sty 232018
 
Tytuł dzisiejszego wpisu jest nieco mylący. Owszem, będzie o wierceniu w żelbetonie, młotach udarowych i, przy okazji, o jednym z moich ulubionych, polskich reżyserów. Głównie jednak skupimy się na zdjęciach przyrody, a konkretnie ich nadmiarze i rozterkach związanych z wyborem najlepszych z nich.

Marek Koterski wielkim reżyserem jest. I w dodatku jednym z moich ulubionych. “Dom wariatów”, “Życie wewnętrzne”, “Dzień świra”, “Wszyscy jesteśmy Chrystusami” nie są filmami łatwymi. Nawet jeśli śmiejemy się na nich w sposób niepohamowany, to jest to często śmiech przez łzy. Dobrym wprowadzeniem do dzisiejszego wpisu jest jedna z pięknych scen z filmu Koterskiego (klikamy!). Od wielu lat mieszkam w bloku i doskonale znam ten typ ludzi – fanów wiercenia. Mam nawet takiego sąsiada. Przez okres zamieszkiwania spędził z wiertarką niezliczone godziny, wiercąc często, wytrwale i wiernie (na przykład w Wigilijny Wieczór). Myślę, że ściany jego mieszkania przypominają już pumeks. No chyba, że po każdym wierceniu zalepia dziury jakąś betonową masą. Co to ma jednak wspólnego z przyrodą – zapytacie? Pozornie – nic. Wiercenie jest jednak samym środkiem prowadzącym do celu. W ostatnim czasie wypożyczyłem piękny, zielony młot udarowy (spróbujcie przewiercić 16-to centymetrowy żelbeton ściany nośnej zwykłą wiertarką). Zamierzam wywiercić dokładnie dziesięć dziur, przeznaczonych na dziesięć antyramek. Będą one stanowić nową dekorację dużego pokoju. I tu przechodzimy do sedna. W antyramkach znajdzie się dziesięć moich zdjęć przyrodniczych. Kryteria wyboru będą różne – wartość plastyczna, artystyczna, naukowa i czysto emocjonalna. Z zapałem zacząłem przeglądać archiwa. Na początku starocie, sprzed jakichś dziesięciu lat. Oczywiście nie da wybrać się dziesięciu zdjęć spośród kilkudziesięciu tysięcy w prosty sposób. Dlatego będę wybierał stopniowo, a przy okazji prezentował Wam tutaj moich kandydatów do dziesiątki z krótkim uzasadnieniem. Dzisiaj pierwsza porcja.

1) Łódzki Ogród Botaniczny, jeden z moich ulubionych obszarów z ziołami i roślinami użytkowymi. W dodatku jedna z moich zdecydowanie ulubionych roślin – Echinacea. A na niej dwie najpopularniejsze rusałki – pawik i pokrzywnik. Podoba mi się to, że na tym zdjęciu wszystkiego jest dużo, a mimo to kompozycja jest całkiem ładna.
2) Do Istambułu pojechaliśmy na zaproszenie naszych tureckich przyjaciół – małżeństwa Şebnem (to piękne, tureckie imię oznacza rosę) i Ekrema, też miłośników przyrody. To były jedne z najlepszych dni w moim życiu, jak przewinięty w przyspieszonym tempie film z Jamesem Bondem. W ciągu 48 godzin przespałem może ze cztery. Obudziłem się przed świtem, słońce dopiero wstawało. Z hotelowego balkonu, wysoko nad miastem zrobiłem tę fotografię. To kwintesencja tego cudownego miasta – wieże minaretów, paląca tarcza słońca i mewa, która przyleciała gdzieś znad Bosforu. To zdjęcie to dla mnie potężny ładunek wspomnień i emocji, napiszę o tym w oddzielnym wpisie, kiedyś…
3) Zmiana nastroju – polskie lato, kolory, światło, upał i dwie “całujące się” biedronki. Lubię to zdjęcie za jego prostotę i wesołość. To jeden z niewielu przykładów, kiedy sfotografowałem lekką i zabawną scenkę, bez naukowego zadęcia.

