lip 312016
 
20160731-head Koniec lipca, niedziela mija ospale… właściwie, to przeciwnie. Zabrałem się za śródletnie porządki balkonowe, wyrywam suche badyle, inwentaryzuję bezkręgowce i zastanawiam się, co można zrobić w przyszłym roku lepiej. To mój balkonowy pierwszy raz, wszystko jest na razie dla mnie nowe i często zaskakujące.

Wiosną zacząłem swoją Operację Balkon. Chciałem zamienić puste, betonowe pudełko w coś bardziej zielonego i przyjaznego przyrodzie. Nigdy do tej pory nie zajmowałem się balkonowym ogrodnictwem. Stwierdziłem, że nauczę się w boju. Mija połowa lata i czas na pierwsze wnioski. Po pierwsze i najważniejsze – niezależnie od efektów cząstkowych – jestem bardzo zadowolony. Jestem zadowolony, że w ogóle przełamałem się i zacząłem coś robić na balkonie. To miejsce zmieniło się całkowicie i faktycznie stało się dużo bardziej przyjemne. W ciągu tych kilku miesięcy wielokrotnie wolałem pójść na balkon, porobić zdjęcia, popoprawiać coś, albo zwyczajnie posiedzieć z książką. A przecież dokładnie to miałem na celu zaczynając balkonowe harce wiosną.

20160731-07 20160731-09 20160731-08
Kanał lewy Iglaki pośrodku Kanał prawy

Przejdźmy jednak do konkretów. Na początek to, co mi się nie udało.

1) Słoneczniki. Jak każdy początkujący ogrodnik zastosowałem metodę – im więcej nasion wsypię do skrzynki, tym lepiej. Szczególnie, że jakieś moje dawne próby z doniczkami często kończyły się fiaskiem, wolałem zastosować metodę nadmiarową. Niestety, nie jest to najlepszy pomysł, szczególnie w przypadku dużych roślin. W największej donicy zasiałem słoneczniki. Wyrosło ich kilkanaście, niestety są niemiłosiernie stłoczone na małej powierzchni, wysokie i chude. Przypominają mi anorektyczne modelki, które łamią się pod własnym, znikomym przecież, ciężarem. Podobnie sprawa wygląda z karłowatą odmiana pomidora – w misie, gdzie ją zasadziłem wyrosła prawdziwa, splątana dżungla.

2) Powojniki. Te rośliny to dla mnie prawdziwa zagadka. Kupiłem je wiosną, zasadziłem do wielkiej skrzyni. Ziemia była dobra, słońce odpowiednie, wody też im nie brakowało. Powojniki odwdzięczyły się dynamicznym wzrostem i masowym wypuszczaniem liści. Przez pierwszy okres czasu zwiększyły swoją długość ponad dwukronie sięgając dwa metry wzwyż. Liście wyglądały zdrowo, nowych było bardzo dużo. W pewnym, momencie pojawiło się mnóstwo pąków. Czekałem z niecierpliwością aż się rozwiną. Zakwitł jeden, pojedynczy kwiat. Słownie – jeden. Od tego momentu nastąpił totalny regres. Pąki smętnie wisiały, żaden już się nie rozwinął, liście zaczęły schnąć. Rośliny przestały się rozwijać, część pędów obumarła. I mówię tu o czterech oddzielnych gatunkach posadzonych w jednej skrzyni. Nie wiem o co chodziło. Spryskałem je środkiem antygrzybicznym, podlewałem bardziej, zasłaniałem podstawę rośliny. Nic to nie pomogło. W tej chwili dwa gatunki są w stanie terminalnym, dwa kolejne w stanie zawieszenia. Być może te rosnące w skrzyni słoneczniki spowodowały taki stan? Nie mam pojęcia o symbiozach i antagonizmach między roślinami.

20160731-15 20160731-14 20160731-13
Dżungla rudbekii Będą nowe nasturcje Groszek pachnący

3) Nasturcje. Ten przypadek można rozpatrywać jako sukces albo porażkę. Nasturcje też wysiałem bardzo szczodrze, ale one w przeciwieństwie do słoneczników są bardzo inwazyjne. Wyrosła ich cała masa, przydusiły i zakryły wszystko co żyje, rozpanoszyły się po całym balkonie, plącząc pod nogami. Co lepsze, wcale nie zamierzały siedzieć blisko podłogi – jeżeli tylko w okolicy była jakaś drabinka, pięły się po niej jak najwyżej. Do tego budowa ich liści stwarzała nieprzeniknioną strefę cienia pod nasturcjami, w której ginęły wszystkie inne rośliny. To minusy. Plusem było to, że rosły bardzo bujnie, cieszyły mnie soczystą zielenią, a przede wszystkim całą masą różnokolorowych kwiatów przyciągających wiele gatunków dużych błonkówek.

