paź 212017
 
Nadeszła jesień, pozostaje jedynie powspominać gorące, letnie, wypełnione brzęczeniem owadów dni. Doskonałą okazją ku temu było pierwsze w sezonie jesiennym zebranie Łódzkiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Entomologicznego. Robert Sobczyk przedstawił na nim sprawozdanie z bardzo owocnej wyprawy do Czarnogóry.

Wycieczka trwała aż trzy miesiące, głównym rejonem działania były okolice rzeki Zety. Głównym celem było zbadanie populacji motyli i ochote. Opowieść była bardzo ciekawa a zdjęcia fantastyczne. Uczestnicy zwiedzili wiele interesujących miejsc, w tym Jezioro Szkoderskie, Kotor czy Budvę. Największą gwiazdą był zygzakowiec kokornakowiec (Zerynthia polyxena) – fantastyczny motyl z rodziny paziowatych, którego Robert miał okazję podziwiać i fotgrafować. Gatunek ten był kiedyś notowany w Polsce, później zniknął, a obecnie prowadzone są próby jego ponownego sprowadzenia na nasze tereny. Jak się okazuje na terenie Czarnogóry też nie jest aż tak powszechny. Zygzakowca możemy podziwiać na plakacie poniżej. Opowieści o wchodzeniu na Twierdzę w Kotorze, o pływaniu po jeziorze Szkoderskim czy tropieniu owadów na zboczach czarnogórskich szczytów obudziły moje własne wspomnienia dotyczące tego regionu. Dzięki temu powstał poniższy wpis.

Robienie zdjęć bez opamiętania ma jeden zasadniczy plus – można po latach zaskoczyć samego siebie. Dokładnie tak było w moim przypadku. Zacząłem w domu przeglądać zdjęcia z moich czarnogórskich wakacji i po pewnym czasie sam sobie zadałem pytanie – serio, tam były naprawdę tak fantastyczne rzeczy? Zdążyłem już o nich zapomnieć, ale dzięki referatowi Roberta i moim zdjęciom odświeżyłem sobie pamięć.
Do Czarnogóry jechaliśmy autobusem, co dzisiaj, w dobie latania wszędzie samolotem, wydaje się czystym szaleństwem. Podróż z Łodzi trwała prawie dwa dni, ale mnie to nie przeszkadzało. Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy obudziłem się w autobusie i przed sobą zobaczyłem wielką, szeroką dolinę oświetloną różowym światłem wschodzącego właśnie słońca. Dolina znajdowała się gdzieś w Bośni, w oddali, przez rozchodzące się mgły widać było morze. Widok był po prostu nieziemski, to miejsce i ta pora, idealne zestawienie. Nie do zobaczenia z okna samolotu. Potem był jeszcze Dubrownik i w końcu miejsce docelowe – Kotor. Dla mnie było to miejsce wymarzone. Bardzo lubię historię, taką prawdziwą, której można dotknąć. Kotorskie stare miasto z wąskimi uliczkami, zaułkami, płaskorzeźbami wytartymi przez upływ setek lat było dla mnie prawdziwym rajem. Godzinami chodziłem po wyszlifowanym bruku ulic, fotografowałem, dotykałem ręką murów, żeby móc poczuć ten ciężar minionych wieków i zwyczajnie zachwycałem się. Nie będę tu pisał, kiedy powstało miasto, kto w nim panował i jakie są w nim zabytki. Te informacje każdy może znaleźć w wikipedii czy gdziekolwiek indziej. Zamiast tego garść moich zdjęć z tego fantastycznego miejsca.

Kotor położony jest nad Zatoką Kotorską wychodzącą do Morza Adriatyckiego. To zatoka o bardzo nietypowym kształcie, złożona z kilku mniejszych zatok, do złudzenia przypominająca północne fiordy. Oprócz Kotoru leży nad nią kilka innych, bardzo pięknych miast o bogatej historii. Należą do nich Perast, Risan (w którym znajdują się pozostałości zabudowań z okresu rzymskiego, w tym piękne mozaiki z bogiem snów Hypnosem) czy Herceg Novi – miasto kwiatów. Jednak miejscem, które najczęściej odwiedzają wytrwali turyści jest Twierdza Kotorska, położona wysoka nad samym miastem. Wejście na nią nie jest łatwe – droga, a właściwie ścieżka jest bardzo wąska i pochyła, w dodatku współdzielona przez liczne stada kóz, które (całkiem słusznie) uważają się za prawdziwych właścicieli tego terenu. Wchodzenie nie byłoby może takim wyzwaniem, gdyby nie to, że po drodze nie ma właściwie skrawka zacienionego terenu, całą drogę pokonuje się w pełnym słońcu i temperaturze oscylującej wokół 40C. Kto wszedł, ten wie, że było warto pokonać wszelkie trudy. Widok wynagradza z nawiązką litry straconego potu. Z najwyższego punktu widać całą Zatokę Kotorską, czerwone dachy miasta w dole i okoliczne góry. Kolejne miejsce, które trudno będzie zapomnieć.