4) Wstyd przyznać, ale na zdjęciu jest zima. Doszedłem jednak do wniosku, że zimę też chcę mieć na ścianie – ku przestrodze. Scenka z Parku Poniatowskiego, świeży śnieg, ładna altana, staw… Miejsce, które mijam prawie codziennie, od 18 lat, idąc do pracy.
5) Zimowit jesienny (Colchicum autumnale) przedstawiony w bardzo czystej i ascetycznej formie. Zdjęcie robione w Ogrodzie, pod słońce, z ładnym tłem. Te kwiaty kojarzą mi się oczywiście z przemijaniem letniego okresu radości i nadejściem ciężkiego czasu zimy.
6) Kolejna fotografia, którą lubię ze względu na czystość formy. Kamienny “smok” na tle pięknego, bułgarskiego błękitu. Skała była częścią nadmorskiego klifu, gdzieś w okolicach miejscowości Obzor.

7) To chyba pierwsze zdjęcie, które wywarło większe wrażenie na moich międzynarodowych przyjaciołach z naszego dawnego El Dorado, czyli strony Trek Nature. Aleja Lipowa w Łódzkim Ogrodzie Botanicznym w pięknej mieszance światła, mgły i jesiennych kolorów. Bardzo lubię tę fotografię.
8) Straszka pospolita (Sympecma fusca) w czystym ujęciu, na bardzo spokojnym tle. Straszki nie są najbardziej kolorowymi ważkami, ale ta mi się podoba ze względu na ascetyczną kompozycję. Jedno z pierwszych zdjęć, jakie opublikowałem w książce.
9) Ponownie Park Poniatowskiego. Październikowy poranek. Szedłem do pracy w gęstej mgle i nagle zaczęło wstawać słońce. Park zamienił się w Las Sherwood, promienie prześwietlały pasma mgły, tworząc kurtyny światła. Chodziłem od drzewa do drzewa i fotografowałem, jeszcze starym Olympusem 740UZ. Oczywiście spóźniłem się do pracy.

10) Wracamy do Ogrodu i do Alei Lipowej. Tym razem ujęcie w zimowej szacie, podczas jednego ze słonecznych i śnieżnych dni. Fotografia zrobiona zza płotu – zimą Ogród jest zamknięty. Dla mnie to manifest tęsknoty za wiosną i odwieczne pytanie – po co komu zima, nawet ładna?
11) Trzmielówka (Volucella sp.) – bardzo duża, ładna i sympatyczna mucha. Zdjęcie zrobione przypadkiem w Ogrodzie, na komputerze ujawniło swoje piękno. Trochę psychodeliczna kompozycja, tło po dłuższym patrzeniu zdaje się wirować przed oczyma.
12) Zawsze lubiłem skakuny za ich szaleńczą odwagę i napadanie na przeciwnika o wiele większego od siebie. Przez długi czas były jednak zbyt małe, żeby móc je sfotografować. Aż do momentu, kiedy kupiłem adapter Raynoxa. To była miłość od pierwszego wejrzenia!

13) I znowu Ogród, i znowu Echinacea. Tym razem z rusałką osetnikiem (Vanessa cardui), motylem udowadniającym, że czasem obie strony skrzydełek są równie piękne. Kolejny raz podoba mi się czysta kompozycja – trudną o nią przy zdjęciach owadów.
14) Król motyli – paź królowej (Papilio machaon) sfotografowany przeze mnie po raz pierwszy. W tamtym czasie miałem obsesję na złapanie w obiektyw tego owada. W końcu wybraliśmy się z moim kumplem Łukaszem (Kaszkiem) na pobliską łąkę i dopadliśmy pazie. Brodziliśmy kilka godzin w jakichś uczulających ostach, przez następne dni moje nogi przypominały siekane mięso. Ale było warto.
15) Grzyby. Traktowane trochę po macoszemu, zapomniane, nielubiane. A przecież piękne i warte fotografowania. Ten tu miał wielkość paznokcia mojego małego palca. Dzięki Raynoxowi udało mi się wydobyć jego subtelną urodę.