4) Mszyce. Lubię większość owadów, ale mszyce to cholerne dziwadła z kosmosu. Gdyby były większe, to chybabym się ich bał. Wyglądają wyjątkowo obco, a do tego ten ich rozwój… Nie wiem, czy wiecie, ale mszyce rozmnażają się głównie przez partenogenezę. Niezapłodnione samice wydają na świat nimfy, też płci żeńskiej. Najlepsze jednak jest to, że te nimfy mają już w sobie zalążki kolejnych nimf płci żeńskiej. To coś w rodzaju urodzenia córki, która w momencie przyjścia na świat jest już w ciąży. Chore. Mszyce przylazły na balkonie do nasturcji i zrobiły swoje ohydne, wielkie kolonie, rojące się i wysysające liście. Na całe szczęście ich pojawienie się przyciągnęło całe zastępy biedronek i problem został w miarę opanowany.

5) Zioła. Wiosną zasiałem około sześciu gatunków różnych ziół. Kupiłem bodajże w Lidlu taki fajny zestaw – nasiona osadzone w ligninie, w odpowiednich odstępach, wystarczyło włożyć do doniczki, przysypać trochę ziemią i voila! Niestety, nic z tego. Wyrósł jeden jedyny gatunek – lubczyk. Dlaczego akurat on i czemu nie wyrosły inne? Nie mam pojęcia. Później jeszcze dosiałem lawendę, hyzop i rozmaryn. I wiecie co? Nic. Nasiona siedzą sobie nadal w glebie i zapewne naśmiewają się ze mnie. Może należą do tego nowego, opóźnionego pokolenia, które do czterdziestki mieszka z rodzicami?

20160731-03 20160731-01 20160731-02
Kwitną nasturcje… …i słoneczniki A to mieszanka pnączy

Patrząc na powyższe punkty można odnieść wrażenie, że cała moja Operacja Balkon skończyła się klęską. Nic bardziej mylnego. Przejdźmy teraz do pozytywów.

1) Domek dla owadów. Na moim balkonie chciałem nie tylko roślin. Tak naprawdę głównie chciałem mieć owady lub szerzej – bezkręgowce. I tu mój plan się powiódł. Pierwszy raz w życiu zrobiłem domek dla owadów, popełniłem przy tej okazji kilka błędów, ale pomimo nich został on przez odbiorców zauważony i zasiedlony. Wiosenny etap przyniósł masowe przyloty pszczół murarek i os kopułek, które łącznie zajęły prawie 40 komórek. Biorąc pod uwagę to, że w każdej komórce może się rozwinąć do ośmiu larw, mogę obecność domku uznać za sukces. Poza tym dostarczył mi wielu niezapomnianych chwil podczas obserwacji zachowań różnych gatunków.

2) Ostoja bezkręgowców. Bujnie rosnące rośliny, a także kilka specyficznych mini-biotopów, które stworzyłem (misy z gliną, piaskiem, żwirem, pojemniki z mchem, fragmenty starych gałęzi), przyciągnęły liczne bezkręgowce. Do kwiatów zlatuje się wiele gatunków błonkówek i muchówek, w tym osy, pszczoły, trzmiele. Wśród roślin buszują stada biedronek kilku gatunków. Na liściach siedzą różne gatunki pluskwiaków, w tym drapieżne. W zakamarkach kryją się motyle nocne, a na nagrzanych, betonowych ścianach polują pająki – skakuny. Podstawy tego balkonowego ekosystemu powstały wiosną, a już zaroiły się od lokatorów. Mam nadzieję, że do końca sezonu wprowadzi się więcej mieszkańców, którzy będą mieli tu warunki do przetrwania zimy. A kolejną wiosną jeszcze powiększą swą liczbę i różnorodność. I o to właśnie mi chodziło.

20160731-06 20160731-04 20160731-05
Evarcha arcuata – samiec Odorek zieleniak (Palomena prasina) Biedronka siedmiokropka (Coccinella septempunctata)

3) Mieszanki. Lubię niespodzianki, kupiłem więc kilka mieszanek nasion. Większość z nich nie zawiodła mnie. Wyrosły z nich i zakwitły fantastyczne gatunki roślin, kolorowe, pachnące i przyciągające nowych lokatorów. Nie próbowałem nawet identyfikować kwiatów, na pewno miałem coś w rodzaju chabrów, dużo żółtych i czerwonych kwiatów, a także śmieszne, fioletowe wiechcie. Także mieszanki roślin pnących bujnie porosły całą kratkę. Wśród nich najbardziej spodobały mi się duże, fioletowe trąby. Wybaczcie to słownictwo, ale ani ze mnie ogrodnik, ani botanik. Zaskoczeniem było pojawienie się rośliny z dużymi, włochatymi liśćmi o ciekawym kształcie. Jak się później okazało, był to ogórek.