Kolejnym obowiązkowym miejscem do odwiedzenia w czasie czarnogórskich wojaży jest Jezioro Szkoderskie. W drodze do niego warto jeszcze zatrzymać się w kolejny starożytnym mieście – Budvie. Samo jezioro jest położone na terytorium dwóch państw – Czarnogóry i Albanii. Zajmuje powierzchnię do 550 km2 w czasie największego przyboru wody i jest największym jeziorem na Półwyspie Bałkańskim. Spotkań na nim można 280 gatunków ptaków, w tym tak egzotyczne jak pelikany. Mieliśmy szczęście i pływaliśmy po jeziorze przez kilka godzin obserwując niezwykłe bogactwo przyrody. Cała okolica ma taki afrykański posmak, szczególnie kiedy przebija się przez gęste kożuchy roślin wodnych, wśród szybujących wokół ptaków. Zdjęcia nie są, niestety, w stanie oddać atmosfery tego pięknego miejsca.

Na zakończenie tego, z konieczności krótkiego, wspomnieniowego wpisu coś, na co czekają wszyscy miłośnicy owadów. Czarnogóra to doskonałe miejsce do zobaczenia w naturze gatunków, które nie występują u nas. To nie tylko egzotyczne gatunki motyli, błonkówek czy muchówek, ale także modliszki czy bardzo atrakcyjne i nietypowe dla nas pająki, skorpiony czy skolopendry. Niestety, nie udało mi się spotkać tam zygzakowca, ale i tak sfotografowałem kilka ciekawych gatunków. Chyba najlepiej zapozował Hipparchia fagi, idealnie prezentując swój nadrzewny kamuflaż. Drugim egzotycznym motylem był, bardzo podobny do naszej rusałki ceika, jej południowy kuzyn – Polygonia egea. Z błonkówek były oczywiście, obowiązkowe na południu i pięknie mieniące się ciemnymi kolorami zadrzechnie fioletowe (Xylocopa violacea) oraz smukwy okazałe (Scolia hirta). Te ostatnie zaczynają być coraz częściej notowane na terenie naszego kraju. Do tego trochę modliszek i dużych prostoskrzydłych. Natomiast prawie w ogóle nie widywałem ważek i chrząszczy.
I to tyle na dobry początek. Po przejrzeniu setek zdjęć i przypomnieniu sobie piękna Czarnogóry czas na wnioski. Po pierwsze – to na pewno nie jest ostatni wpis poświęcony temu pięknemu krajowi. Po drugie – z całą pewnością chcę pojechać tam znowu.

 

  4 komentarze to “Czarnogórzyście”

  1. WOW. Wpis na piąteczkę 🙂

  2. Dla mnie, to zdecydowanie za ciepła część Świata, ale masz rację … warto wracać do starych zdjęć:) PS. Piękne zdjęcia!

  3. Dzięki za wpis, który i we mnie budzi miłe wspomnienia z tych samych miejsc. Byłem w Czarnogórze już z pięć razy ale za każdym razem wracam tam z ochotą. Już nie mogę się doczekać kolejnej wyprawy (jak dobrze pójdzie to w maju). Przy okazji drobna uwaga – wśród zdjęć z Jeziora Szkoderskiego zaplątała Ci się Wyspa Św. Stefana a to już jednak Adriatyk 🙂
    Serdeczności,
    Michał

    • Stefana umieściłem z premedytacją, bo pisałem też o Budvie 🙂 Zazdroszczę majowej wyprawy, wczesną wiosną musi tam być niesamowicie kolorowo!

Sorry, the comment form is closed at this time.