16) Wczesna wiosna to eksplozja radości i wielkie odrodzenie się przyrody. Ciepłe deszcze, rozkwitające kwiaty, zieleń i… ślimaki. Na zdjęciu symboliczna dla mnie scena – winniczek (Helix pomatia) na omszałym, wilgotnym pieńku, a w tle fiołki. Wszystko to w pięknym lasku Łódzkiego Ogrodu Botanicznego. Wiosna!
17) Lodowe kły Drakuli, tak zatytułowałem tę fotografię. Nie bez powodu – przedstawia ona formacje lodowe w lodowej jaskini Scarisoara w górach Apuseni. Fantastyczne miejsce, podobnie jak cała Rumunia, którą mieliśmy okazję poznać z wyprawą geologiczną z Wydziału Geografii Uniwersytetu Łódzkiego. Ale to materiał na długą opowieść – kiedyś…
18) Zdecydowane ocieplenie klimatu. Rzadko robię zdjęcia bardziej “artystyczne”, ale to chyba takie jest. Pomarańczowe kwiatki (nie znam gatunku) na zielonym tle. Tyle i aż tyle. Dla mnie patrzenie na tę fotografię to czysta radość. Zrobiona w Arboretum w Rogowie pod Łodzią – miejscu, które odwiedzam o wiele za rzadko!

PS. Pomarańczowe kwiaty to jastrzębce pomarańczowe (Hieracium aurantiacum) – dzięki Joanno!

Tyle w pierwszej części cyklu, na pewno będą kolejne. Jeżeli macie czas i ochotę, napiszcie proszę, co Wy powiesilibyście na ścianie?

  8 komentarzy to “Borujemy dziury!”

  1. Na numerze 16 ze ślimakiem to nie bratki, a fiołki, pewnie fiołek wonny (Viola odorata). 🙂

    • Dzięki 🙂 Wiadomo, że fiołki, tak myślałem, ale napisałem bratki jak leszcz. Już poprawiłem 🙂

  2. Drukuj i nie zastanawiaj się dalej, bo zostanie Ci zastanawianie się, jak temu zającu, za długie siekacze :))

    • Taki jest plan 🙂 Tylko jeszcze trochę materiału przegrzebię. Jak zrobię, to się pochwalę zdjęciem ściany, lol.

  3. W pokojach mam zawieszone moje obrazy malarskie, a w kuchni i w przedpokoju zdjęcia z pejzażami. Owadów i kwiatów nie wydrukowałabym. Wydaje mi się, że szybko znudziłyby mi się.

    • Malujesz? Super! Mam nadzieję, że kiedyś pochwalisz się swoimi pracami na blogu 🙂 Zaletą antyramek jest to, że można w nich co jakiś czas wymieniać zdjęcia – jak się znudzą, można coś innego włożyć. Albo zupełnie zmienić nastrój czy tematykę całości.

      • W 2 połowie lat 90-tych uczyłam się w PLSP. Od 12 lat nic nie malowałam. Gdy zajęłam się fotografowaniem, to pędzle i farby poszły w odstawkę.
        Wybrane przeze mnie zdjęcia powiesiłam chyba ponad 10 lat temu. Przyzwyczaiłam się do nich 😉

  4. Aleja lipowa w obu odsłonach, paź i grzybeczek. Te są naj. Powiesiłabym.
    Pazia zazdroszczę nieustająco wszystkim, którzy go spotkali, a jeśli przy okazji tak pięknie sfotografowali, to zazdroszczę w czwórnasób. 🙂

Sorry, the comment form is closed at this time.