wrz 302017
 
Jesień to taka dziwna pora roku, której przyjście wywołuje radość i smutek jednocześnie. Jeżeli jesteś dzieckiem, masz za sobą długie wakacje i czekasz na spotkanie z kumplami w szkole. Jeżeli jesteś dorosłym, być może masz dość upałów i czekasz na chłodniejsze dni. Jednocześnie jednak żałujesz, że jest już po urlopie i znowu będzie ciągle ciemno. Jesień to wzmożona nostalgia i czas na myślenie o przemijaniu.

To, co napisałem powyżej, dotyczy mnie w niewielkim stopniu. Mnie nigdy nie jest zbyt gorąco, nigdy nie mam dość lata, które kocham całym sercem. Za ciepło, za światło, za zapachy i ruch w przyrodzie. Urlopami też nie jestem znudzony, bo ostatni, taki prawdziwy, miałem chyba z pięć lat temu. Jak więc widać, jesień jest dla mnie ledwie akceptowalnym okresem przejściowym przed zawsze koszmarną zimą. Na szczęście ta pora roku ma też kilka zalet. Dni są już zauważalnie krótsze niż latem, ale jednak coś tam się jeszcze z nich da wycisnąć przed zapadnięciem zmroku. Temperatura potrafi rano spaść w okolice zera, ale zdarzają się też niemal upalne południa. A do tego mamy tę naszą, kulturową otoczkę. Polska, złota jesień. Babie lato. Zapach dymu snujący się nad polami. Poranne mgły. No i oczywiście grzyby. Obecny weekend idealnie wpasował się w złotojesienny kanon. Było słonecznie, ciepło i kolorowo. Poprzednie dni były szare i deszczowe, a to oznaczało jedno – grzyby powinny rosnąć, hmmmm… jak grzyby po deszczu. Wybrałem się na poranny spacer po Łódzkim Ogrodzie Botanicznym i nie zawiodłem się. Na każdym skrawku terenu, na łąkach, przy stawach, w laskach, na alejkach – wszędzie rosła cała masa grzybów. Przeróżnych kształtów i gatunków, gigantyczne, duże i całkiem małe, które dało się zauważyć dopiero przy robieniu zdjęcia ich większym kuzynom. Spacerowałem od miejsca do miejsca, a w każdym z nich dawało się fotografować kolejne. Obejrzałem wiele ciekawych, mikroskalowych miejsc, zrobiłem sporo zdjęć i naprawdę odpocząłem od miejskiego zgiełku i cotygodniowej pogoni za bliżej nieokreślonym celem w pracy. Dodatkowym plusem było babie lato – jak wiadomo tym mianem określa się latające nitki pajęczyny małych gatunków pająków, które tym sposobem przenoszą się z miejsca na miejsce. Nie wiem czy było to konkretnie to, ale pajęczynami owinąłem się dość dokładnie. A poniżej kilka zdjęć z dzisiejszego polowania. Udało mi się sfotografować kilka fajnych gatunków muchomorów, ale nie będę próbował ich identyfikować. Ani tym bardziej jeść.

 

