jeszcze ciekawiej Airbus należał do Vietnam Airlines – linii, której jeszcze nigdy nie widziałem na niebie nad sobą. Jedynym minusem było to, że samolot przeleciał dokładnie nade mną i nie było widać bardzo ciekawego malowania bocznego. Później przyszedł czas na Airbusa A330-202, czyli żadną rewelację, ale za to w barwach zupełnie dla mnie nieznanej linii Hi Fly. Samolot leciał z Warszawy do Puerto Plata na Dominikanie i od razu pozazdrościłem jego pasażerom. Wyrywali się z zimnej Polski na piękne, słoneczne, tropikalne plaże… Ostatnia z prezentowanych poniżej maszyn to transportowiec McDonnell Douglas MD-11F linii kurierskiej UPS. Fotografowałem go już wiele razy, ale niedzielne zdjęcie uważam za szczególnie udane.

Po skończonej obserwacji nieba opuściłem wzrok niżej i… ujrzałem obraz nędzy i rozpaczy na moim balkonie. Suche, sterczące badyle, jakieś resztki powojników na kratce, piasek i ziemia na podłodze. Wszystko brudne, szare i porozwalane. Jedyny jaśniejszy akcent to biała siatka, którą musiałem założyć na domek dla owadów – jakieś chuligańskie ptaki zaczęły mi wyjmować źdźbła trzciny i bałem się, że wyjedzą zimujące w nich owady. Cóż, zdjęcia zrobiłem z premedytacją, właśnie po to, żeby wiosną i latem przypomnieć sobie, jak beznadziejnie szara jest zima i jak wielki kontrast panuje na balkonie między różnymi porami roku. Mam dużo ciekawych pomysłów co do zagospodarowania tego miejsca w tym sezonie i nie mogę się już doczekać ich realizacji. Mam nadzieję, że jeszcze miesiąc i będzie można zaczynać.

Na zakończenie kilka słów o muzyce. Skoro piszę tu czasem o moich ulubionych książkach, to czemu by nie i o muzyce? Szczególnie, że lubię jej dużo słuchać, a ostatnio testuję nowe kolumny, więc tym bardziej skupiłem się na tej tematyce. Jak większość tematów, także i ten można zacząć – już starożytni… W wielkim skrócie mówiąc, już Pitagoras i jego uczniowie dostrzegli ścisły związek pomiędzy muzyką, a matematyką. Podobny związek panował między matematyką, a ciałami poruszającymi się po sferze niebieskiej. A stąd już tylko krok od wniosku, że poruszające się ciała kosmiczne muszą wytwarzać muzykę – muzykę sfer. Prawdziwy temat rzeka z pogranicza filozofii, matematyki i teorii muzyki, o którym niestety nie mam dzisiaj czasu pisać dłużej. Dość powiedzieć, że ostatnio mam też takie analityczne podejście do słuchania muzyki. Gaszę światło, zamykam oczy żeby nie było dodatkowych bodźców i cały dosłownie zamieniam się w słuch. Rozkładam poszczególne utwory na osobne ścieżki – tu zaczyna perkusja, po chwili wchodzi bas, w tle jeszcze jakieś dzwonki, solo na saksofonie i w lewym kanale gitara… Zabawa jest przednia. Wychwycenie wszystkich instrumentów, umieszczenie ich na scenie, scalenie z rytmem utworu… Oczywiście im lepszej jakości źródło, tym lepiej. I tu mała dygresja o tym, jak historia zatoczyła koło. Sam pamiętam dobrze śmierć płyt winylowych i nadejście nowego króla – płyty CD. Ach, jak wszyscy się wtedy nią zachwycaliśmy. Cyfrowy, krystaliczny dźwięk, niezwykła wierność odtwarzania, brak tych wstrętnych szumów i klików. A tymczasem minęły lata i winyle przeżywają swój tryumfalny powrót. Dźwięk cyfrowy nigdy nie dorówna analogowemu, nigdy nie będzie tak “ciepły” i “miękki”. Niedoskonałości samego procesu odtwarzania z płyty winylowej paradoksalnie stały się atutem i przewagą nad zimnym i technicznym brzmieniem płyt CD. I tu dochodzimy do jeszcze większej degradacji, czyli kompresji. Kompresja niewątpliwie świetnie się sprawdza przy słuchaniu muzyki z przenośnych źródeł na ulicy. W telefon można napchać setki godzin dźwięku o znośnej jakości. Gwiazdą jest tu format MP3, który pewnie każdy dobrze zna. MP3 jest formą kompresji stratnej – żeby zmniejszyć rozmiar pliku, trzeba się z niego czegoś pozbyć. Nie wdając się w szczegóły, w tym formacie górne częstotliwości dźwięków zostają obcięte przy 16kHz, czyli plus minus częstotliwości jaką jest w stanie usłyszeć dorosły człowiek. Niestety, wpływa to na ogólny obraz akustyczny i tak skompresowane utwory nie nadają się do odsłuchu w warunkach domowej ciszy. A przynajmniej nie nadają się dla mnie – nie wiem czy to efekt psychologiczny czy faktyczny, ale potrafię odróżnić muzykę z pliku mp3 z tą z lepszej jakości źródła. Ze źródeł komputerowych pozostają więc pliki kompresowane bezstratnie, na przykład format FLAC. Do tego najlepiej, gdyby plikiem źródłowym było nagranie z płyty analogowej o rozdzielczości 44 bitów i częstotliwości próbkowania 96kHz – i tu po raz kolejny przegrywa płyta CD, z której takich parametrów uzyskać się po prostu nie da. Po tych długich i nudnych wywodach, jeszcze tylko krótka informacja, czego ostatnio słucham. Wszystkie trzy płyty są rewelacyjne od strony artystycznej, a do tego doskonałe technicznie. No i idealnie nadają się do zabawy z rozkładem muzyki na poszczególne instrumenty i ścieżki. Gorąco polecam!