4) Iglaki. Jednym z zapachów, które najbardziej lubię, jest zapach roślin iglastych w gorący, słoneczny dzień. Iglaki wydzielają wtedy jakieś olejki eteryczne o przepięknej woni, które zawsze kojarzą mi się z wakacjami i dzieciństwem. Wiosną kupiłem cztery małe iglaki. Nie pamiętam jakie – coś w stylu sosny, tui, jałowca. Ważne, że iglaki dobrze zaaklimatyzowały się u mnie na balkonie, mają całkiem solidne przyrosty i, co najważniejsze, pachną tak jak trzeba. Pisząc o zapachach nie mogę nie wspomnieć o maciejce, która również ładnie wyrosła i wieczorem dodaje swój piękny zapach do reszty przyrodniczych woni.

5) Rojniki. Bardzo je lubię. Są wdzięcznym obiektem do hodowania. Lubią słońce (jak ja), nie wymagają częstego podlewania, a w dodatku mają wiele ciekawych kształtów i kolorów. W dodatku w odpowiednich warunkach rosną szybko i gęsto, a do tego obficie i kolorowo kwitną . Swoje rojniki pozbierałem w czasie moich fotograficznych spacerów. Suche okolice torowisk, płoty koło działek, nasłonecznione łąki – wszędzie tam spotykałem te ciekawe rośliny. Brałem niewielkie fragmenty, które bardzo ładnie się rozrosły w przeznaczonej dla nich skrzynce.

20160731-12 20160731-11 20160731-10
Ogóras… Pomidoras… Rojnikas…

Solidnie się dzisiaj rozpisałem, ale mam akurat fazę na prace balkonowe. Po kilku miesiącach mogę z czystym sumieniem napisać, że Operacja Balkon zakończyła się sukcesem. Przede wszystkim balkon przestał przypominać betonowo-marsjański krajobraz, zazielenił się, zaroił od bezkręgowców i stał się miejscem gdzie lubię spędzać czas nie tylko odpoczywając, ale także z radością pracując. Jestem bardzo zadowolony z rezultatu. Zebrane doświadczenia będę wykorzystywał w następnych sezonach, bo mam już wiele nowych pomysłów na następny rok. Tymczasem wprowadzę jeszcze kilka drobnych zmian, a o ich rezultatach napiszę pewnie jesienią.

  9 komentarzy to “Balkoning”

  1. Gratuluję pomysłu, zapału i efektów 🙂
    Też staram się zazieleniać mój balkon. Niestety nie wszystko mogę hodować od północnego-wschodu. W korytkach wysiewam lub sadzę sadzonki aksamitek. Dobrze i długo kwitną. Nie trzeba ich dużo podlewać. Zniosą suszę podczas wyjazdu urlopowego. W tym roku mam też lobelię. Dwa razy siałam słoneczniki miniaturowe w dużej donicy (50cm wys.) – po 2 nasionka do dołeczka co 15-20cm. One potrzebują dużo ziemi. Miały metr wysokości. Pięknie kwitły. W zeszłym roku w ogóle nie wykiełkowały, bo wiosna była sucha, a ja zapominałam o podlewaniu. Kiedyś miałam żywotnik miniaturowy, kulisty. Rósł pięknie przez kilka lat. Pewnej jesieni zaatakowały go mszyce. Zimą przysechł i/lub zmarzł. Musiałam go wyrzucić, bo opadły wszystkie “liście”. Żywotniki i cyprysiki wrażliwe są na przesuszenie latem i zimą oraz na silny mróz.
    Od zeszłego sezonu hoduję pietruszkę bezkorzeniową, szczypiorek bezcebulowy oraz rukolę. Pietruszkę zasiałam w tym roku trochę za gęsto i urosła niska. W czerwcu dopadły ją przędziorki, ale zniknęły, gdy wypsikałam liście, korytka i balustrady miksturą z pokrzyw. W zeszłym roku (jak wspominałam) męczyłam się z mszycami. W związku z tym nie polecam uprawiać nasturcji. Pamiętam z dzieciństwa, że rosły u babci w ogrodzie i zawsze były oblepione mszycami albo zielono-czarnymi gąsienicami :/ Raz na balkonie hodowałam tez powój (nie powojnik), ale potem ciężko było usunąć uschnięte pnącza z balustrady.
    Szkoda, że niektóre nasiona kupione przez Ciebie nie wykiełkowały. Mogły być płonne. Ja kupuję w Castoramie. Raz kupiłam cebulki przebiśniegów w Biedronce, ale nic z nich nie wyrosło. Pewnie były przesuszone. Ogólnie trzeba stosować się do zasad siewu podanych na opakowaniach. Zbyt duża ilość nasion w ziemi “zagłusza się” wzajemnie i żadne może nie wykiełkować. Poza tym warto zaglądać do internetowych poradników ogrodowych 🙂