Jesień nieodparcie kojarzy mi się z akwarium. Od niepamiętnych lat musiałem wczesną jesienią zakładać, albo reaktywować akwarium ze stawowym biotopem. Dlaczego? Bo jest bardzo ciekawym miejsce do obserwacji zachowań wielu krajowych gatunków. I oczywiście dlatego, że jest dla mnie remedium na koniec lata. Takim latem w pigułce, latarnią prowadzącą mnie przez zimę. Akwarium nie jest duże, tym razem mam zbiornik 25x25x40 centymetrów. Stoi na moim biurku, zaraz obok monitora. Wystarczy, że się pochylę w lewo i już znajduję się w zupełnie innym świecie. Zimą, kiedy ciągle będzie ciemno i kiedy na dworze żywi będą tylko ludzie i gawrony, po przyjściu z pracy będę włączał światło nad akwarium i momentalnie życie wybuchnie obok mnie. Skąpane w ciepłym świetle zielone rośliny i rojące się wokół nich bezkręgowce. Mój sposób na przetrwanie ciemności. Do tematu samego akwarium na pewno będę wracał jeszcze nie raz w bardziej usystematyzowany i szczegółowy sposób. Dzisiaj tylko kilka zdjęć i mała inwentaryzacja. Z kilku wypraw z siatką i słoikiem nad różne stawy udało mi się przynieść bardzo dużo ciekawych gatunków. Larwy różnych owadów – ważek, jętek, wodzieni, komarów, muchówek, a nawet motyli (motyl na zdjęciu to Cataclysta lemnata, który właśnie mi się wykluł, a o którym napiszę więcej wkrótce). Kilka bardzo ciekawych gatunków ślimaków, które będę się starał identyfikować. Pijawki, wypławki i inne “robaki”. Małe chrząszcze i pluskwiaki wodne. Mikroskopijne skorupiaki, czyli to co w akwarium widział każdy z nas – oczliki, rozwielitki, małżoraczki. Drapieżne wodopójki. I na zakończenie moje ulubione zwierzaki wodne – ośliczki (Asellus aquaticus). Nie wiem do końca, dlaczego tak je lubię – z wyglądu przypominają popularne “stonogi” spotykane na cmentarzach, z którymi zresztą są spokrewnione (ze stonogami, nie cmentarzami, rzecz jasna) ale są bardzo aktywne i uwielbiam gapić się na ich gonitwy, sposoby zdobywania pokarmu, zachowania rozrodcze i opiekę nad potomstwem. Dla mnie jesienne akwarium bez ośliczek to nie akwarium. I zawsze proces jego tworzenia wydawał mi się niezakończony, dopóki z którejś kolejnej wyprawy do stawu nie wróciłem z nimi.

To tyle, tak na początek. O akwarium z pewnością będę pisał często zimą. Na zakończenie jeszcze spóźnione, ale gorące podziękowania dla doktora Grześka Tończyka z Ekipą, którzy prowadzą latem w Ogrodzie rewelacyjne warsztaty dotyczące podwodnego życia i wspaniałomyślnie podzielili się ze mną swoimi łupami.

 

  5 komentarzy to “Jesiennie”

  1. Grzegorz,

    grzyby są wspaniałym motywem jesiennych fotografii. W tym roku również – po kilku latach przerwy – przeprosiłem się z rodzimą mykoflorą. Zarówno przy pomocy migawki aparatu, jak i koszyka i nożyka. Z efektów obu przeprosin jestem dość zadowolony, aczkolwiek cały czas czekam na kadr, który zrobi zdjęcie jesieni. Piękna to pora, gdyby nie tegoroczne słoty, wiatry i przeziębienia…

    Pięknie prezentują się Twoje zdjęcia. Na szczególne uznanie zasługuje fakt, że fotografujesz grzyby niejadalne i – co tu dużo mówić – poza muchomorem czerwonym mało znane.
    Techniczne pytanie – czy zdjęcia: skrajne prawe w środkowym i skrajne lewe w dolnym rzędzie były poddawane obróbce w zakresie redukcji barw?

    • Grzyby są świetnym jesiennym tematem – i do fotografowania, i do jedzenia w jajecznicy 🙂
      Zdjęcia o które pytasz były nieruszone – są (poza kadrowaniem) takie, jakie wyszły z aparatu. Muszę przyznać, że też się zdziwiłem, kiedy zobaczyłem te wyszarzone kolory. Wytłumaczenia są dwa – przy odpowiednim świetle i na odpowiednim podłożu mogło to faktycznie tak wyglądać albo aparat dodał coś od siebie. Nie robię zdjęć lustrzanką tylko zaawansowanym kompaktem i on często sam dobiera sobie jakiś dziwny balans bieli, nasycenie, etc. W tym przypadku muszę jednak przyznać, że wyszło mu to całkiem nieźle.

  2. Grzybów było w tym roku przemnóstwo. Porozmawiałem sobie na ten temat z Panią Profesor, która kieruje Katedrą Mykologii na moim Uniwersytecie i dowiedziałem się, że to wypadkowa kilkunastu czynników, która zdarza się raz na kilka, kilkanaście lat. Tak, czy siak udało nam się coś tam sfotografować i … najeść rydzami za wszystkie czasy:))

  3. No galanty wpis!
    😉

Sorry, the comment form is closed at this time.