  5 komentarzy to “Muzyka sfer”

  1. Czytałem kiedyś wywiad z audiofilem. Człowiek ów posiadał specjalny pokój muzyczny, sprzęt wartości domu z ogrodem, kable wartości kawalerki, itp. Jego zbiór płyt liczył tysiące egzemplarzy, ale … słuchał tylko trzech (3!), gdyż tylko one nadawały się, jego zdaniem, do odtwarzania w ww. i na ww. 🙂

    • Z audiofilstwem, jak z każdym hobby – można kupić sprzęt za 3 tys. i być zadowolonym, można za 50 tys. i stwierdzić, że nie nadaje się do słuchania 🙂 Ja uważam, że mieszkając w bloku i mając normalnie urządzony pokój, nie ma najmniejszego sensu kupowanie ultradrogiego zestawu, bo i tak nie usłyszy się różnicy. Słucham wielu płyt, dla przyjemności, ale faktem jest, że da się usłyszeć między nimi różnice techniczne nawet na tanim zestawie. Tylko, że nie rezygnuje od razu ze słuchania tych gorszych 🙂

  2. Heh, temat o którym mógłbym rozprawiać godzinami. Dniami, Tygodniami :p Też jestem entuzjastą FLACów i nap całą dyskografię PINK FLOYD i wiele innych tylko w tym jedynym słusznym z cyfrowych formatów. Natomiast jeśli tylko jest okazja vinyl a nawet (teoretycznie kiepska !) kaseta magnetofonowa jest dla mnie aż błogością dla uszu. Mam świra na punkcie okrągłego brzmienia. Jako gitarzysta z lubością plumkam na konstrukcjach lampowych z lat 30 i 40 stych. Projektuję również efekty gitarowe mające oddać ten rodzaj brzmienia.
    Ale trochę też napomknę o ogólnie teorii muzyki z takiego holistycznego punktu widzenia. Bo wspomniałeś o harmonii wszechświata 🙂 Od paru la mam taką małą obsesję – gram strojąc się nie z wykorzystaniem częstotliwości 440Hz jak prawie cały światek muzyczny a do częstotliwości 432 Hz. Być może o tym słyszałeś, O tym, że takie strojenie jest naturalne i zgodne z zależnościami i wielokrotnościami różnych wielkości fizycznych na poziomie mikro i makrokosmosu. W samym internecie sporo o tym jest ot, np.
    http://www.zbawienie.com/konspiracjaa440.htm
    I nawet podkłady muzyczne, z nagranych moich kompozycji – miniaturek, które mam zamiar wykorzystywać odt ego roku w swoich filmikach będą właśnie w tym stroju :p

    Doczekamy kiedyś tej wiosny? :p

  3. Witaj, dawno mnie u Ciebie nie było 🙂
    Co do dźwięku/dźwięków to może nie jestem audiofilem ale oprócz pasji fotografii od zawsze towarzyszy mi muzyka. Kiedyś mówiłam, że w moich żyłach płynie dźwięk a nie krew 😉 uwielbiam przeszywające brzmienia, męczy mnie dźwięk płaskich mp3 puszczanych prosto z komputera, także wierzę Ci, że odróżniasz muzykę z mp3 z tą z lepszej jakości źródła 😉

  4. Robi się coraz ciekawiej…ładny balkon. Dire Straits mam w kompie, Oldfield,a kiedyś słuchałam, a Touch Yello – brzmi rzeczywiście niestereotypowo…Tu zerknęłam…/https://www.youtube.com/watch?v=zTJmYEhn8PU

Sorry, the comment form is closed at this time.