sie 052016
 
20160805-head W komentarzu pod moim ostatnim wpisem kolega Krzysiek napisał – “niezwykle staranne zdjęcia…”. Tak się nad tym zastanowiłem i faktycznie, większość moich zdjęć wygląda jak wyrzeźbiona z cukierków, zwanych landrynkami. A następnie zalaminowanych w plastiku. Dzisiaj zastanowię się, dlaczego tak jest, a na koniec rzucę coś brudnego.

Na dobry początek wesoła piosenka. Zaczyna się weekend, po przyjściu z pracy warto się zrelaksować. Ja dzisiaj słucham tego utworu – Gysnoize – “Same Love (Original Mix)”. Potężny woofer i gała przekręcona na 80% będą dodatkowym atutem. Poza tym, to dobry podkład pod dzisiejszy motylkowy plastik.
Zaczynamy całkiem poważnie. Chodząc w tamtym tygodniu z moim synem po Łódzkim Ogrodzie Botanicznym udało nam się znowu znaleźć coś nowego. Swego czasu robiłem listę motylich gatunków występujących w Ogrodzie. Później trochę ją zaniedbałem, ale cały czas dobrze pamiętałem co w nim występuje, a co nie. Motyl, którego spotkaliśmy bez wątpienia należał do modraszkowatych (Lycaenidae), dokładniej do rodzaju Satyrium, ale czy już go wcześniej widziałem, czy nie, nie potrafiłem ustalić w terenie. Po obejrzeniu zdjęć w domu okazało się, że nie, nie widziałem go nigdy wcześniej. I tak oto do listy motyli występujących na terenie Łódzkiego Ogrodu Botanicznego możemy dopisać kolejny, udokumentowany gatunek – ogończyka wiązowca (Satyrium w-album). Sam motyl nie jest może jakimś wielkim rarytasem, natomiast dość trudno go spotkać na poziomie gruntu. Przeważnie lata wysoko w koronach drzew, a że jest niewielkich rozmiarów, trudno go zauważyć. Według powszechnie szanowanej strony Krzyśka Jonko ten ogończyk nie był notowany w województwie łódzkim po roku 2000. “Nasz” osobnik trafił nam się też dzięki sporemu szczęściu – ten gatunek kończy już loty, po wyglądzie widać, że to już wiekowy i mocno zlatany motyl. Ogończyka dopisuję do swojej listy i jak zwykle cieszę się i dziękuję Ogrodowi, że pozwolił nam zobaczyć coś zupełnie nowego.

20160805-03 20160805-01 20160805-02

Przejdźmy teraz do sedna. O co chodzi z tymi moimi zdjęciami i dlaczego są takie, jakie są? Próżno szukać w nich subtelnych przejść tonalnych, plastycznych kolorów, aury tajemniczości. Wyglądają raczej jak rysunki techniczne, po obejrzeniu których człowiek ma wrażenie, że właśnie umył sobie oczy pumeksem. Głęboko zamyśliłem się nad tym i oto co wymyśliłem.

Po pierwsze – to wina aparatu. Nikon posiada jakiś wewnętrzny system wyostrzania, którego nijak nie da się wyłączyć. Ustawiłem mu wszystkie podejrzane opcje w menu na minimum, a mimo to, ewidentnie stosuje jakiś algorytm ostrzący zdjęcia. A ponieważ robi tylko JPG, bez możliwości zgrania RAW, nic na to nie poradzę.

20160805-04 20160805-05 20160805-06

Po drugie – winne jest światło. Zdałem sobie sprawę, że prawie nigdy nie robię zdjęć wtedy, kiedy powinno się robić zdjęcia, czyli o wschodzie i zachodzie słońca. Światło jest wtedy miękkie, malarskie i zupełnie zmienia klimat. Niestety, przeważnie fotografuję w okolicach południa. Światło jest wtedy jak zwielokrotniony halogen, a cienie jak czarne żyletki. Plastyka znika, scena jest płaska i ostra.

Po trzecie – to moje przyzwyczajenia. Zawsze i głównie robię zdjęcia dokumentalne, a nie artystyczne. A że robię zdjęcia owadów, to tylko pogarsza sprawę, ponieważ muszą one być jak najostrzejsze i najbardziej szczegółowe, żeby dało się takiego gagatka zidentyfikować. Szczegóły owłosienia muszej nogi? Proszę bardzo! Delikatnie igrające światło w rozmytych skrzydełkach pszczółki? Nigdy!