    • Dzięki za komentarz! Z tym zapałem to jest różnie, ale staram się cały czas pamiętać o balkonowych pracach. A nasiona kupowane w marketach spożywczych to faktycznie wielka loteria. Podobnie zresztą jak żywe rośliny, które nie wiadomo jak długo stoją w jakichś magazynach i są opryskiwane nie wiadomo czym.

  2. Mszyce uwielbiają nasturcje. To ich przysmak. Z mojej mieszanki kwiatowej wsianej do skrzynki też jedna wyrosła i właśnie ją obsiadły – zamiast pryskać usunąłem nasturcję i po mszycach.

    • Mogłeś usunąć cały balkon 🙂 U mnie porosło dużo nasturcji w różnych miejscach, więc nie było łatwo wywalić je wszystkie. Zresztą na początku ładnie kwitły i mszyc nie było.

  3. Kompletnie nie znam się na ogrodnictwie (amatorskim), ale zaciekawił mnie domek dla owadów. Fajna sprawa, zwłaszcza dla kogoś, kto w praczasach zawiesił cały ogród domkami, ale dla ptaków. Teraz nie mam takich możliwości i strasznie tego żałuję. Swoją drogą masz na swoim balkonie niewielkie, insekcie zoo:) Ciekaw jestem, jak reaguje na to (zwłaszcza na te pająki) Twoja małżonka/partnerka?

    • Ja też się nie znam, ale wytrwale próbuję 🙂 Domek dla owadów jest świetnym pomysłem, oczywiście jeżeli ktoś nie reaguje paniką na pszczoły czy osy. Domki dla ptaków oczywiście byłyby też fajne, ale w bloku to raczej nierealne. Chociaż posiadanie własnej rodziny rudzików czy sikor… super. W sąsiednich blokach gnieżdżą się sokoły, więc kto wie?

  4. Dobre. Aż po raz pięćset osiemdziesiąty szósty pożałowałam, że nie mam balkonu, a tylko okno balkonowe z balustradką. 😉 Bardzo ciekawe są te Twoje doświadczenia z roślinami, które przy okazji uświadomiły mi, że ogrodnictwo to nie jest łatwa robota, oj nie…
    A co do nasturcji, kiedyś przy okazji ktoś (znający się na rzeczy) mi napisał, że sieje się je specjalnie, bo ściągają wszystkie mszyce z okolicy, dzięki czemu pozostałe rośliny są od nich wolne. 🙂

    • Balkon jest fajny, o ile ma się zapał 🙂 Patrząc na sąsiednie wieżowce może z 4-6 balkonów na budynek jest jakoś zazielenionych. Reszta pusta albo służy jako składowisko rupieci. Ogrodnictwem też się nigdy nie zajmowałem (poza oglądaniem programów na BBC o nim 🙂 ). Wszystko co robię, robie po raz pierwszy w tej dziedzinie. No i dzięki temu nie miałem pojęcia, że te nasturcje to taki wabik na mszyce.

      • U mnie na osiedlu procent zazielenienia jest zdecydowanie większy, co cieszy. 🙂
        Fajnie tak robić coś po raz pierwszy i próbować co z tego wyjdzie. Jednak chyba chciałeś zbyt dużo na raz, bo Twój balkon nie jest jakimś wielkoludem i dlatego nie wyszło to do końca tak jak miało wyjść. Ale w następnym roku z pewnością będzie lepiej. 🙂 Nasturcje mimo wszystko siać warto, bo inne rośliny będziesz wtedy miał wolne od mszyc.
        Fioletowe trąby kojarzą mi się z wilcem. A domek dla owadów jest super, no i Twoje doświadczenie pokazuje, że warto, że to jest przydatne. 🙂 W moich oknach balkonowych od zewnętrznej strony są takie dziwne nadprogramowe dziurki i parę razy obserwowałam, jak dzikie pszczoły usiłowały je zasiedlać.

Sorry, the comment form is closed at this time.