20160805-11 20160805-10 20160805-12

Po czwarte – kompozycja. Ponieważ robiąc zdjęcia myślę tylko o tym, żeby w kadrze upchać jak najwięcej owadziego mięsa w celu łatwiejszej identyfikacji, kompozycja leży. Nie myślę nad kadrem, nie czekam na niego. Point, wsadzić jak najwięcej owada w kadr, click! To silniejsze ode mnie! Jeżeli mam wybierać pomiędzy artystycznym ujęciem, a wypełnionym kadrem ułatwiającym identyfikację, zawsze wybiorę to drugie.
Po piąte – brak czasu. Niestety, nie jestem rentierem, ani przedstawicielem wolnego zawodu. Praca zabiera mi 1/3 życia. Na zdjęcia nie zostaje go wiele. A każdy, kto chociaż trochę fotografuje, wie że nie da się po prostu pójść w jakieś miejsce i w ciągu dziesięciu minut nastrzelać sto artystycznych ujęć. Nie. Na ujęcia trzeba polować, czekać na światło, na scenę. A w fotografii przyrodniczej zwyczajnie czekać, aż pojawi się jakiś zwierzak. Niestety pośpiech jest tu bardzo złym doradcą i również on ma spory udział w psuciu moich zdjęć.

20160805-07 20160805-08 20160805-09

Jak pewnie zauważyliście, ilustracją dzisiejszego wpisu są landrynkowe motylki złapane w ciągu kilku ostatnich dni. Większość z nich doskonale ilustruje to, o czym dzisiaj pisałem. W dodatku są tak słodkie i cukierkowe, że brakuje im tylko rogu na czole, żeby wystąpić w filmie My Little Pony. Żeby trochę zmienić klimat, na koniec wrzucam trochę brudu, nie mającego nic wspólnego z przyrodą. To kilka ujęć architektury, takich jakie lubię – mrocznych, zniszczonych, historycznych. Kiedyś lubiłem robić takie zdjęcia, teraz nie mam na to czasu. Ale obiecuję sobie, że wrócę do tych nastrojów. Jedno zdjęcie jest z mojej Łodzi, a dwa wcale nie.

bike balustrada stairs2

  11 komentarzy to “Motyla noga!”

  1. Każdy robi takie zdjęcia, jakie lubi i chce i tyle. Napisałem w swoim poście, że nie polecam atlasów ze zdjęciami ptaków, bo lepsze są rysunki. Ty jednak robisz takie foty, że twój atlas motyli, rekomendowałbym bez chwili zastanowienia (nawet z reklamą MLP w środku:)). Swoją drogą zastanowiłbym się nad aparatem, który jednak ma możliwość robienia zdjęć w RAW-ach, bo to wielce przydatna funkcja. PS. Łódź w środku?

    • Dzięki 🙂 RAW nie jest zły, ale mnie jakoś zawsze wystarczały JPGi. Kwestia przyzwyczajenia, albo braku czasu na obróbkę. Przez prawie 10 lat robiłem zdjęcia lustrzanką Canona, z czego RAWy pewnie kilka razy. Łódź, w środku, jak najbardziej, w dodatku znalazłem takie miejsce w samym centrum 🙂

  2. A jakim Nikonem i jakim obiektywem fotografujesz? Ja również fotografuję Nikonem. D7200. Moim zdaniem Twoje zdjęcia są artystyczne w 100%, tylko, żeby uzyskać efekty o których piszesz, do ego co robisz, musiałbyś dołożyć inny sprzęt. Jest taki obiektyw makro do Nikona, który jest według mnie najlepszym na świecie obiektywem makro. Miałam go kiedyś i niestety musiałam sprzedać, bo potrzebowałam kasy na teleobiektyw. Polecam go bardzo, bardzo. To jest Sima 150, f. 2.8. Zrobisz zdjęcia artystyczne, lekkie, świetliste, jakie chcesz – o każdej porze dnia. Pięknie rysuje. Polecam! Mogę Ci podesłać kilka zdjęć robionych tym obiektywem. Kosztuje ok. 2000zł. Może kiedyś go sobie odkupię:)! Pozdrawiam:)

    • Wiosną kupiłem Nikona P900 i praktycznie tylko nim robię teraz zdjęcia. To nie jest lustrzanka, tylko taki bardzo zaawansowany bridge cam. Wziąłem go ze względu na zdjęcia samolotów na wysokościach przelotowych, które lubię robić. P900 ma niebanalny obiektyw – 24-2000mm i o dziwo robi nim niezłe zdjęcia. Od kiedy go kupiłem, lustrzanka Canona leży w szufladzie. Nikon z tym zakresem ogniskowych jest nie do pobicia w elastyczności. A do Canona używałem głównie Sigmy 70-300 i Tokiny 100mm 1:1 macro. Oba świetne jak na moje potrzeby, ale wymagające czasu, przy robieniu zdjęć. Teraz po prostu biorę Nikona i fotografuję wszystko co chcę, bez noszenia wora sprzętu ze sobą. O tej Sigmie 150 czytałem i kiedyś nawet chciałem ją kupić, ale jakoś tak nie kupiłem 🙂

  3. Całujące się Maniole są przeurocze. 🙂 Dla mnie zdjęcia przyrodnicze powinny pokazywać przede wszystkim coś ciekawego, wszelkie bajery to sprawa drugorzędna. I Twoje pokazują. Przy tym są porządnej atlasowej jakości, zgodnie z założeniami autora. 🙂 I tylko GO mogłaby czasami być mniejsza, tak jak w tych tutaj motylich fotkach. 🙂
    A ogończyka wiązowca spotkałam kiedyś na swoim osiedlu. Tak sobie siedział na ogrodzeniu porośniętym dzikim winem.
    “Brud” bardzo ciekawy, dobre kadry. Ostatni najbardziej mi się podoba, bo jednak zawsze skłaniam się raczej ku detalowi niż ogólnym planom.

    • Maniole też mi się najbardziej podobają – coś się dzieje na tym zdjęciu, a nie gabinet figur woskowych 🙂 Na GO nic nie poradzę – Nikonem P900 robię zdjęcia przeważnie na 85mm i f4-f5. I mimo tego, jak to w kompakcie GO ciągnie się po horyzont. Plusem jest to, że owady w całości są ostre. Za to tło niestety też 🙂 Brudne kadry robione były w Kotorze, w Czarnogórze. Tam można było chodzić i w co się nie wycelowało aparatu, dawało jakiś ciekawy obraz. Zbieram się na jakąś dłuższą wycieczkę po Łodzi w poszukiwaniu podobnych klimatów.

      • Wiadomo, kompakt to kompakt. 😉 Też używam, ale z raynoxem, więc raczej mam problem ze zbyt małą GO niż z przesadnie dużą. W efekcie o oznaczenia bywa trudno.
        Nie ma to jak stare bałkańskie miasteczka. Ale w Łodzi z pewnością podobnych widoków nie brakuje. Tak samo jak w Warszawie.

        • Raynoxa kocham wielką miłością. Może w jakimś wpisie wrzucę parę zdjęć z niego, jeszcze z Canonem S2. Do Nikona go podpiąłem tylko w domu, w plener jeszcze go nie brałem, ale koniecznie muszę spróbować dopóki jest lato i światło.
          A taka architektura pewnie znajdzie się w większości naszych miast. Dla jednych to powód do wstydu, ale ja akurat lubię takie klimaty. Oczywiście, jeśli nie jest ich za dużo. Ale te miejsca mają duszę i historię.

          • Spróbuj, może wreszcie wyjdzie Ci parę niestarannych kadrów, które rzucisz na żer miłośnikom niestaranności. 😉
            Miejsca z duszą i historią są fajne, ale tylko dla fotografów i turystów. Żyć tam to musi być niezłe wyzwanie.

  4. Sądzisz, że zdjęcia tej brudnej architektury coś zmieniły? Są tak samo stranne, tylko obiekt inny. Pisząc o Twoich zdjęciach podkreśliłem ich walor, zalety, więc nie masz się z czego tłumaczyć. Są świetne. Ja stety/niestety jestem miłośnikiem fotografowania w trudnych by nie powiedzieć beznadziejnych warunkach. Tzn. nie! Chętnie robiłbym w lepszych, ale wtedy w lesie nic się nie dzieje, a zdjęcia w lesie zrobione w samo południe można od razu schować w rodzinnym archiwum :)))

    • Teraz mnie zdopingowałeś – muszę zrobić jakieś szczególnie niestaranne zdjęcia 🙂 Spokojnie – do swoich zdjęć podchodzę z dużym dystansem (podobnie jak do większości świata) 🙂 A tego Twojego lasu i jego zawartości to wiadomo, że Ci zazdroszczę. Może oprócz elementów gryzących 🙂

Sorry, the comment form is closed at this time.